Brakuje myśliwych
Ostatnie posiedzenie komisji infrastruktury i ochrony środowiska rady powiatu wodzisławskiego poświęcone było m.in. sprawom gospodarki łowieckiej na terenie powiatu. Obecni byli przedstawiciele kół łowieckich, a także rolnicy. Zdaniem tych ostatnich myśliwi za mało strzelają.
POWIAT Wiceprzewodniczącego komisji Marka Rybarza zainteresował temat inwentaryzacji zwierzyny łownej, dokonywanej przez koła łowieckie. – Jedno z kół wyliczyło, że ma na swoim terenie raptem kilkanaście dzików – nie krył zdziwienia Rybarz, który ma wątpliwości czy koła łowieckie podają rzeczywistą ilości zwierzyny. Uważa, że raczej taką, by zgadzała się ona z zapisami nowego prawa łowickiego, które przewiduje, że do końca marca tego roku na 1 km2 miało przypadać tylko 0,1 dzika, czyli 1 dzik na 10 km2 obwodu łowieckiego.
Liczby umowne
Redukcja nakazana przez ministerstwo ma na celu przeciwdziałanie Afrykańskiemu Pomorowi Świń (ASF). W całym powiecie liczącym niespełna 290 km2 musiałoby być nie więcej niż 29 dzików, zakładając, że cały powiat objęty byłby obwodami łowieckimi, co oczywiście nie jest możliwe. Myśliwi przyznają, że to liczby „umowne”. Raz, że wykazane tak, by zgadzały się z ustawą, dwa, trzeba pamiętać, że zwierzyna przemieszcza się, również między obwodami łowieckimi. – Radziłbym się tą inwentaryzacją nie sugerować, bo to nic nie daje. My strzelamy obecnie praktycznie przez cały rok. W zeszłym sezonie gospodarczym odstrzeliliśmy 160 dzików – mówił Lucjan Brzemia z Koła Łowieckiego Róg.
Dzika w kukurydzy trudno upolować
A mimo to, rolnicy uważają, że dzików nadal jest za dużo. Ba, że wciąż ich przybywa. – Dziki mają dziś na polu wszystko to, co świnia ma w chlewie. Białka, węglowodany, witaminy. Szybko rosną, szybko dojrzewają – mówi Łukasz Jastrzębski, rolnik z Lubomi i zarazem szef oddziału Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa w Jastrzębiu–Zdroju. Dlatego rolnicy uważają, że myśliwi pozyskują za mało zwierzyny, przez co producenci np. kukurydzy narażeni są na duże straty. Myśliwi zaś zwracają uwagę, na to, że dzik został wygnany ze swoich naturalnych ostoi. – Dziś ostoją dzika nie jest las, w którym jeżdżą quady, i jest mnóstwo ludzi. Jego ostoją jest pole kukurydzy. Co ma zrobić myśliwy, żeby upolować dzika na 30–hektarowym polu kukurydzy? – pytał jeden z myśliwych.
Rolnik do koła łowieckiego się nie rwie
– Bo myśliwych w kołach jest za mało. A w dodatku 60 procent z nich to tacy, którzy chodzą tylko na Hubertusa – wypalił jeden z obecnych na komisji rolników, dodając, że chciałby, aby aktywnych myśliwych było po prostu więcej. Ze strony rolników padały też argumenty, że myśliwi zbyt rzadko wychodzą na ambony myśliwskie. Na co myśliwi przypomnieli, że do dzika strzela się głównie po zmierzchu, albo wczesnym rankiem, w dodatku jest to zwierzę inteligentne, które potrafi unikać zagrożenia. A nie każdej nocy można strzelać, muszą być ku temu odpowiednie warunki. – Nie możemy przecież korzystać z noktowizorów – mówi jeden z myśliwych. Zarazem przedstawiciele kół myśliwskich przyznali, że mają małą liczbę członków, aktywnie biorących udział w polowaniach. – Proponowaliśmy rolnikom: chłopcy przyjdźcie do nas, zapiszcie się do kół łowieckich. Ale rolnicy nie są chętni – powiedział Lucjan Brzemia. – Zajmujemy się rolnictwem, temu się poświęcamy. Nocą musimy odpocząć – odparł Łukasz Jastrzębski. Tyle że myśliwi, zwłaszcza młodsi również strzelają przecież „po godzinach”.
Co zamiast strzelania?
Rolnicy zaproponowali, by starosta, który wydzierżawia obwody łowieckie, wypowiedział kołom łowieckim dzierżawę. Liczą, że wtedy pojawią się inne, sprawniejsze koła. Co do tego nie był jednak przekonany Janusz Wyleżych, naczelnik wydziału ochrony środowiska w Starostwie Powiatowym w Wodzisławiu. – Może się okazać, że wtedy tych dzików będzie dopiero dużo – powiedział Wyleżych, wskazując również na przeszkody natury prawnej, tzn. wskazanie konkretnego powodu, dla którego miałoby nastąpić rozwiązanie umowy dzierżawy. Koła mogłyby się odwoływać do sądu administracyjnego, cała procedura mogłaby długo trwać.
Z kolei radny Dariusz Prus stwierdził, że w ogóle jest przeciw zabijaniu dzików. – Co winne są te zwierzęta, żeby do nich strzelano? Za cały ten problem odpowiada człowiek – stwierdził Prus. Jego zdaniem ludzie zajęli tereny, dawniej należące do zwierząt. Winna jest też zmieniona struktura rolnictwa, duże uprawy, monokultura rolnicza, a więc nastawienie się rolników na najbardziej opłacalne uprawy. – To ostatnie jest akurat zrozumiałe – przyznał Prus. – Ja w zeszłym roku miałam 60 procent strat na polu. Jeśli myśliwi mieliby nie strzelać do dzików, jak chce pan radny, to wtedy będę miała 100 procent szkód. A pan zapłaci za chleb nie 5 zł, a 15 zł – zwróciła się do radnego Prusa przedstawicielka jednego z gospodarstw w gminie Gorzyce. To tam rolnicy mają największy problem z dzikami. Dlaczego? – Na skutek robót budowlanych na terenie zbiornika Racibórz, dziki przeniosły się na teren gminy Gorzyce – przyznał jeden z myśliwych.
– To w takim razie jak ograniczyć populację dzika? – dopytywali Prusa rolnicy. Ten proponował odławianie. Tyle że to, jak przekonują myśliwi jest nieskuteczne, bo dziki wracają po jakimś czasie na tereny z których zostały odłowione. – Poza tym w dobie ASF odławianie jest zakazane – przypomina Janusz Wyleżych. Naczelnik wydziału ochrony środowiska zaznaczył, że jak na razie działania myśliwych to najskuteczniejszy sposób na ograniczanie populacji dzika. A rolnicy muszą się z myśliwymi po prostu dogadać, muszą się spotykać, by działania myśliwych były jak najskuteczniejsze. – Wygląda na to, że jako powiat niezbyt wiele możemy w tej sprawie zrobić – skwitowała radna Krystyna Smuda.
Gminy nieprzygotowane do tematu odszkodowań
Na posiedzeniu poruszono też temat odszkodowań. Rolnicy mają żal, że procedura ich uzyskiwania od kół łowieckich jest skomplikowana, przez co wielu rolników rezygnuje z walki o odszkodowanie. Teraz w dodatku mają się tym zajmować gminy, które nie są do tego przygotowane. – Gminy problem spychają na sołtysów. Mnie sołtys powiedział, że pojęcia nie ma jak się tym zająć, że on tego nie ma w ogóle w statucie – mówił jeden z rolników. – Urzędnicy też nie wiedzą jak się tym tematem zająć – mówi Jastrzębski, który zapowiada, że ARiMR zorganizuje dla nich szkolenie. (art)
Lekarstwem odstrzał edukcyjny? Nie bardzo
Janusz Wyleżych, naczelnik wydziału ochrony środowiska poruszył na posiedzeniu również kwestię sensowności stosowania odstrzału redukcyjnego. Przypomniał, że zgodnie z artykułem 45 ustawy Prawo łowieckie, starosta może wydać decyzję odnośnie redukcyjnego odstrzału jedynie w przypadku „szczególnego zagrożenia w prawidłowym funkcjonowaniu obiektów produkcyjnych i użyteczności publicznej”. Do tej pory starosta wodzisławski wydał dwie takie decyzje. Jedną na wniosek Gorzyc, drugą na wniosek Mszany. – W Gorzycach nie odstrzelono ani jednego dzika, w Mszanie bodajże jednego – powiedział Wyleżych. Zaznaczył, że odstrzałem redukcyjnym zajmują się nie myśliwi, ale wyspecjalizowane firmy.