Pierwszy krok w dorosłość
W Palowicach otwarto pierwsze w regionie mieszkanie rodzinkowe.
Grupa dzieci z domu dziecka z Czerwionki przeniosła się do nowego domu w Palowicach. Dom stworzyło Starostwo Powiatowe, dzięki przychylności gminy Czerwionka – Leszczyny, która zaoferowała potrzebny budynek. Inicjatorzy myślą już o kolejnej placówce.
Uczą się życia
Dzieci, które od niedawna zamieszkały w domu rodzinkowym w Palowicach same gotują, robią zakupy, piorą, czyli uczą się samodzielności. Dziesięcioro dzieci w przedziale wiekowym od 6 do 17 lat przygotowywanych jest do radzenia sobie w otaczającej ich rzeczywistości. – Największym problemem dla wychowanków domu dziecka jest to, że w domach dziecka nie mają szansy zadbać sami o siebie, gdy opuszczają placówkę nie potrafią załatwić najprostszych spraw – przyznaje Teresa Karkocha z palowickiej placówki, jedna z inicjatorek pomysłu na przeprowadzkę. Teraz dzięki nowym doświadczeniom w palowickim domu wychowankowie mają nabrać właściwych umiejętności, przydatnych w późniejszym dorosłym życiu. W codziennych zajęciach dzieciom pomagają wychowawczynie, które zamiennie spędzają z nimi 24 godziny na dobę i już stały się nich „ciociami”.
Sami na zakupy
Niestety, nie wszystkie dzieci z domu dziecka z Czerwionki trafiły do palowickiego domu. Jak przyznaje Teresa Karkocha, wybór tych, którzy znaleźli się ostatecznie w nowym domu, nie był łatwy. – Wzięliśmy pod uwagę różnice wiekowe między dziećmy, tak żeby starsi mogli się wykazać opieką nad młodszymi, zaś by ci najmłodsi mogli się uczyć od starszych – dodaje pani Teresa. Adaś chodzi do szóstej klasy, od swych starszych kolegów i wychowawców wie jak pomagać w kuchni. – Umiem już nawet robić ciasto i placki ziemniaczane. Jak czegoś nie wiem to się pytam. W ogóle podoba mi się tutaj bo jest spokój – mówi Adaś. Po mleko do sklepu chodzi sam, do szkoły też. Nowy dom bardzo mu się podoba. Wszędzie ma blisko. W szkole ma już nowych kolegów.
Koniec bidula
– W obecnym momencie apsekt materialny nie jest istotny tak, jak wychowawczy. Teraz wychowankowie są pod czujnym okiem wychowawców w mniejszej liczbie, gdzie w codziennym życiu muszą sobie radzić sami. Zamiast problemów związanych z miastem, dzieci mogą chodzić codziennie na spacer do lasu. Trzeba przyznać, że również miejscowa społeczność przyjęła nas bardzo pozytywnie. Już po kilku dniach dom odwiedziło kilka osób, przynosząć różne konfitury, ogórki, jajka – mówi Krzysztof Kluczniok, wicestarosta. Na całość, czyli adaptację i wyposażenie powiat przeznaczył 150 tys. zł. Lecz okazało się, że wyposażenie ostatecznie udało się zakupić taniej, dlatego starostwo myśli już o drugim domku. – Gdyby udało się stworzyć kolejny taki domek, moglibyśmy pozbyć się tzw. bidula – dodaje.
Podpatrzyli u sąsiadów
Pomysł starostwa wyprzedza ustawę, jaka w najbliższym czasie ma trafić do sejmu. Projekt zakłada likwidację do 2015 r. wielkich molochów, jakimi dziś są domy dziecka, a w ich miejsce tworzenie mniejszych, najwyżej 14-osobowych domów, gdzie dzieci uczyłyby się samodzielności. – My poszliśmy za przykładem naszych sąsiadów zza Odry. W Niemczech cały system opieki społecznej jest bardzo rozwinięty i zakłada przede wszystkim działania zmierzające do przystosowanie dzieci do samodzielnego życia. Przy realizacji naszego projektu korzystaliśmy również z wzorców, które już od kilku lat są stosowane w Rudzie Śląskiej i Tychach – przyznaje Kluczniok. – Wszyscy żyjemy tutaj jak w rodzinie. Każdy ma swoje obowiązki, po których przychodzi czas na zabawę. W niedalekiej przyszłości mamy zamiar obok domku zrobić sobie ogródek i boisko do kosza – dodaje pani Teresa.
Łukasz Żyła