Walczą o drewno pozostałe im po remoncie dachu
Znaleźli skradzione im drewno, ale bez faktur nie mają do niego prawa
MSZANA Sześć kubików drewna – pozostałość po remoncie dachu i altanki, latami leżało na podwórku małżeństwa: Teodory i Zdzisława z Mszany. Dwa lata temu pod ich nieobecność zostało skradzione. Małżeństwo znalazło złodzieja i drewno. Mimo że drewno ponownie trafiło na ich podwórko, nie mogą z niego korzystać, bo nie mają na nie rachunku, a złodziej też twierdzi, że drewno jest jego.
– Zostało nam drewno z remontu dachu. Robiliśmy też altankę i mąż przywiózł na ten cel drewno kupione od Alpiny – mówi pani Teodora. – Ale nie mamy na to rachunku, dali nam tylko „wuzetki”, dowód do przewozu towaru. – Rachunek z tartaku na drewno na altankę i na dach miałem, ale nie potrafię go znaleźć, gdzieś się zawieruszył – dodaje pan Zdzisław. – Byłem w tartaku z prośbą o duplikat rachunku, ale tam pani mówi: „minęło pięć lat i też nie mamy tego rachunku”.
To jakiś bajer
O rachunki, a raczej ich brak, wszystko się właśnie teraz rozbija. W 2013 r. małżeństwo z Mszany wyjechało na jakiś czas z domu. Ich syn i synowa pracują. Kiedy nikogo nie było w domu, ktoś ukradł im z podwórka drewno. – Synowa poszła do ogrodu, patrzy, a drewna nie ma. Zabrano wszystko, do najmniejszego kawałka – wspomina pani Teodora. – Kiedy syn zadzwonił do nas z taką informacją, mąż od razu wrócił do Mszany i zgłosił kradzież na policję. Domyślaliśmy się, kto mógł ukraść drewno, więc podaliśmy nazwisko tej osoby. Policja przyjechała, zrobiła zdjęcia, odciski opon.
Tak się złożyło, że małżeństwo wkrótce czekał kolejny, zaplanowany kilkutygodniowy wyjazd. Po powrocie od razu poszli na policję dowiedzieć się, jakie są postępy w ich sprawie. Po przeczytaniu zeznań osoby wskazanej przez nich jako potencjalny sprawca kradzieży, zrobili wielkie oczy. – Ta osoba zeznała, że wzięła drewno, bo niby należało do niej. To jakiś bajer, drewno jest nasze, a teraz ktoś wchodzi na naszą posesję i zabiera sobie drewno, że niby jego? – denerwuje się pani Teodora. – Wtedy mąż postanowił szukać drewna na własną rękę.
Zmienił zeznania
Pan Zdzisław szukał po znajomych osoby, którą podejrzewali. – No i w końcu znalazłem to drewno na jednej z posesji – mówi. – Było schowane w krzakach, nawet przykryto je tą samą naszą, niebieską plandeką. Zauważyłem, że drewna jest mniej. Brakowało ok. 2,5 kubika nowych desek z dachu. Właściciel tej posesji powiedział, że drewno przywiózł do niego mężczyzna, którego podejrzewaliśmy o kradzież.
Małżeństwo zgłosiło znalezisko na policję. – Mieliśmy czekać na termin kiedy będziemy mogli to drewno odebrać. Wreszcie był telefon z policji, że mam załatwić transport i przyjechać po drewno. W obecności policjantów wynajętym autem przewiozłem drewno z powrotem do siebie. Za transport zapłaciłem 300 zł – opowiada pan Zdzisław. – I tak leży do dziś. Ale nie możemy z niego korzystać, bo nie mamy rachunków na to drewno, a mężczyzna, którego podejrzewaliśmy o kradzież najpierw przyznał się, a potem zmienił zeznanie i powiedział, że drewno jest jego.
Kto właścicielem drewna?
Komenda Powiatowa Policji w Wodzisławiu Śląskim prowadziła postępowanie w sprawie kradzieży drewna, które nadzorowała Prokuratura Rejonowa w Wodzisławiu. Ale wobec braku danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia przestępstwa, ze względu na niemożność ustalenia właściciela drewna, dochodzenie zostało umorzone. – W imieniu pokrzywdzonego pana Zdzisława zostało złożone do Sądu Rejonowego w Wodzisławiu Śląskim zażalenie na w/w postanowienie o umorzeniu dochodzenia. Sąd Rejonowy w Wodzisławiu Śląskim nie uwzględnił zażalenia pokrzywdzonego i utrzymał w mocy postanowienie o umorzeniu dochodzenia wydane przez Prokuraturę Rejonową w Wodzisławiu Śląskim – mówi adwokat Patrycja Niepelt.
– Zażalenie na postanowienie o umorzeniu dochodzenia nie zostało przez Sąd Rejonowy w Wodzisławiu Śląskim uwzględnione z uwagi na brak danych dostatecznie uzasadniających popełnienie przestępstwa – tłumaczy sędzia Agata Dybek-Zdyń, rzecznik Prasowy Sądu Okręgowego w Gliwicach. – Sąd wskazał, iż przesłuchani w sprawie świadkowie nie byli w stanie jednoznacznie i kategorycznie odpowiedzieć na pytanie, kto jest właścicielem zabezpieczonego w sprawie drewna . Również skarżący, zdaniem sądu, nie wykazał w żaden sposób własności spornego drewna, nie przedłożył dowodów zakupu, dowodów otrzymania darowizny i dowodu opłacenia podatku od tej darowizny. Żadna ze stron nie była w stanie wykazać, że jest właścicielem spornego drewna, okoliczności tej nie udało się nadto ustalić w bezsporny sposób w oparciu o zeznania świadków.
Jak mówi adwokat Niepelt, w imieniu pokrzywdzonego został też wysłany do rzecznika Praw Obywatelskich wniosek o podjęcie czynności, ale Rzecznik wskazał, iż na obecnym etapie postępowania nie ma prawnej możliwości udzielenia pomocy.
Mają i nie mają
Czy to nie kuriozalne, że na podwórku małżeństwa z Mszany znajduje się drewno, z którego nie mogą korzystać? – Rzeczywiście jest tak, że mimo iż drewno znajduje się obecnie na terenie nieruchomości tych państwa, to nie jest możliwe korzystanie z niego, gdyż drewno to zostało oddane panu Zdzisławowi na przechowanie. To znaczy, że jest on zobowiązany do przedstawienia drewna oddanego na przechowanie na każde żądanie sądu lub organu prowadzącego postępowanie, a ponadto pan Zdzisław, jako osoba przechowująca drewno, ma zakaz jego zbycia, obciążania, przekształcania i wydania drewna osobie nieupoważnionej pod rygorem odpowiedzialności karnej – mówi adwokat Patrycja Niepelt. – Drewno zostało oddane na przechowanie panu Zdzisławowi na jego wniosek. Może on postanowić, iż nie będzie dłużej przechowywał drewna i zażądać, aby Prokuratura Rejonowa w Wodzisławiu zabrała drewno z jego posesji do magazynu. W niniejszej sprawie ani pan Zdzisław, ani żaden inny świadek w sprawie nie mają prawa do tego drewna.
Pozostaje proces cywilny?
Czyli małżeństwu pozostaje tylko wytoczenie sprawy z powództwa cywilnego wobec osoby podejrzewanej o kradzież. – Pan Zdzisław może oczywiście wystąpić do sądu z powództwem cywilnym o ustalenie prawa. Oczywiście, że najlepszym dowodem w niniejszej sprawie byłyby dokumenty, lecz istnieje możliwość wykazania prawdziwości swoich twierdzeń również innymi dowodami np.: zeznaniami świadków. Jednak postępowanie cywilne jest kosztowne. W przypadku wygrania sprawy pan Zdzisław ma szanse na odzyskanie kosztów, lecz początkowo to on, jako powód, zobowiązany jest do ich wyłożenia – tłumaczy pani adwokat. – Najlepszym rozwiązaniem jest dysponowanie dokumentami potwierdzającymi własność danej rzeczy, ale trudno wymagać od kogokolwiek, by po wielu latach posiadał stosowne dokumenty. W niniejszej sprawie wobec zajętego stanowiska prokuratury wytoczenie powództwa cywilnego wydaje się być jedynym rozwiązaniem.
Jak się dowiedzieliśmy, sprawa ponownie wróciła do Rzecznika Praw Obywatelskich. Teraz trzeba poczekać na jego stanowisko. W przeciwnym razie jedyną możliwością pozostaje powództwo cywilne.
(abs)