Duży Kaliber: To już pewne. Dożywocie dla Szatana
12 stycznia Sąd Apelacyjny w Katowicach skazał mieszkańca Nowej Wsi (gmina Lyski) na karę dożywotniego pozbawienia wolności. Oznacza to, że wyrok w sprawie zabójstwa małżeństwa P. stał się wreszcie prawomocny.
Wydanie prawomocnego wyroku zajęło wymiarowi sprawiedliwości aż sześć lat. Jak to możliwe? Wszystko przez skierowanie sprawy do ponownego rozpatrzenia w 2014 roku. Sąd apelacyjny uznał wówczas, że orzeczona w pierwszym procesie kara 25 lat pozbawienia wolności jest zbyt łagodna. Przepisy nie pozwoliły zmienić wyroku w apelacji, więc nakazano powtórzyć proces. To nie wszystko W pierwszym wyroku sąd przyjął, że 68-letnia Anna i 70-letni Brunon Pytlik zginęli niemal od razu i Mateusz N. nie działał ze szczególnym okrucieństwem. Przyjęto wówczas również, że jednym czynem zabito dwie osoby. Sąd Apelacyjny w Katowicach w wydanym wyroku przychylił się do apelacji prokuratury i również nie zgodził się z tezą, że jednym czynem zabito dwie osoby. – Należy zastanowić się czy nie mamy tu do czynienia z dwoma czynami, bo przecież obie osoby nie zostały zabite równocześnie lub też z czynem ciągłym co też rodzi inną kwalifikację – tłumaczył wówczas sędzia Robert Kirejew z Sądu Apelacyjnego w Katowicach. W drugim wyroku, który zapadł 8 czerwca 2016 roku Mateusza N. skazano już na karę dożywotniego pozbawienia wolności. 12 stycznia 2017 Sąd Apelacyjny w Katowicach podtrzymał ten wyrok nadając mu prawomocność.
Bliscy sąsiedzi
Za co tak surowy wyrok? Za wstrząsającą zbrodnię, której Mateusz N. dopuścił się na najbliższych sąsiadach. Przypomnijmy, do tragedii doszło w czerwcu 2011 roku w Nowej Wsi w gminie Lyski. W Boże Ciało w domu przy ulicy Rybnickiej znaleziono ciało starszego małżeństwa. Zwłoki 68-letniej Anny i 70-letniego Brunona Pytlików odkryła Bożena N. – najbliższa sąsiadka z domu po drugiej stronie ulicy, która wybrała się do nich z ciastem. Kobieta leżała w wannie, miała zmiażdżoną twarz. Ciało mężczyzny znaleziono w pokoju. W domu panował nieład, widać, że ktoś czegoś szukał. Pytlikowie poza emeryturą mieli pieniądze ze sprzedaży działek. Byli bardzo ostrożni, nie otwierali po zmroku obcym. Sekcja wykazała, że małżeństwo zostało zabite jeszcze w nocy z 21 na 22 czerwca. Sprawca używał między innymi maszynki do mięsa, miażdżąc twarz kobiety. Mężczyzna miał ranę ciętą szyi, o kształcie tzw. jaskółczego ogona. Przecięte zostały duże naczynia krwionośne, więc zgon nastąpił stosunkowo szybko. Kobieta żyła jeszcze jakiś czas, świadczy o tym krew w płucach, którą się dławiła. Mateusz N. wpadł tydzień później, po tym kiedy w sklepie muzycznym zapłacił za sprzęt kilkunastoma tysiącami złotych w gotówce. Również do czasu zatrzymania, rodzina Mateusza N. parzyła kawę w ekspresie podarowanym przez syna. Jak się później okazało, zakupionym za pieniądze Pytlików.
Tragiczna noc
Czerwcowa tragedia wydarzyła się nad ranem. Tonący w długach Mateusz zjawił się u sąsiadów, Brunona i Anny Pytlików. Chciał pożyczyć 5 tysięcy złotych. Małżeństwo podzieliło się oszczędnościami z najbliższym sąsiadem. Siedemdziesięciolatkowie sami dzieci nie mieli. Mateusza traktowali jak własne dziecko. Suma, którą chciał pożyczyć mieszkaniec Nowej Wsi już leżała na stole. Pomiędzy Anną Pytlik a Mateuszem miało dojść do pyskówki. Oskarżony dostał w twarz. Szamotaninę chciał przerwać Brunon Pytlik. Mateusz wyrwał mu młotek i uderzył go, łamiąc trzonek. Kolejnych razów już nie pamięta. Nie pamięta również wszystkich przedmiotów, których używał. Jeszcze żywą kobietę zostawił w wannie. Pogasił światła w domu i uciekł, kradnąc gotówkę. O takim przebiegu tamtej nocy podczas pierwszych przesłuchań opowiedział sam 22-latek. Tego samego dnia wziął udział w wizji lokalnej, gdzie zademonstrował, jak katował swoje ofiary i jak ułożone były ciała. – To wiedza, której nie mógł zdobyć w żaden inny sposób. Musiał być na miejscu – tłumaczył prokurator Jacek Sławik, ówczesny szef Prokuratury Rejonowej w Rybniku. Prokuratura jest w posiadaniu również listu, który Mateusz wysłał już z aresztu i w którym opisuje swoją rolę w zdarzeniu. List zawiera również gorzkie wyrzuty w stosunku do rodziców, którzy mieli być z niego wiecznie niezadowoleni.
To nie ja
Mateusz N. twierdzi, że jest niewinny, choć początkowo przyznał się do zbrodni i szczegółowo opisał jej przebieg. Student socjologii obecnie trzyma się wersji, że w nocy został napadnięty przez grupę zamaskowanych napastników i siłą wprowadzony do domu Pytlików. Tam miał zostać pobity i zmuszony do dotykania sprzętów i narzędzi zbrodni. Zmuszony jak również pobity miał być przez policjantów podczas przesłuchań. – Wiedzieliśmy, kim jest, bo czytaliśmy w prasie o morderstwie, a później o zatrzymaniu sprawcy. Jak wszedł na celę to powiedział, że siedzi do tego morderstwa. To młody chłopak, ale od początku zachowywał się ja stary kryminalista. Jak go pytaliśmy, czy to zrobił mówił, że nie i uśmiechał się. Pytaliśmy, jak przeniósł tę kobietę do wanny, ale on tylko się uśmiechał. On był wiecznie uśmiechnięty człowiek. Mówił, że odsiedzi trzy miesiące i wyjdzie, bo nic na niego nie mają mówi Mariusz T., który siedział w celi aresztu śledczego z Mariuszem N.
(acz)