Kosztowne zderzenie z dzikiem
Mieszkaniec Rydułtów wracał w nocy z pracy. Nagle przed maskę jego opla wybiegł ważący ponad 100 kg dzik. Doszło do zderzenia. Mężczyźnie nic się nie stało, ale samochód został rozbity. Gdy rydułtowianin wystąpił do zarządcy drogi o odszkodowanie, firma ubezpieczeniowa odesłała go z kwitkiem. Inni też umywają ręce.
RYDUŁTOWY Sebastian Kubala z Rydułtów miał wyjątkowego pecha. 6 maja wracał z Pszowa do Rydułtów po pracy do domu. Jechał ulicą Traugutta. Była noc, godzina 1.20. Minął zjazd na ulicę Sikorskiego. Chwilę później doszło do kolizji. Niespodziewanie na drogę wtargnął dzik. - Wbiegł na jezdnię nie od strony pól, tylko od strony domów jednorodzinnych. Chyba nikt by się tego nie spodziewał - mówi mieszkaniec Rydułtów.
Ważący ponad 100 kg dzik nie przeżył zderzenia. Mężczyźnie nic się nie stało. Został jednak rozbity przód samochodu z lewej strony. Na miejsce została wezwana policja. Funkcjonariusze sporządzili notatkę.
Sebastian Kubala nie ma wykupionej polisy AC. Postanowił wystąpić o odszkodowanie na naprawę samochodu do zarządcy drogi. W miejscu, gdzie doszło do zdarzenia, nie ma znaku ostrzegającego przed leśną zwierzyną. Mało tego, mężczyzna jechał przecież z dozwoloną prędkością (60 km/h). A mimo to nie był w stanie uniknąć zderzenia z dzikiem.
Przyjechał rzeczoznawca
Zarządcą ul. Traugutta w Rydułtowach jest Powiatowy Zarząd Dróg. To tam Sebastian Kubala zwrócił się z prośbą o odszkodowanie. PZD poinformował go, że Powiat Wodzisławski jest ubezpieczony od odpowiedzialności cywilnej w Towarzystwie Ubezpieczeń Wzajemnych. A także że zgłoszona szkoda została przekazana ubezpieczycielowi. - Po jakimś czasie przyjechał rzeczoznawca z ramienia ubezpieczyciela. Ocenił szkodę. Powiedział, że jego zdaniem będzie ona uznana. Zasugerował, żebym wziął auto zastępcze na czas naprawy. Tak też zrobiłem - mówi Sebastian Kubala.
Miał widzieć dzika
Niestety, wkrótce od ubezpieczyciela przyszło pismo z odmową. Ubezpieczyciel tłumaczy w nim, że nie ma podstaw do wypłaty odszkodowania. Między innymi dlatego, że zdarzenie "miało charakter losowy i było zupełnie niezależne od naszego ubezpieczającego. Nie można mu przypisać winy w związku ze zdarzeniem, na które nie miał wpływu i któremu nie mógł zapobiec". Ubezpieczyciel twierdzi też, że "jak wynika z informacji przekazanych przez PZD, do dnia przedmiotowej szkody nie powziął on wiadomości, aby miejsce zdarzenia było obszarem wędrówki dzikich zwierząt. Ponadto w miejscu tym nie dochodziło wcześniej do zdarzeń z udziałem dzikiej zwierzyny".
Sebastian Kubala postanowił się odwołać, ale po raz kolejny przyszła odmowa. Ubezpieczyciel stwierdził, że miejsce zdarzenia było dobrze oświetlone i że „nie istniały żadne przeszkody do zauważenia ów zwierzęcia”.
- Nie zgadzam się z argumentacją ubezpieczyciela. Gdyby dało się uniknąć zderzenia z dzikiem, to bym go uniknął. Ale nie było takiej możliwości. Zamierzam dalej starać się o odszkodowanie. Takie zdarzenie może spotkać każdego kierowcę - podkreśla poszkodowany.
Naprawa samochodu kosztowała 2 tys. zł. Kierowca musiał zapłacić z własnej kieszeni.
Do nadleśnictwa, do koła łowieckiego
Mieszkaniec Rydułtów postanowił drążyć temat odpowiedzialności za kolizje z dzikimi zwierzętami na drogach. - Moja żona kontaktowała się z rybnickim nadleśnictwem, ale tam powiedzieli, że nie zajmują się tego rodzaju sprawami. Dzwoniliśmy też do koła łowieckiego, ale stwierdzili, że tego dnia w okolicach miejsca kolizji nie było prowadzone żadne polowanie, więc nie musieli zabezpieczać terenu. Okazuje się, że nikt nie jest odpowiedzialny, że kierowcy powinni radzić sobie sami - puentuje poszkodowany.
Trudno udowodnić
Starostwo Powiatowe w Wodzisławiu zwróciło się w opisywanej sprawie o wyjaśnienia do brokera ubezpieczeniowego, który reprezentuje powiat w tego rodzaju sytuacjach. Broker twierdzi, że ubezpieczyciel odpowiada za szkody wyrządzone osobom trzecim tylko w związku z prowadzoną działalnością oraz posiadanym mieniem ruchomym i nieruchomym. - Ubezpieczenie OC JST to ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej, nie od zdarzenia losowego. O odpowiedzialności JST decydują przepisy prawa, w szczególności kodeksu cywilnego - wyjaśnia Karolina Szcześniak z Maximus Broker. - Generalnie trudno jest udowodnić winę zarządcy drogi za tego typu szkody. Trzeba by udowodnić, że na danym odcinku drogi nie stoi znak A 18 B, a powinien stać, bo jest na przykład szlak migracji zwierząt. W tym przypadku, skoro szkoda nastąpiła na obszarze zurbanizowanym, nie ma z pewnością zawinienia w postaci braku postawienia oznakowania pionowego. W naszej praktyki najczęściej dochodzi do wypłat w tego typu szkodach w związku z porośniętym mocno poboczem drogi, które uniemożliwia obserwację kierowcom okolic pobocza drogi - dodaje Karolina Szcześniak.
Magdalena Kulok
Kilka dni temu inny mieszkaniec Rydułtów nagrał i udostępnił nam film, na którym widać, jak w rejonie ulicy Traugutta i Sikorskiego spaceruje gromada dzików. Najpierw przeszły przez ul. Sikorskiego, później kroczyły wzdłuż płotów posesji. Kierowały się w stronę Traugutta. Widać więc, że dziki upodobały sobie to miejsce.