Kapanie wody i brzęk monet
Wymienili licznik, dopłaty się skończyły, ale nadal są podejrzani o kradzież wody!
Wielu lokatorów mieszkań komunalnych boryka się z dopłatami za zużytą wodę. Różnica we wskazaniach licznika głównego i indywidualnych może wynikać z kilku powodów. Dostawca twierdzi, że to kwestia oszustw, czyli przykładania magnesu do indywidualnych wodomierzy, albo kradzież wody z takich punktów, jak wspólne ubikacje na korytarzu. Odbiorcy tłumaczą, że straty są spowodowane nieszczelną siecią lub wynikają z zepsutych liczników głównych. O tym ostatnim przekonani są lokatorzy przy ulicy Przemysłowej na Paruszowcu – Piaskach.
Ktoś musi płacić
Pierwsze wezwania do zapłaty za wodę w ubiegłym roku były wielkim wstrząsem. Lokatorzy dowiedzieli się wtedy, że w wielu komunalnych jednostkach odnotowuje się poważne straty. Dotychczas pokrywał je ZGM. Władze postanowiły jednak, że budżet miasta nie może dłużej dopłacać. – Płacę w czynszu za 10 kubików miesięcznie. Z mojego licznika wynikało, że powinnam dostać zwrot. A tu nagle informacja, że zużyłam jeszcze drugie tyle! Muszę teraz zapłacić po 200 złotych za pierwszy, drugi i trzeci kwartał, bo takie wysokie zużycie wyszło naszym mieszkańcom na liczniku głównym. Czekam, aż się coś wyjaśni. Komu to powiedzieć, że to nie jest nasz dług? Boję się teraz, że wejdzie mi komornik – oburza się Danuta Chmurczyk i pokazuje na wezwania do zapłaty. Lokatorzy nie chcieli się na to zgodzić, zorganizowali więc spotkanie z Joanną Kryszczyszyn, zastępcą prezydenta. – Wnioski były takie: nie wiadomo, co się dzieje z tą wodą, więc najprawdopodobniej ktoś ją kradnie. Poinformowano nas wtedy, że założą nam monitoring, a pani Kryszczyszn stwierdziła, że „jeśli coś wyjdzie na liczniku, to będzie to dowód na to, że ubytki nie powstały z winy lokatorów”. Założono nam nowy licznik główny. I nagle dopłaty się skończyły! – relacjonuje Chmurczyk.
Ktoś musi kraść
Mieszkańcy są przekonani o jednym: to dowód na to, że licznik był zepsuty, a więc stare dopłaty za wodę nie powinny ich już obowiązywać. ZGM nie może się z tym zgodzić. – Nie ma jednoznacznego dowodu, że to właśnie wymiana licznika głównego spowodowała zmniejszenie strat. Ci ludzie zostali obciążeni dopłatami, zaczęli więc oszczędzać. Zresztą oni byli przez te 9 miesięcy bombardowani różnymi kontrolami, sprawdzaliśmy też piwnice, czy nie ma czasem lewych podłączeń – tłumaczy Danuta Kolasińska, dyrektor ZGM. Nikogo nie przyłapano. Takie kontrole są jednak bardzo często strzelaniem w ciemno, bo kraść wodę nie jest znów tak trudno. – Niektórzy przekazywali nam informacje, że napełniano tam baseniki, myto samochody... I jak to się ma do niskich ryczałtów za wodę, które wybrali sobie niektórzy lokatorzy? A jeśli liczniki indywidualne wskazują niskie zużycie, ta woda skądś musiała być. Tam wciąż są na korytarzu łazienki i wszyscy mają do tej wody taki sam dostęp. Nie wiem, czy oszukuje jeden lokator, czy trzech, ale winowajców nie mamy, a musimy za wodę zapłacić. Zresztą takie są też argumenty PWiK. Jeżeli nie uzyskamy od nich korekty tych rachunków, to i my nie mamy żadnej podstawy, by naliczone dopłaty umorzyć. Radzę więc, by złożyć wniosek o rozłożenie zaległości na raty – wskazuje na jedyne wyjście z trudnej sytuacji Kolasińska.
Ktoś musi założyć
Pisanie prośby o rozłożenie na raty to przecież przyznanie się do winy! – sprzeciwia się Ewa Grabińska, lokatorka. – Stary licznik pokazywał, że zużywamy 225 kubików miesięcznie. Na nowym, i to w okresie świątecznym, gdy wszyscy piorą, sprzątają, wyszło tylko 100. Ktoś brał tę wodę na lewo? Ale kto mógłby kraść ponad 100 kubików na miesiąc?! My byśmy przecież o tym wiedzieli! Ja sama teraz w pierwszym kwartale zużyłam 17 kubików, podczas gdy w ubiegłym roku drugie 17 musiałam dopłacić! – odpowiada Chmurczyk na argument, że nagle zaczęła oszczędzać. Lokatorzy będą jednak musieli zapłacić. PWiK jest swoich liczników pewne i nie zmieni rachunków, które wysłało do ZGM-u w ubiegłym roku. Zaległe dopłaty nie mogą więc być umorzone. Rozwiązaniem problemu na przyszłość mogłyby być nowoczesne liczniki, których nie sposób oszukać, a wykazują nawet kropelkowe straty wody. PWiK przekonuje, że w takim szczelnym systemie wszystko byłoby jasne. Mają je już mieszkańcy Popielowa. Również mniejsze spółdzielnie mieszkaniowe zdecydowały się na ten koszt, ale dla ZGM jest to wydatek wręcz astronomiczny. – Taki licznik klasy C, z możliwością elektronicznego odczytu, kosztuje 250 złotych. Mamy 6,5 tysięcy mieszkań, a niektóre mają taką sieć, że trzeba by tam ulokować nawet kilka wodomierzy. Mimo to nakłaniamy wspólnoty mieszkaniowe, które nadal pozostają w zarządzie ZGM, by takie liczniki zamontowały. Jedna wspólnota to już uczyniła – informuje Kolasińska.
Krystian Szytenhelm