W zardzewiałej puszce znaleźli skarb
Wodzisławska policja zajmuje się nietypową sprawą, bo sprawą kosztowności. Nikt jednak na dobrą sprawę nie wie jak wyglądały, komu zginęły i gdzie teraz są. Jedyny, dość ulotny ślad, to wspomnienia dwóch mieszkańców Wodzisławia.
WODZISŁAW Aby opisać sprawę, którą żyje cały Wodzisław, należy się cofnąć o kilka tygodni. A więc po kolei. Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej zainteresował się dwoma podopiecznymi, którzy przestali się kontaktować z ośrodkiem. – Przestali się kontaktować z pracownikiem socjalnym. Urwał się kontakt. Wszczęliśmy postępowanie w zupełnie innej sprawie – potwierdza Elwira Palarczyk, dyrektor MOPS w Wodzisławiu Śląskim. Między innymi z uwagi na dobro dzieci pracownicy dotarli do rodzin. Mężczyźni nie wyrażali jednak już zainteresowania wsparciem MOPS-u, choć przez lata wyczekiwali na pomoc z tej instytucji. Uwadze pracowników nie uszło, że mężczyźni do tej pory borykający się z problemami finansowymi, zaczęli żyć ponad stan. O sprawie została poinformowana policja, która miała sprawdzić, czy nagły przypływ gotówki nie ma związku z przestępstwem. – Okazało się, że panowie mają pieniądze, bo znaleźli coś bardzo cennego – mówi nadkomisarz Magdalena Wija z Komendy Powiatowej Policji w Wodzisławiu Śląskim. Gdzie znajduje się takie skarby? Np. w stercie śmierci na granicy Zawady i Kokoszyc. Mężczyźni podczas zbierania złomu znaleźli opakowanie z kosztownościami. – Opisują je jako zardzewiałą zgniłą puszkę, w której były cenne przedmioty – mówi policjantka. Chodzi najprawdopodobniej o złoto. Najprawdopodobniej, bo ze znaleziska nic nie zostało poza dobrymi humorami szczęśliwych znalazców. Wszystko wydali. Po ulicach Wodzisławia historia przekazywana jest z ust do ust, a wartość znaleziska pomnożona została już do kilku milionów złotych. – To bujda, prawdopodobnie znalezisko było warte maksymalnie od kilku do kilkunastu tysięcy złotych, a zostało spieniężone za jeszcze mniejszą sumę – mówi osoba znająca kulisy sprawy. Co więc sprawdza policja? Czy nie doszło do przestępstwa przywłaszczenia, bo takie znalezisko należy oddać do właściwej instytucji. Nikt nie usłyszał jednak w sprawie zarzutów, a obaj mężczyźni są jedynie świadkami w sprawie. Dzwoni za to telefon w komendzie. – Kontaktują się z nami osoby, które twierdzą, że to właśnie do nich należały kosztowności. Trudno to weryfikować, bo nic z nich nie zostało – przyznaje policjantka.
(acz)