Na wstępie
Artur Marcisz Redaktor naczelny Nowin Wodzisławskich
Dlaczego Bohaterscy Nieboczowicy?
Śmiano się nieco z Bohaterskich Nieboczowików, z napisu widniejącego na nowym wiejskim domu kultury w Nieboczowach. Pojawiły się pytania, doprawione szczyptą zawiści, czym to niby Nieboczowicy zasłużyli sobie na to, by mówić o nich jako bohaterach. Powiadano, że przecież mają piękne domy, mają piękną miejscowość. Jednym słowem (właściwie dwoma) - sielskie życie. Prawda, w Nieboczowach mają piękne domy i piękną miejscowość, ale jako dziennikarz pamiętam, jaką batalię trzeba było stoczyć z aparatem biurokratycznym, by zachować tę wieś, a w zasadzie ją odtworzyć w nowym miejscu. Pamiętam jak kolejni mieszkańcy, czując pod nogami kłody, finansowe zachęty, rezygnowali z pomysłu wspólnej przeprowadzki. „Wyłuskiwali nas pojedynczo” - mawiał zmarły w 2011 r. Łucjan Wendelberger, sołtys Nieboczów, który sam przeprowadzki nie doczekał.
To naprawdę nie jest tak, że Nieboczowikom dano, a ich rolą było tylko brać. Nieboczowicy wszystko wywalczyli. Walczyli, nie mając pewności co do końcowego wyniku. Łatwo się ocenia efekty, zapominając często, ile nerwów kosztowało doprowadzenie sprawy do szczęśliwego finału. Dziś wójt Lubomi Czesław Burek dziękuje kurtuazyjnie wszystkim, którzy przyczynili się do odtworzenia wsi. Ja doskonale pamiętam, ile kosztowało to pracy i starć. Dziennikarz niechętnie wystawia laurki samorządowcom, ale akurat zasługi wójta Lubomi są w kwestii przenosin wsi niepodważalne. Mam nieodparte wrażenie, że niewielu samorządowców poradziłoby sobie w starciu z kolejnymi ministrami, podsekretarzami, dyrektorami, którym małe Nieboczowy, w rolniczej Lubomi, z perspektywy Warszawy jawiły się niczym przysłowiowy wrzód na czterech literach.