Wolę pozostać w ukryciu
Rozmowa z Mariuszem Prudlem, siatkarzem plażowym.
– Siatkówka to Pańska pierwsza sportowa miłość?
– Sport lubiłem od zawsze. I na początku była piłka nożna, grywałem w szkole podstawowej. Później, już w gimnazjum, moi koledzy z którymi grywałem w futbol poszli do innych szkół, a ja zacząłem zmieniać przyzwyczajenia, pojawiły się komputery. I dopiero w liceum będąc na wakacjach grywaliśmy rekreacyjnie w siatkówkę, i naszą grę zauważył trener. Zaproponował abym spróbował. I rzeczywiście spróbowałem: najpierw w hali, a później na plaży, pojechałem na pierwsze turnieje. Jednak wciąż wahałem się między grą w hali i na plaży, a gdy trafiłem do I ligi, do Górnika Radlin o wiele częściej bywałem w hali. Jednak siatkówka plażowa wciąż mi chodziła po głowie.
– Sport lubiłem od zawsze. I na początku była piłka nożna, grywałem w szkole podstawowej. Później, już w gimnazjum, moi koledzy z którymi grywałem w futbol poszli do innych szkół, a ja zacząłem zmieniać przyzwyczajenia, pojawiły się komputery. I dopiero w liceum będąc na wakacjach grywaliśmy rekreacyjnie w siatkówkę, i naszą grę zauważył trener. Zaproponował abym spróbował. I rzeczywiście spróbowałem: najpierw w hali, a później na plaży, pojechałem na pierwsze turnieje. Jednak wciąż wahałem się między grą w hali i na plaży, a gdy trafiłem do I ligi, do Górnika Radlin o wiele częściej bywałem w hali. Jednak siatkówka plażowa wciąż mi chodziła po głowie.
– Między odmianą plażową a halową siatkówki są duże różnice?
– Szczerze mówiąc już od roku nie grałem w hali. Jednak zawsze jest łatwiej przestawić się z odmiany plażowej na halową niż na odwrót. Trenując siatkówkę plażową trzeba występować w rozmaitych rolach na boisku, zresztą wszyscy którzy grają w odmianę „na piasku” mają wszechstronnie rozwinięte umiejętności. I myślę, że poradziłbym sobie w grze halowej, na razie jednak nie ma takiej potrzeby, lubię to, co robię.
– Szczerze mówiąc już od roku nie grałem w hali. Jednak zawsze jest łatwiej przestawić się z odmiany plażowej na halową niż na odwrót. Trenując siatkówkę plażową trzeba występować w rozmaitych rolach na boisku, zresztą wszyscy którzy grają w odmianę „na piasku” mają wszechstronnie rozwinięte umiejętności. I myślę, że poradziłbym sobie w grze halowej, na razie jednak nie ma takiej potrzeby, lubię to, co robię.
– O gólne wyobrażenie o siatkówce plażowej jest takie: słońce, piękne plaże, relaks, opalenizna. A przecież za tym wszystkim kryje się chyba ciężka praca?
– Tak naprawdę na cały sezon składają się 4 miesiące przygotowań. Rozpoczynamy je gdzieś w grudniu, by pierwsze turnieje zagrać w kwietniu. Mamy tylko jeden miesiąc odpoczynku. Ludzie rzeczywiście lubią oglądać siatkówkę plażową w TV, tam jednak najczęściej są prezentowane finały, czyli tłum ludzi na widowni, pełne trybuny, często fantastyczna pogoda i kapitalna atmosfera. I Polacy organizują takie fantastyczne turnieje w Starych Jabłonkach, to jedne z najlepszych imprez w całym cyklu World Tour. Ale są też i takie dni, gdy pogoda jest deszczowa, temperatura oscyluje wokół 10–15 stopni, wieje porywisty wiatr i trzeba sobie radzić. I wtedy zdarza się, że to przypadek rozdaje karty.
– Tak naprawdę na cały sezon składają się 4 miesiące przygotowań. Rozpoczynamy je gdzieś w grudniu, by pierwsze turnieje zagrać w kwietniu. Mamy tylko jeden miesiąc odpoczynku. Ludzie rzeczywiście lubią oglądać siatkówkę plażową w TV, tam jednak najczęściej są prezentowane finały, czyli tłum ludzi na widowni, pełne trybuny, często fantastyczna pogoda i kapitalna atmosfera. I Polacy organizują takie fantastyczne turnieje w Starych Jabłonkach, to jedne z najlepszych imprez w całym cyklu World Tour. Ale są też i takie dni, gdy pogoda jest deszczowa, temperatura oscyluje wokół 10–15 stopni, wieje porywisty wiatr i trzeba sobie radzić. I wtedy zdarza się, że to przypadek rozdaje karty.
– Jak reaguje Pan na sukcesy? Często o sportowcach mówi się, że bywają mało odporni, że uderza im woda sodowa do głowy.
– Każdy ma własny charakter, swoje upodobania, swój świat. Nie jestem człowiekiem, który chciałby epatować swoimi sukcesami. Wolę pozostać w ukryciu, nie potrzebuję rozgłosu, jakiejś dużej rozpoznawalności. Każdy sportowiec ma czas na trenowanie, ale również na odpoczynek czy zabawę. Myślę, że każdy człowiek powinien mieć zagwarantowaną jakąś tam anonimowość, i robić wszystko z własnym przekonaniem. Jednak zawsze trzeba pozostać sobą, i wtedy te wszystkie złe strony dzisiejszego sportu można ominąć. Bo czasami słyszymy o młodych sportowcach, że szybko pojawiają się u nich pieniądze, później pogrążają się w hazardzie etc. U nas tego jednak nie zauważam.
– Każdy ma własny charakter, swoje upodobania, swój świat. Nie jestem człowiekiem, który chciałby epatować swoimi sukcesami. Wolę pozostać w ukryciu, nie potrzebuję rozgłosu, jakiejś dużej rozpoznawalności. Każdy sportowiec ma czas na trenowanie, ale również na odpoczynek czy zabawę. Myślę, że każdy człowiek powinien mieć zagwarantowaną jakąś tam anonimowość, i robić wszystko z własnym przekonaniem. Jednak zawsze trzeba pozostać sobą, i wtedy te wszystkie złe strony dzisiejszego sportu można ominąć. Bo czasami słyszymy o młodych sportowcach, że szybko pojawiają się u nich pieniądze, później pogrążają się w hazardzie etc. U nas tego jednak nie zauważam.
– Może dlatego, że siatkówka jest taką specyficzną dyscypliną, często postrzega się ją jako sport dla ludzi myślących?
– Na pewno jest sportem stonowanym, na boisku trzeba wiele kombinować. A poza tym nie ma u nas sytuacji, jak choćby w piłce nożnej, że stoi za nami sztab ludzi, którzy wiele za nas robią. U nas każdy musi dbać o siebie. Dlatego te czynniki, nawet pozasportowe, zawsze trzeba brać pod uwagę. To uczy pokory. Bo zawsze można zejść na złą drogę, drobne sukcesy mogą poprzewracać w głowie. A potem podwija się noga i wszyscy nagle się od człowieka odwracają, i zostaje sam.
– Na pewno jest sportem stonowanym, na boisku trzeba wiele kombinować. A poza tym nie ma u nas sytuacji, jak choćby w piłce nożnej, że stoi za nami sztab ludzi, którzy wiele za nas robią. U nas każdy musi dbać o siebie. Dlatego te czynniki, nawet pozasportowe, zawsze trzeba brać pod uwagę. To uczy pokory. Bo zawsze można zejść na złą drogę, drobne sukcesy mogą poprzewracać w głowie. A potem podwija się noga i wszyscy nagle się od człowieka odwracają, i zostaje sam.
– W jaki sposób dobiera Pan partnerów do zespołu?
– Nie zawsze decyzja należy wyłącznie do mnie. Gdy zaczynałem, jeszcze w rozgrywkach klubowych, grę z Grzegorzem Jarugą zasugerowali mi trenerzy. Był objeżdżonym zawodnikiem z sukcesami, i wybrano mnie, może dlatego że nie byłem rozrywkowym chłopakiem, a na treningu rzeczywiście przykładałem się do pracy. Dostałem szansę i ją wykorzystałem. Kolejnym partnerem był Grzegorz Fijałek, z którym pojechaliśmy na mistrzostwa Europy, gdzie zdobyliśmy srebrny medal.
W ogóle w siatkówce plażowej chodzi o to, by dogadywać się poza boiskiem, bo przecież widzimy się praktycznie na okrągło przez cały rok. Mieszkamy ze sobą na wyjazdach, trenujemy i gramy. Dlatego ważna jest również zgodność charakterów. To wszystko musi funkcjonować jak w małżeństwie (śmiech). Choć nie ukrywam, że zdarzają się małe sprzeczki.
– Nie zawsze decyzja należy wyłącznie do mnie. Gdy zaczynałem, jeszcze w rozgrywkach klubowych, grę z Grzegorzem Jarugą zasugerowali mi trenerzy. Był objeżdżonym zawodnikiem z sukcesami, i wybrano mnie, może dlatego że nie byłem rozrywkowym chłopakiem, a na treningu rzeczywiście przykładałem się do pracy. Dostałem szansę i ją wykorzystałem. Kolejnym partnerem był Grzegorz Fijałek, z którym pojechaliśmy na mistrzostwa Europy, gdzie zdobyliśmy srebrny medal.
W ogóle w siatkówce plażowej chodzi o to, by dogadywać się poza boiskiem, bo przecież widzimy się praktycznie na okrągło przez cały rok. Mieszkamy ze sobą na wyjazdach, trenujemy i gramy. Dlatego ważna jest również zgodność charakterów. To wszystko musi funkcjonować jak w małżeństwie (śmiech). Choć nie ukrywam, że zdarzają się małe sprzeczki.
– Cykle World Tour trwają bardzo długo, turnieje rozgrywacie w wielu krajach. Jak znosicie trudy podróżowania?
– Trzeba dużo odpoczywać. Gdy mamy dalekie przeloty, z ogromnymi zmianami czasowymi, sięgającymi nawet kilkunastu godzin, to wówczas jesteśmy wyczerpani. Nadrabiamy czasem snem. Jednak najgorsze jest wybicie z cyklu treningowego. Po dwóch dniach podróżowania problemem jest nie tylko ogarnięcie techniki gry, ale przede wszystkim zapanowanie nad rozregulowanym organizmem. Niektórzy np. śpią w samolocie, korzystając z dobrodziejstw tabletek nasennych. I o ile można spać 12 godzin w samolocie, o tyle całej doby przespać się nie da. Często opowiadam ludziom, że o ile raz w roku lecą gdzieś na wakacje, to długą podróż w samolocie traktują jako przygodę, podoba im się, jest fajnie. Mnie na początku też się tak wydawało, jednak w chwili, gdy ciągle gdzieś lecimy, nie jest to przyjemne.
– Trzeba dużo odpoczywać. Gdy mamy dalekie przeloty, z ogromnymi zmianami czasowymi, sięgającymi nawet kilkunastu godzin, to wówczas jesteśmy wyczerpani. Nadrabiamy czasem snem. Jednak najgorsze jest wybicie z cyklu treningowego. Po dwóch dniach podróżowania problemem jest nie tylko ogarnięcie techniki gry, ale przede wszystkim zapanowanie nad rozregulowanym organizmem. Niektórzy np. śpią w samolocie, korzystając z dobrodziejstw tabletek nasennych. I o ile można spać 12 godzin w samolocie, o tyle całej doby przespać się nie da. Często opowiadam ludziom, że o ile raz w roku lecą gdzieś na wakacje, to długą podróż w samolocie traktują jako przygodę, podoba im się, jest fajnie. Mnie na początku też się tak wydawało, jednak w chwili, gdy ciągle gdzieś lecimy, nie jest to przyjemne.
– Pamięta Pan najdalszy przelot?
– W tym roku mieliśmy najdłuższy przelot, przenosiliśmy się z Brazylii do Chin, gdzie różnica czasu wynosi 11 godzin, a sama podróż trwała 38 godzin, z czego w samolocie spędziliśmy 24. Było to takie doświadczenie, że sam już nie wiedziałem, czy chce mi się spać czy też nie, czy jestem głodny, czy chce mi się pić. Po przylocie do Chin dochodziłem do siebie przez 2 dni.
– W tym roku mieliśmy najdłuższy przelot, przenosiliśmy się z Brazylii do Chin, gdzie różnica czasu wynosi 11 godzin, a sama podróż trwała 38 godzin, z czego w samolocie spędziliśmy 24. Było to takie doświadczenie, że sam już nie wiedziałem, czy chce mi się spać czy też nie, czy jestem głodny, czy chce mi się pić. Po przylocie do Chin dochodziłem do siebie przez 2 dni.
– Znajdujecie czas na turystyczne atrakcje? Zwiedzanie, podziwianie cudów architektury, poznawanie innych kultur?
– Gdy jesteśmy na dłuższym wyjeździe, zawsze znajdzie się pół dnia, jakieś wolne popołudnie by pozwiedzać. Choć nie jest to łatwe: mamy np. 2 dni do turnieju i wszyscy już myślą o zawodach i o tym, by każdą chwilę poświęcić na trening i odpoczynek. Często jest również i tak, że dzień po turnieju już wylatujemy dalej. Natomiast rzeczywiście chcemy zawsze zobaczyć jakieś najciekawsze obiekty w danym kraju. Bo to przecież może być taka jedyna okazja w życiu.
– Gdy jesteśmy na dłuższym wyjeździe, zawsze znajdzie się pół dnia, jakieś wolne popołudnie by pozwiedzać. Choć nie jest to łatwe: mamy np. 2 dni do turnieju i wszyscy już myślą o zawodach i o tym, by każdą chwilę poświęcić na trening i odpoczynek. Często jest również i tak, że dzień po turnieju już wylatujemy dalej. Natomiast rzeczywiście chcemy zawsze zobaczyć jakieś najciekawsze obiekty w danym kraju. Bo to przecież może być taka jedyna okazja w życiu.
– O co walczycie w tym sezonie? Bo po zeszłorocznym świetnym występie w World Tour wszyscy liczyli na wasz występ w Mistrzostwach Świata. Niestety nie pojechaliście…
– Zrobiło się potworne zamieszanie, w którym sam nie wiem o co tak naprawdę chodzi. Mógłbym snuć wiele teorii. Zmienił się regulamin, którego ktoś nie doczytał, i w efekcie nie pojechaliśmy. Starałem się o tym wszystkim zapomnieć. Byliśmy ostatnio na turnieju i przez cały tydzień wszystkim udzielała się ta atmosfera, taka niechęć do wszystkiego. Nie chcę jednak rozpamiętywać tej niewykorzystanej szansy, a raczej skupiać się na kolejnych występach. A następne mistrzostwa są za 2 lata, i myślę że wtedy nikt już błędu nie popełni i pojedziemy powalczyć.
– Zrobiło się potworne zamieszanie, w którym sam nie wiem o co tak naprawdę chodzi. Mógłbym snuć wiele teorii. Zmienił się regulamin, którego ktoś nie doczytał, i w efekcie nie pojechaliśmy. Starałem się o tym wszystkim zapomnieć. Byliśmy ostatnio na turnieju i przez cały tydzień wszystkim udzielała się ta atmosfera, taka niechęć do wszystkiego. Nie chcę jednak rozpamiętywać tej niewykorzystanej szansy, a raczej skupiać się na kolejnych występach. A następne mistrzostwa są za 2 lata, i myślę że wtedy nikt już błędu nie popełni i pojedziemy powalczyć.
– Podróżujecie po wielu krajach. Gdzie jest najlepsza publiczność?
– Myślę że w Starych Jabłonkach, tam zawsze panuje doskonała atmosfera, są pełne trybuny, ponad 4 tysiące osób, klimat jest nieustannie podgrzewany, zwłaszcza gdy grają Polacy. Żywiołowo dopinguje publiczność również w Brazylii czy Chinach, jednak u nas jest zawsze największa publiczność. Bo gdy jest pełen stadion, to aż chce się grać.
– Miewa Pan chwile zwątpienia?
– Zdarzały się zwłaszcza na początku, gdy widzieliśmy jak grają inni, i gdy dostawaliśmy od nich przysłowiowego łupnia. W takich chwilach troszkę się odechciewało, lecz byłem przekonany, że ciężką pracą wiele można nadrobić. I teraz walczymy jak równy z równym, i pewne niuanse nieustannie nadrabiamy. A początki rzeczywiście były trudne: przyjeżdżaliśmy na turniej i już w eliminacjach natrafialiśmy na najlepszą parę i od razu porażka. U nas w siatkówce plażowej decydują tylko umiejętności zawodników, i tylko praca nad sobą pozwala osiągać sukcesy.
– Zdarzały się zwłaszcza na początku, gdy widzieliśmy jak grają inni, i gdy dostawaliśmy od nich przysłowiowego łupnia. W takich chwilach troszkę się odechciewało, lecz byłem przekonany, że ciężką pracą wiele można nadrobić. I teraz walczymy jak równy z równym, i pewne niuanse nieustannie nadrabiamy. A początki rzeczywiście były trudne: przyjeżdżaliśmy na turniej i już w eliminacjach natrafialiśmy na najlepszą parę i od razu porażka. U nas w siatkówce plażowej decydują tylko umiejętności zawodników, i tylko praca nad sobą pozwala osiągać sukcesy.
– Znajduje Pan czas na inne rzeczy poza siatkówką plażową?
– Trenuję w Łodzi, a trasę z Łodzi do Rybnika i z powrotem przebywam w każdy weekend, staram się przyjeżdżać jak najczęściej, bo mam tutaj dziewczynę i rodzinę. Przyzwyczaiłem się jednak do tego. Do tego cały czas turnieje. I bywają chwile, gdy nie ma nas tygodniami. W wolnych chwilach pogram na komputerze, obejrzę film, posłucham muzyki, poczytam książkę. Na inne dyscypliny nie ma absolutnie czasu.
– Trenuję w Łodzi, a trasę z Łodzi do Rybnika i z powrotem przebywam w każdy weekend, staram się przyjeżdżać jak najczęściej, bo mam tutaj dziewczynę i rodzinę. Przyzwyczaiłem się jednak do tego. Do tego cały czas turnieje. I bywają chwile, gdy nie ma nas tygodniami. W wolnych chwilach pogram na komputerze, obejrzę film, posłucham muzyki, poczytam książkę. Na inne dyscypliny nie ma absolutnie czasu.
– Niedawno został Pan Sportowcem Roku w swoim rodzinnym Rybniku.
– Byłem zaskoczony, że wyróżniono mnie w ten sposób. Nie mogłem statuetki odebrać podczas gali w Rybniku, bo grałem zawody w Mysłowicach. Tak fajnie się jednak złożyło, że po meczu statuetkę wręczył mi trener Lech Kowalski, który odebrał ją w moim imieniu w Rybniku. Zrobiło się miło i sympatycznie, i wszyscy w Mysłowicach pytali mnie o co chodzi, więc wszystkim od razu tłumaczyłem, że w ten sposób wyróżniło mnie moje miasto.
– Byłem zaskoczony, że wyróżniono mnie w ten sposób. Nie mogłem statuetki odebrać podczas gali w Rybniku, bo grałem zawody w Mysłowicach. Tak fajnie się jednak złożyło, że po meczu statuetkę wręczył mi trener Lech Kowalski, który odebrał ją w moim imieniu w Rybniku. Zrobiło się miło i sympatycznie, i wszyscy w Mysłowicach pytali mnie o co chodzi, więc wszystkim od razu tłumaczyłem, że w ten sposób wyróżniło mnie moje miasto.
Mariusz Prudel – pochodzący z Rybnika reprezentant Polski w siatkówce plażowej. W zeszłym roku zdobył tytuł Mistrza Europy do lat 23 oraz wicemistrzostwo Polski seniorów. W zawodach Pucharu Świata w Bahrajnie zajął 4. miejsce, najwyższe jakie udało się osiągnąć jakiemukolwiek reprezentantowi Polski. Podczas Mistrzostw Europy Seniorów zdobył 5. miejsce, a Światowa Federacja Siatkówki (FIVB) uznała go za objawienie roku. Zdobywał także wicemistrzostwo Europy do lat 20. (w 2005 roku) i wicemistrzostwo Polski seniorów (2007). Ostatnio w Rybniku otrzymał tytuł „Sportowca Roku 2008”.
Rozmawiał: Marcin Mońka