Cudem uciekli z pożaru
Przemysław Murawski uratował swoją rodzinę z pożaru. Ogień zaprószyli robotnicy remontujący dach. Z płonącego mieszkania można było uciec jedynie przez strych. To tędy mężczyzna w kłębach dymu wydostał się na zewnątrz. Przeskoczył na dach garażu, podał swojego 11–miesięcznego synka sąsiadce i wrócił po żonę. – Nic nie widziałem, uciekałem na pamięć. Sam się teraz zastanawiam, jak mi się to udało – wspomina chwile grozy.
Ogień pojawił się w środę nad ranem. Trzyosobowa rodzina o mało co nie spłonęła w pożarze, który wybuchnął w ubiegłym tygodniu w budynku przy ulicy Kościuszki. Państwu Murawskim i ich 11–miesięcznemu dziecku nic już na szczęście nie grozi. Wyszli ze szpitala, ale płonące mieszkanie z pewnością na długo pozostanie w ich pamięci. Strażacy są przekonani, że pożar zaprószyli robotnicy, którzy remontowali dach.
Ewakuacja przez strych
– To było jakoś tuż przed 4.00. Obudził mnie spadający tynk – wspomina Katarzyna Murawska. Jej mąż natychmiast pobiegł zobaczyć, co się stało. – Otworzyłem drzwi od kuchni i poczułem dym. Myślałem, że pali się tylko w przedpokoju, więc próbowałem gasić. Ale na klatce było tak ciemno, że nic już nie widziałem. Żona wezwała straż pożarną. „Ubieraj dziecko i wychodzimy. Pali się!” – wspomina swój alarm pan Przemysław. Mimo że minęło już kilka dni, w mieszkaniu nadal czuć swąd. Nic dziwnego. Pożar był znaczny. – Wybiegłem z synem przez strych, bo normalną drogą nie było już szans. Nic nie widziałem, uciekałem na pamięć. Sam się teraz zastanawiam, jak mi się to udało. No i jeszcze całe szczęście, że przyleciała sąsiadka. Podałem jej z dachu synka i wróciłem po żonę. Była przerażona – opowiada o chwilach grozy.
Winni robotnicy
Strażacy walczyli z pożarem do 6.00. Straty oszacowano na 25 tysięcy złotych – mieszkamy teraz u ciotki żony. Nasze mieszkanie jest nie tylko całe zadymione, ale i zawilgocone, bo strażacy musieli to przecież jakoś ugasić... Wszystko trzeba wyremontować, na szczęście jesteśmy ubezpieczeni. Z remontem musimy jednak na razie czekać, bo szukają winnego – wyjaśnia sytuację rodziny pan Przemysław. Strażacy wiedzą, kto jest za pożar odpowiedzialny. – Ogień zaprószyli najprawdopodobniej robotnicy, którzy remontowali dach – twierdzi Bogusław Łabędzki, rzecznik rybnickiej straży pożarnej. Firma nie odbiera niestety naszych telefonów. Najważniejsze jednak, że nie doszło do tragedii. Rodzinę Murawskich wypuszczono już ze szpitala, wszyscy są cali i zdrowi. – Z powodu tego zaczadzenia biorę jedynie takie lekarstwo w sprayu – przyznaje pan Przemysław.
Krystian Szytenhelm