Ostatnia taka przejażdżka
Stary, dobry Ikarus odbył swój ostatni kurs. Bardzo wielu rybniczan zdecydowało się na pożegnalną przejażdżkę.
Tam żonę poznałem
Nie mogło oczywiście zabraknąć osobistych wspomnień. – Z Placu Wolności do Boguszowic jeździły kiedyś tak zwane Stonki, czyli stare Jelcze z przyczepą, którą strasznie na zakrętach rzucało. No i wpadłem kiedyś w tej przyczepie na pewną miłą, ładną dziewczynę. Tak właśnie poznałem moją żonę, Bożenę – wspominał Jan Mura, który pełnił funkcję przewodnika podczas tego ostatniego kursu.
Staruszek z Węgier
Pasażerowie mogli zobaczyć, jak bardzo miasto zmieniło się od czasu, gdy Ikarus po raz pierwszy wyjechał na ulice Rybnika. Za oknami „staruszka” ukazał się między innymi Kampus, Elektrownia Rybnik, kopalnia Ignacy, pływalnia w Boguszowicach czy miejski stadion. Członkowie Stowarzyszenia Rozwoju Kolei Górnego Śląska przypomnieli natomiast, jak ważny jest Ikarus w historii komunikacji miejskiej. – Polakom te węgierskie autobusy kojarzą się głównie z latami 70, 80 oraz z początkiem lat 90. To właśnie na ten okres przypada największy rozkwit Ikarusa w Polsce. Historia tej marki zaczęła się jednak znacznie wcześniej. Koncern założono pod koniec XIX wieku. W Rybniku historia Ikarusa kończy się w roku 2009, czyli 35 lat od momentu debiutu tego, jakże klasycznego już, pojazdu naszej komunikacji miejskiej – opowiadał podczas ostatniego przejazdu Adrian Krzemiński.
Ikarus zdaniem pasażerów
Ikarusy wykazały się niezawodnością, prostotą konstrukcji i wyjątkową wytrzymałością podwozia. Największymi ich zaletami okazała się łatwość naprawy, połączona z dużą pojemnością. Pasażerowie jednak zauważali i zauważają trochę inne cechy tych pojazdów. Przede wszystkim we znaki daje się głośny silnik RABA – MAN. W Ikarusach przegubowych szczególnie uciążliwe są mroźne zimy. W autobusie panuje niestety temperatura porównywalna z tą na zewnątrz, ogrzewanie nie jest zbyt efektywne, do tego człon B, czyli doczepa, nie jest w ogóle ogrzewany. Zaletą podczas upałów są jednak ogromne rozsuwane okna, dające powiew świeżego powietrza... o ile ktoś nie siedzi za rurą wydechową rzecz jasna! – żartuje Adrian Krzemiński ze Stowarzyszenia Rozwoju Kolei Górnego Śląska.
Krystian Szytenhelm