Awantura o… rozgłos medialny
Ostatnie decyzje radnych z Radlina – o podwyżce swoich diet i podwyżce opłaty za śmieci – stawiają ich w niekorzystnym świetle wobec mieszkańców – ich wyborców. Atmosfera jest napięta. Dochodzi do sprzeczek. Jak między radną Ewą Szulik a radnym Robertem Szindlerem.
RADLIN Sesje rady miejskiej w Radlinie obfitują w żywiołowe dyskusje. Tym razem radna Ewa Szulik w swojej wypowiedzi otwarcie skrytykowała innego radnego, Roberta Szindlera. O co chodziło?
Radny Robert Szindler podczas sesji zadawał pytania, zwłaszcza dotyczące nowych stawek opłat za gospodarowanie odpadami komunalnymi. Przewodnicząca rady miejskiej Gabriela Chromik wskazała mu, że wszystkie te tematy były już omawiane na komisjach i radny powinien być w nich zorientowany. Szindler odparł, że zawsze jest przygotowany do spotkań. – Jestem zawsze dobrze przygotowany, godzinami spędzam przed komputerem wyszukując informacji, podglądam gminy ościenne, kontaktuje się z byłymi radnymi miasta i powiatu, dopytuję na komisjach, posługuję się danymi – powiedział.
Wtedy odezwała się radna Ewa Szulik. Wskazała, że wszyscy radni o wydarzeniach i spotkaniach informowani są z wyprzedzeniem, można więc zatem zaplanować swój kalendarz i brać w nich udział. – Jesteś tylko tam, gdzie możesz zaistnieć medialnie, czyli na sesjach i dużych spotkaniach, gdzie są media. Nie ma cię nigdzie indziej. Każdy z nas ma swoją pracę i życie prywatne – powiedziała radna. Zarzuciła Szindlerowi, iż ten nie bierze udziału w szkoleniach ani w popołudniowych spotkaniach. – Nie odbywały się żadne kuluarowe spotkania dotyczące diet radnych. O spotkaniach wszyscy byli poinformowali. Jeśli nie mogłeś przyjść, kultura wymagała tego, aby wcześniej o tym poinformować – nie kryła zdenerowowania radna Szulik.
Zapytaliśmy Roberta Szindlera o zarzuty radnej. – Szkoda, że po tej niezwykle trudnej, burzliwej sesji gdzie procedowano wiele ważnych dla mieszkańców naszego miasta kwestii, wybrzmiało tylko to, że koleżanka Ewa Szulik mi zarzuciła, że nie chodzę na żadne spotkania, co nie jest to prawdziwą tezą – odpowiedział radny. Tłumaczył, że chociażby w listopadzie brał udział w uroczystej mszy świętej upamiętniającej los polskich bohaterów oraz pod ich pomnikiem, wspierał inicjatywę zorganizowaną z okazji Dnia Niepodległości (turniej tenisa stołowego w MOSiR–ze). – W turnieju tenisa mało tego, że brałem udział to byłem na nim prawie do końca z całą swoja rodziną. Wielu uczestników doceniło moją aktywną obecność na tym turnieju. Nawet nie wiem, czy to wpisałem w ten ich zeszyt, bo jakoś nie było to dla mnie zawsze ważne gdzie i jak często się pojawiam, żeby tylko ludzie mnie widzieli. Co innego inni radni, którzy wpisują wszystko, począwszy od mszy świętej po nawet biletowane przedstawienia w MOK–u – odparł. Dodał, że na sesji nie był w ciągu trzech lat tylko dwa razy i to było w pełni usprawiedliwione. – Na spotkania lubię chodzić. ale przede wszystkim z mieszkańcami, gdzie trzeba ich wesprzeć, wysłuchać, tak jak to robię w przypadku ulicy Głożyńskiej czy Polnej – powiedział, stwierdzając na koniec, że atak na niego, to… początek kampani wyborczej. Choć jesteśmy dopiero na półmetku kadencji samorządu.
(apa)