Na wstępie
Tomasz Raudner - Redaktor naczelny Nowin Wodzisławskich
Ostanie dni przyniosły dwie informacje związane z górnictwem. Skrajne i paradoksalne, przynajmniej dla mnie. Z jednej strony mowa jest o planach budowy dwóch kopalń węgla, zatrudnieniu 1500 osób. Z drugiej słyszymy o widmie bankructwa Kompanii Węglowej. Tam przekonują, że górnictwo to biznes, na którym można zarobić. I mówią to przedstawiciele prywatnego kapitału, którzy ponoć na branży się znają. Tutaj słyszymy o braku popytu, niskich cenach, wysokich kosztach i zestawie innych nieszczęść. Więc się pytam - o co chodzi z tym węglem? Dlaczego jedni widzą w nim opłacalny interes, a inni nie? Skupiłbym się na drugim członie tego pytania, chociażby dlatego, że budowa kopalń to temat przyszłości, a dramat Kompanii rozgrywa się tu i teraz. Węgiel się sprzedaje. Kupuje go przemysł i statystyczny Kowalski. Problem w tym, że nie kupuje go od Kompanii Węglowej. Bądź nie kupuje go tyle, ile Kompania by sobie życzyła. I ja się wcale nie dziwię. Tona kosztuje w detalu 700 zł, czyli 100 - 150 zł więcej niż elegancko zapakowany w worki opał w markecie. Tak, to opał sprowadzony z Rosji, Afryki, Chin, a nie rodzimy. Ale pali się tak samo i nie drenuje aż tak portfela. Kowalski być może kupiłby nasz węgiel, gdyby był tańszy. I chyba Kampania nie ma wyjścia, jak obniżyć ceny. Pytanie tylko, czy jest to w mocy samej Kompanii Węglowej i jej zarządu. Dlaczego? Otóż w tych 700 zł za tonę tylko około 200 zł to koszt produkcji. Jak rozumiem to jest ta działka, na którą wpływ ma Kompania Węglowa? A reszta? To różne opłaty, marże, koszty pośredników. Jak tu nic nie drgnie, to nawet jak Kompania stanie na rzęsach i obetnie koszty produkcji, strzelam, o 30 zł, to dalej będzie 670, czyli dużo za dużo. Znając życie te 30 zł najbardziej odczuje na pensji górnik, który na ten węgiel najbardziej pracuje. Tutaj konkretne decyzje muszą zapaść wyżej. W rządzie. Tylko, czy rząd zajęty aferą podsłuchową będzie miał czas martwić się problemami spółki węglowej na Śląsku?