Żona górnika: ludzie boją się zmian
Sytuacja w górnictwie oczami kobiet. - Strach wywołuje już samo słowo „restrukturyzacja” - mówi pani Joanna, żona górnika z Rydułtów.
RYDUŁTOWY Górnicy ze Śląska prowadzili akcję protestacyjną przeciwko planom likwidacji czterech kopalń. Planom rządu sprzeciwiały się też kobiety. Do stolicy pojechały pracownice kopalń i żony górników - zatroskane o przyszłość swoich rodzin. A jak do sprawy podchodzą kobiety z naszego terenu, gdzie - jeśli chodzi o KWK Rydułtowy-Anna i KWK Marcel - widmo zamknięcia kopalń na razie nie istnieje? Czy temat sytuacji w Kompani Węglowej zdominował ich życie codzienne? Pytamy jedną z nich.
Po nowym roku
Mąż pani Joanny pracuje na rydułtowskiej kopalni od 17 lat. - Święta był jeszcze w miarę spokojne. Ale naprawdę nerwowo zrobiło się po nowym roku. Sytuacja Kompanii Węglowej to teraz temat numer jeden w naszym domu. Nie wiem, co czeka moja rodzinę, bo sytuacja jest niestabilna. Mam czarne myśli, w głowie rodzą się najróżniejsze scenariusze. Trudno sobie później to wszystko poukładać - przyznaje pani Joanna.
Straciłoby całe miasto
Chociaż plany likwidacji dotyczyły wyłącznie czterech kopalń: Bobrek-Centrum, Sośnica-Makoszowy, Pokój i Brzeszcze, strach przed tym samym rozwiązaniem w Rydułtowach istnieje. - Nikt nie da nam gwarancji, że do tego nie dojdzie. Takiej pewności po prostu nie ma. Chcąc nie chcąc, rozmawia się więc o różnych sytuacjach. Zamknięcie byłoby najgorszą. Mój mąż jest głównym żywicielem rodziny. Za moją pensję nie opłacimy mieszkania i pozostałych opłat stałych. Więc nie wyobrażam sobie, że mógłby stracić pracę. Podobnie inne rodziny. To odbiłoby się na całych Rydułtowach. Część sklepów straciłaby klientów. Nie tak dawno przejeżdżałam przez Pszów. Ulicą przy kopalni Anna. Puste witryny sklepowe, szaro, smutno - mówi pani Joanna.
Nikt nie dołoży
Głównie rozmawia się jednak o planach przejęcia czterech tzw. rybnickich kopalń, w tym Rydułtowy-Anna i Marcel, przez spółkę Węglokoks. - Każdy boi się, że będzie redukcja w zatrudnieniu, że zaczną zwalniać. Że nowy pracodawca narzuci inne zasady. Strach wywołuje też samo słowo „restrukturyzacja”, które po czasie też daje furtkę do zamknięcia - uważa rozmówczyni. Dodaje, że ludzie boją się zmian w ogóle. Bo jeśli jakiekolwiek nastąpią, to raczej nikt nie „dołoży”, tylko przeciwnie. A to spowoduje, że zmienią się warunki bytowe wielu rodzin.
Odnosi się też do zarobków pracowników kopalń. - Na pasku wyglądają świetnie. Ale to dochód brutto. Kiedy mąż sam pracował, to owszem, poradziliśmy sobie, ale trzeba było dokładnie i z głową planować wydatki mając 4-osobową rodzinę. Teraz, kiedy ja też pracuję, wcale nie żyjemy ponad stan, chociaż jest na pewno lepiej - podkreśla kobieta. Wśród zalet pracy na kopalni, z punktu widzenia małżonki, na plus wymienia na pewno to, że jest stała umowa o pracę i pewna pensja na czas. Minusem jest z kolei strach o drugą połówkę. - Kiedy mąż spóźnia się z pracy, a nie zadzwoni, już się denerwuję, że coś mogło się stać - puentuje.
(mak)