Klemens znaczy łagodny – cz. 1
Ksiądz Klemens Kosyrczyk urodził się 26 sierpnia 1912 r. w Mysłowicach. Jego brat Ludwik też był księdzem. Klemens studiował teologię i filozofię na krakowskiej Alma Mater. 28 czerwca 1936 r. wyświęcono go na kapłana. Nie miał więc jeszcze nawet skończonych 24 lat. Jako wikary trafił do parafii w rodzinnym mieście.
Ksiądz na językach
Znajomy ksiądz opowiedział jak Klemens Kosyrczyk zdawał egzamin na dziennikarstwo w Warszawie, gdzie studiował w latach 1936 – 1937. Otóż młody mysłowiczanin nie mówił, tylko godoł. Koledzy więc postawili raczej na nim krzyżyk. Jako najważniejszy test mieli przedstawić własną reklamę pasty do butów. Ks. Klemens dostał wyróżnienie. Pytano go potem: „Jak to, tu synek w koloratce i porządnym ancugu, a godo po śląsku. A z drugiej strony czysta, piękna, nienaganna polszczyzna?” Na to ks. Klemens: „Bo my mamy dwa języki. Jeden na niedziela, a drugi na beztydzień”. Pisywał potem świetne artykuły do „Gościa Niedzielnego”.
Obóz przetrwania
Przed wojną pracował jako wikary w Starym Chorzowie. Po jej wybuchu został aresztowany i wysłany do obozu koncentracyjnego. Niemcy czy Rosjanie zawsze wiedzieli kogo trzeba wśród Polaków eliminować w pierwszym rzędzie. Polską inteligencję. W Dachau, gdzie siedział, zginęło bardzo wielu polskich księży. Osadzony był także w Gusen. W obozie był szczególnie perfidny wobec księży oprawca. Bicie było u niego jednym z lżejszych sposobów wyżywania się i poniżania więźniów. Bardzo nie lubił numeru, który nosił młody kapłan. I któregoś dnia jesienią 1941 r. wezwał osobiście do siebie księdza Klemensa. Ten myślał, że esesman uznał, iż 29 lat życia dla księdza to aż za dużo. Szedł za swym katem. Wyszli z terenu ściśle więziennego. Udali się do części mieszkalnej władz obozowych. Klemens modlił się i czekał, aż kat wyciągnie pistolet z kabury. Weszli do budynku. Skierowali się do jednego z pokoi. Na łóżku leżała schorowana kobieta. Była w stanie terminalnym. Esesman wskazał Klemensowi kobietę. Uśmiechnął się do niej i wyszedł. Udzieliwszy ostatniego namaszczenia, po rozmowie z kobietą – matką esesmana – ks. Klemens wrócił do baraku. Ktoś mówił mi, że ten esesman nawet się potem u księdza Klemensa wyspowiadał. Pod koniec 1941 r. wyszedł na wolność, by zostać wikarym w parafii Matki Boskiej Bolesnej w Rybniku. Jeszcze w czasie wojny objął swe pierwsze probostwo w Knurowie, potem w Krywałdzie. Od samego wyzwolenia w 1945 r. mianowany szefem redakcji „Gościa Niedzielnego”. Pełnił też posługę kapłańską w katowickim Kościele Mariackim. Przyjechał z Katowic, aby udzielić w Rybniku ślubu moim rodzicom. Od 1952 kierował parafią w Murckach, później w Wełnowcu.
Gazdowanie w Istebnej
Kiedy objął parafię w naszej pięknej beskidzkiej Istebnej spotkał się wieloma nowymi ciekawymi ludźmi. A oni – w tym turyści – mieli okazję poznać wspaniałego człowieka. Górale bardzo go pokochali za jego mądre gazdowanie. Klemens Kosyrczyk dobrze znał się z Ludwikiem Konarzewskim, znał i doceniał także rzemiosło góralskie, które nieraz wznosiło się ponad beskidzkie wirsycka. W kościele istebniańskim, pięknie położonym, o ciekawej architekturze i niestandardowyn wnętrzu jest boczna kaplica. Tu Konarzewski uwiecznił proboszcza Kosyrczyka w procesji w towarzystwie beskidzkich górali.
Z mego jeszcze preszkolnego czasu pamiętam, jak ojciec zbudził mnie rano. Byłem nie tylko zaspany ale i zdziwiony, bo było wczesne lato, a za oknem ciemno.
Spytałem która godzina. Odpowiedź: Czwarta. Jaka czwarta? Uznałem, że dalej śpię i śnię. Całą drogę do Istebnej zresztą byłem w Spanowicach. A pojechaliśmy po duży obraz Ludwika Konarzewskiego „Chrystus Król Pankreator”. Teraz ze wzruszeniem patrzę na pierwszokomunijne zdjęcia: siędzę pod tym obrazem obok księdza Klemensa. Patrzę na jego twarz i myślę, że niestety nieczęsto imię tak idealnie pasuje do osoby. A w Istebnej, do której rodzice często latem zaglądali, było sielankowo. Choć... Skądinąd wiem, że górole, jak to górole łokowitki za kołniz nie wylewajom i kiedy mieli coś pilnie do załatwienia walili w dźwierze proboscowej gazdówki ile wlezie. Zniesmaczony tym uświęconym, ale męczącym – zwłaszcza w nocy – obyczajem ks. Klemens przybił tabliczkę. I przy kolejnej próbie „koniecznego” zobaczenia się z proboszczem przeczytali: „Pukanie nieczynne, proszę dzwonić”. Zdaje się, że zaczęli jednak potem częściej używać dzwonka...W Istebnej przygarnął do siebie księdza, który całą wojnę przesiedział w Dachau. Po wojnie ten człowiek nie radził sobie z rzeczywistością. Znalazł pomoc i opiekę u istebniańskiego proboszcza. Tylko człowiek, który przeżył to samo może naprawdę zrozumieć drugiego człowieka. Choć istnieje w niektórych ludziach szczególnie silna empatia. Po pięciu latach (1952–1957) proboszcza przerzucono do Rudy Śląskiej, gdzie administrował do 1964 r.
Michał Palica