Sąd potwierdził zasadność zwolnienia
Gorzyce Sprawę zwolnienia Teresy Sosny rozpatrywała, działająca w radzie gminy komisja oświaty, kultury i sportu.
Na podstawie wyjaśnień dyrektor szkoły w Koloni Fryderyk oraz radcy prawnego gminy a także materiałów procesowych komisja doszła do wniosku, że skargę należy uznać za bezzasadną. Wśród przesłuchanych zabrakło skarżącej. Ta o posiedzeniu komisji została poinformowana, ale jak później wyznała, nie wiedziała, że może przyjść na posiedzenie. 28 października przyszła na posiedzenie połączonych komisji by wyjaśnić radnym swoje motywy.
W 2008 roku skorzystała z przysługującego nauczycielom rocznego urlopu dla podratowania zdrowia. Kiedy po roku wróciła do szkoły okazało się, że jej stanowisko pracy zostało zlikwidowane. - Ze względu na reorganizację i likwidację jednego z oddziałów – wyjaśnia Teresa Kluczka, dyrektor trzyklasowej Szkoły Podstawowej w Koloni Fryderyk. W małej szkole zostały tylko dwie klasy. Dyrektor zaproponowała doświadczonej nauczycielce pracę na pół etatu w oddziale przedszkolnym, chociaż ta nigdy w przedszkolu nie pracowała. Za obniżką etatu poszła obniżka pensji. - Zgodziłam się, zastrzegając że od nowego roku szkolnego kiedy znów w szkole będą trzy klasy chcę wrócić do szkoły – mówi Teresa Sosna, nauczycielka nauczania zintegrowanego. Rok szkolny dobiegł jednak końca, a Sosna całego etatu w szkole nie dostała. W zamian dyrektorka zaproponowała jej pół etatu w oddziale przedszkolnym oraz pół etatu w szkole – miała prowadzić zajęcia świetlicowe. Sosna nie chciała kontynuować pracy w przedszkolu. Twierdzi, że nie czuła się do tego odpowiednio przygotowana. Przyjęła pracę na pół etatu w szkolnej świetlicy, ale nie była do końca zadowolona z takiego rozwiązania. Niemal od razu zaczęły się niesnaski. Na nauczycielkę sypnęły się skargi rodziców, że nie radzi sobie z dziećmi. Pisma trafiły m.in. do wójta. Z jej zajęć miał uciec uczeń. Pojawiły się oskarżenia o stosowanie przemocy psychicznej i fizycznej. Te zarzuty Teresa Sosna uważa za niesprawiedliwe. - Jakoś dziwnie się trafiało, że skargi pisali na mnie nawet rodzice uczniów, z którymi w ogóle nie miałam zajęć. Wszystko nagrywała pani dyrektor – mówi Sosna. Kluczka tym tezom zdecydowanie zaprzecza. - Niczego nie prowokowałam – przekonuje dyrektorka szkoły. Ostatecznie konflikt skończył się na tym, że nauczycielka dostała od swojej przełożonej (po konsultacji z radą rodziców) negatywną ocenę pracy i na dwa lata przed emeryturą została zwolniona. Poszła do sądu pracy w Jastrzębiu. Ten jednak uznał, że wszystko odbyło się zgodnie z literą prawa. Taki wyrok podtrzymał również Sąd Okręgowy w Rybniku.
Córka dyrektorki dostała etat
Sprawa budzi niesmak. Dlaczego? Jeden z radnych zwrócił uwagę na to, że doświadczona nauczycielka, która wcześniej osiągała wiele sukcesów pedagogicznych, otrzymała nawet nagrodę wójta, nagle stała się czarnym charakterem. - Coś się stało. Przecież nie można się chyba tak nagle zmienić? - zauważył radny Marian Jureczka. Teresa Kluczka twierdzi jednak, że skargi nie pojawiły się nagle, a rodzice składali je już wcześniej. Tyle, że były to skargi ustne. Stwierdziła też, że mimo tych wcześniejszych skarg doceniała pracę Teresy Sosny. Zainteresowana powody zwolnienia widzi gdzie indziej. - Zostałam zwolniona, bo dyrektor zatrudniła w szkole własną córkę – uważa. I tu dochodzimy do sedna sprawy. Kluczka w zastępstwie będącej na zdrowotnym Sosny zatrudniła dwie nowe osoby. W tym swoją córkę. - Prawo tego nie zabrania – mówi Helena Łyp, dyrektor Gminnego Zakładu Obsługi Finansowej. Jednostka ta sprawuje nadzór nad gorzycką oświatą. Bogusław Konieczny, przewodniczący komisji oświaty, kultury i sportu w radzie gminy jest podobnego zdania. - Prawo nie zabrania zatrudniania członka rodziny w szkole – odparł kiedy zapytaliśmy go, co myśli o tym, że Kluczka jako dyrektor publicznej szkoły, a więc utrzymywanej z pieniędzy podatników dała pracę swojej córce. Ani Łyp, ani Konieczny, podobnie zresztą jak zdecydowana większość radnych słowem nie zająknęli się o etycznym aspekcie takiego postępowania. Jedynie radny Henryk Wycisk zauważył, że coś jest jednak nie tak. - Być może trzeba na przyszłość unikać takich sytuacji – powiedział Wycisk, kiedy na sesji dziennikarz zaczął zadawać Teresie Kluczce niewygodne pytania. Co notabene skończyło się wzburzonymi głosami z sali posiedzeń sugerującymi, że pytania o zatrudnienie córki są co najmniej nie na miejscu i nie w temacie skargi.
Nepotyzm w szkole? Prawo nie zabrania
Po odejściu Sosny na urlop chorobowy obaj nowi nauczyciele mieli pracować na czas określony, na pół etatu. Co ciekawe trafili do oddziału przedszkolnego, mimo że Teresa Sosna była wychowawcą w klasie II. W zastępstwie za nią do pracy w szkole została przeniesiona nauczycielka z oddziału przedszkolnego. Kiedy Sosna wróciła z chorobowego córka dyrektorki pozostała w oddziale przedszkolnym, dostała nawet wychowawstwo. Pracuje do dziś. Zatrudnionemu wspólnie z nią nauczycielowi nie przedłużono umowy. Zastępująca w szkole Sosnę przedszkolanka pozostała na etacie w szkole jako nauczyciel nauczania zintegrowanego. Według przedstawionej nam wersji sama o to poprosiła, a dyrektor do tej prośby się przychyliła. - A przecież wystarczyło, żeby osoba, która mnie zastępowała w szkole powróciła do oddziału przedszkolnego. Ja mogłabym uczyć dalej w szkole. Ale tak się stać nie mogło bo w przedszkolu była już córka dyrektorki – mówi Sosna.
Pytana przez nas o zatrudnienie córki Teresa Kluczka problemu nie widzi. Zapewnia, że córka miała wymagane kwalifikacje. Zatrudniła ją bez ogłaszania naboru. Wyjaśnia, że nie miała takiego obowiązku. Kiedy zauważyliśmy, że nabór dałby jej większe możliwości wyboru najlepszego nauczyciela, Kluczka odparła, że miała z czego wybierać. - Do szkoły cały czas trafiają oferty nauczycieli. Miałam wybór. Zatrudniłam osobę, która spełniała wymogi i miała odpowiednie kwalifikacje – przekonuje Kluczka. Faktem jest, że dyrektorka prawa nie złamała. - W Karcie Nauczyciela nie ma zapisu wykluczającego zatrudnianie przez dyrektora członków rodziny na stanowiska nauczycielskie. Wiemy, że takie sytuacje się zdarzają. My nie możemy na nie reagować. Każdy dyrektor musi to rozważyć we własnym sumieniu – mówi Anna Wietrzyk, rzecznik Kuratorium Oświaty w Katowicach.
Artur Marcisz
Komentarz
Słuchając debatujących nad skargą Teresy Sosny radnych nie doczekałem się, by któryś z nich lub któryś z włodarzy gminy zwrócił przy tej okazji uwagę na aspekt zatrudnienia przez dyrektorkę szkoły członka swojej rodziny. Ta kwestia nikogo zdawała się nie interesować. Dwukrotnie za to usłyszałem, że prawo takiego zachowania nie zabrania. U pani dyrektor również próżno szukać jakiejkolwiek refleksji nad etycznością zatrudniania w publicznej placówce członka najbliższej rodziny. A przecież od osób piastujących stanowiska publiczne chciałoby się wymagać czegoś więcej niż tylko przestrzegania prawa. Gwoli wyjaśnienia - zdaję sobie sprawę z tego, że „wolna amerykanka” w kwestii zatrudnienia to nie tylko problem szkoły w Koloni Fryderyk, czy w szkołach gminy Gorzyce. To problem znacznie szerszy, który jak pokazuje przykład z Koloni, może rodzić wiele niejasności i sytuacji konfliktowych.