O pachnącej starości
Rybnik odwiedzili Jacek Bławut i Lech Gwit, twórcy filmu „Jeszcze nie wieczór”.
„To Sodolski? Żółty jakiś… To już końcóweczka?” – pada w „Jeszcze nie wieczór” z ust Jana Nowickiego, grającego gwiazdę „na urlopie” w Domu Aktora w Skolimowie. „To ma być towarzystwo? To jakieś pantofelki” – opisuje swoich starszych kolegów.
Jeszcze niedawno niektórzy z nich błyszczeli na ekranach, czy scenach. Inni święcili triumfy kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt lat temu. Teraz każdy dzień jest dla nich niczym wyprawa na Mount Everest, bo muszą zmagać się z chorobą, wiekiem, samotnością, zapomnieniem. Reżyser nie ukrywa, że wielu z nich ma problemy ze wzrokiem, słuchem, pamięcią, a ich nieodłącznymi towarzyszami życia stali się Alzheimer lub Parkinson. Mimo to ekipa podejmuje wyzwanie, jakie rzuca im młodszy kolega. Wystawiają Mefistofelesa. – Ci ludzie pokazują, że wiek biologiczny to jedna sprawa, ale pasja i radość życia nie mają metryki. Wielu kolegów mojego syna to o wiele starsi ludzie, niż bohaterowie mojego filmu – zauważył Jacek Bławut, reżyser „Jeszcze nie wieczór”, który spotkał się z widzami DKF „Ekran”. Do tej pory zajmował się głównie dokumentem. Stworzył m.in. „Ja, alkoholik”, „Szczur w koronie”, „Nienormalni”. – Bohater mojego filmu „Wojownik” miał takie motto: Wstań i walcz. To samo można powiedzieć o tych bohaterach. Ich ułomności nie czynią ich słabszymi. A jak było z naszym papieżem? Im był bardziej schorowany i niedołężny, tym większy wzbudzał szacunek i podziw – komentuje. I dodaje dla uspokojenia: – chciałem zrobić film o pachnącej starości. Zawsze się wydaje, że opowieść o starości musi być smutna, ale tak nie jest. Powstał bardzo śmieszny i sympatyczny film.
I rzeczywiście powstała zabawna, wzruszająca i niezwykle mądra opowieść o „jesieni życia”. Na ekranie zagościły prawdziwe gwiazdy: Beata Tyszkiewicz, Danuta Szafarska, czy Roman Kłosowski. W epizodach pojawiają się także Irena Kwiatkowska i Nina Andrycz. – O pani Ninie to możnaby osobny film zrobić. Gdybym tylko zadzwonił do niej, że jutro kręcimy w Rybniku, byłaby pierwsza na planie. Tak jak i wielu innych aktorów, którzy u mnie zagrali, a wcześniej zostali skazani na zapomnienie – opowiadał Bławut. – A Wieńczysław Gliński, który stwierdził, że grał już tyle ról, ale zawsze marzył, żeby wygłosić monolog Hamleta. I spełniłem jego marzenie. Generalnie robię filmy, żeby spełniać marzenia i dawać radość, zarówno ich twórcom, jak i widzom – posumował. – To była dla mnie wielka przygoda i uczta duchowa. Bardzo dużo nauczyłem się od Jacka – przyznał Lech Gwit. W filmie „Jeszcze nie wieczór” jest niezwykle delikatnym i nieśmiałym adoratorem Beaty Tyszkiewicz. – Beata bardzo mi pomogła, szczególnie w scenie, w której deklamuję jej miłosny wiersz. Jak ona na mnie spojrzała… W tamtej chwili się w niej zakochałem – opowiadał aktor. „Jeszcze nie wieczór” zdobył już sporo nagród, m.in. Srebrne Lwy w Gdyni. Lecz nie to było najważniejsze dla jego twórców. Film wejdzie na ekrany w maju. – Ten film był przełomowym momentem nie tylko starszego pokolenia aktorów. Czytałem w jakimś wywiadzie, że Sonia Bohosiewicz po naszym filmie postanowiła, że odłoży na chwilę karierę i urodzi dziecko. A Jan Nowicki się żeni – stwierdził Bławut, który ma nadzieję, że „Jeszcze nie wieczór” będzie równie ważny dla widzów.
Beata Mońka