Skąd ten Liechtenstein?
Z wielkim zdziwieniem przeczytałem artykuł na Nowiny.pl, w którym zrelacjonowana została sprawa przyjęcia uchwały intencyjnej popierającej działania p. Dietera Przewdzinga, burmistrza Zdzieszowic (artykuł pierwotnie ukazał się 14 stycznia w „Nowinach Wodzisławskich”).
Zdziwienie budzi we mnie przede wszystkim fakt, że osobą, która została przywołana do relacjonowania sprawy jest pan radny Alojzy Wita. Szczególnie, że pan radny Wita na połączonych komisjach Rady Gminy w Mszanie, podczas posiedzenia których przedstawiałem ideę i uzasadnienie do podjęcia takiej uchwały, był w zasadzie jedynym sprzeciwiającym się temu pomysłowi. Cieszyć może bardzo to, że pan radny zmienił zdanie, bo być może dostrzegł rzeczywiste problemy wynikające z centralistycznego ustroju Polski. Mam nadzieję, że wstąpienie przez radnego Witę na szańce apologetów regionalizacji kraju jest podyktowane rzeczywistą troską o bieg spraw publicznych, nie stanowiąc przykładu radykalnej zmiany pozycji z powodów koniunkturalnych. Choć przyjmuję do wiadomości, że takie rzeczy się zdarzają. A w zestawieniu z faktem, iż radny Wita wywodzący się ze środowiska sportowego i mający wygimnastykowany kręgosłup, doskonale wie, że częste zmiany pozycji są bardzo dobrym manewrem prowadzącym w kierunku zwycięstwa, pewne obawy z tym związane się pojawiają. I jeszcze pojawia się pytanie, skąd się wziął ten Liechtenstein?
Założenia autonomii regionalnej (burmistrz Przewdzing używa sformułowania: autonomia gospodarcza) wymagają jednak odrobinę szerszego rozwinięcia, niż zostało to w, siłą rzeczy, krótkim materiale prasowym opisane.
Bazując na doświadczeniach przedwojennego Autonomicznego Województwa Śląskiego, idzie o to, by w ten sposób konstruować ustrój państwa, aby rzeczywiście pozwalać rozwijać się samorządności w Polsce. Konstytucyjna zasada pomocniczości, realizowana w praktyce pozwoliłaby na zdecydowanie bardziej skuteczne zarządzanie sprawami publicznymi. Przybliżenie ośrodka decyzyjnego do danej sprawy na ogół zwiększa trafność podejmowanych decyzji co do sposobu jej regulowania. Jeżeli do tego dodamy prawo do dysponowania zdecydowanie większą niż obecnie częścią środków publicznych z wypracowanych na danym terytorium podatków, to szansa na skuteczność rośnie bardzo wyraźnie.
Tymczasem mamy centralnie gromadzone (z stosunkowo niewielkim wyjątkiem) podatki, które później są rozdzielane na poszczególne zadania publiczne. A czy dzieje się to w sposób zadowalający? Z bardzo wielu środowisk słychać głosy krytyki...
Do tego jeszcze ciągłe umniejszanie puli pozostawionej do dyspozycji samorządów poszczególnych szczebli. Dzieje się tak poprzez notoryczne dokładanie zadań JST (które nb potwierdziły swoją skuteczność, a niestety, na ich wykonanie nie ma dodatkowych pieniędzy.
Autonomia, do której już od ponad 20 lat przekonuje moje stowarzyszenie, czyli Ruch Autonomii Ślaska, daje duży zakres samodzielności naszemu regionowi.
Większość spraw moglibyśmy regulować we własnym gronie. Ludzie stąd decydowaliby o rozdziale pieniędzy, o podatkach, o sprawach wewnętrznych, kulturze, sporcie, edukacji czy o służbie zdrowia. Nikt nie narzucałby naszym dzieciom, o jakich bohaterach historycznych muszą się uczyć, a jakie wydarzenia pomijać. Pieniądze, które wypracują mieszkańcy naszego regionu, pozostaną do naszej dyspozycji. Mieszkańcy tej ziemi będą decydowali o podziale tych środków finansowych. Nad śląskim prawem górniczym będą dyskutowali miejscowi fachowcy, a nie posłowie np. znad morza.
I nie mają tu nic do rzeczy wynurzenia typu: „To pierwszy krok do niezależności Śląska”. Autonomia nie polega na oderwaniu się od państwa. Część kompetencji musi pozostać w rękach władz Rzeczypospolitej, między innymi dyplomacja, wojsko i polityka monetarna.
Pora na to, by zerwać z niesprawnym systemem, w którym skuteczność w wykonywaniu zadań publicznych coraz bardziej zależy od bieżącej koniunktury politycznej i przejść do rzeczywistego władztwa samych zainteresowanych.
Janusz Wita
Radny Sejmiku Województwa Śląskiego, Klub Radnych RAŚ