Rybniccy nauczyciele bez pracy
Gdy nauczyciel sam uczyć się musi... szukania innej pracy.
Sytuacja w rybnickiej oświacie nie jest najlepsza. Świeżo upieczeni absolwenci nie mogą wejść do zawodu. Z pracą żegnać się muszą nawet doświadczeni nauczyciele.
„Nie zatrudniać młodych!”
Jeden z czytelników napisał do nas alarmujący list. „Na spotkaniu Adama Fudali z dyrektorami szkół pan prezydent powiedział, zasugerował, zabronił (zwał jak zwał), aby zwolnić nowo przyjętych stażystów i nowych nie przyjmować. Dlaczego? Związane jest to z dodatkowymi kosztami, jakie poniósł by urząd miasta w związku z podwyżką dla stażystów. Co z tego wynika? Że ludzie mający tytuł magistra, wydali sporo pieniędzy i poświęcili mnóstwo czasu na studia, zostali wysłani do centrów handlowych jako sprzedawcy. Tak wygląda promocja ludzi wykształconych w Rybniku” – napisał do nas anonimowy czytelnik.
Niż na wiele lat
To niestety prawda. Zakaz przyjmowania stażystów nie jest jednak związany z samymi tylko kosztami. Podstawowym problemem jest niż demograficzny. Mniej uczniów, mniej klas, mniej pracy dla nauczycieli. – Trudno sobie wyobrazić, by tak potężny niż nie miał wpływu na problemy kadrowe nauczycieli. Już dzisiaj absolwentowi kierunków pedagogicznych ciężko jest znaleźć pracę w szkole – przyznaje Lucyna Tyl, rzecznik prasowy magistratu. Według prognoz, sytuacja ma się poprawić dopiero za 10 lat. – To są bardzo sporadyczne przypadki, by w Rybniku pracę dostał młody nauczyciel. Taka dziura pokoleniowa nie jest oczywiście dobra dla naszego szkolnictwa – ocenia Joanna Kryszczyszyn, zastępca prezydenta.
Absolwentom wstęp wzbroniony
Bardzo wielu młodych ludzi nie ma więc szans na wejście do zawodu, do którego przygotowywali się przez kilka lat studiów. – Na roku było 100 osób i mało kto dostał szansę pracy w zawodzie – mówi ze smutkiem Sonia Budziarska, która, jako jedna z nielicznych świeżo upieczonych absolwentek, ma szansę poznać fach nauczyciela. Jest stażystką w SP1, a przynajmniej: póki co... – Rok temu udało mi się wejść na staż, bo jedna z nauczycielek zachorowała. Oczywiście nie mogłam tam dłużej pracować, bo prezydent zarządził, by nie zatrudniać stażystów. Ale teraz, również przypadkiem, udało mi się dostać pracę w SP1. Co będzie za rok? Prawdopodobnie trafię na bezrobocie. Zastanawiam się nad pracą w sklepie – zdradza Budziarska, która skończyła 5-letnie studia polonistyczne i zabiega również o kwalifikacje nauczania języka angielskiego.
I doświadczeni się boją
Świeżo upieczeni absolwenci studiów wyższych wybierają się więc na bezrobocie. Ale nie tylko ich dotyczy ten problem. Również doświadczeni nauczyciele obawiać się muszą utraty pracy. – Wielu musi łączyć etaty w 2, 3 placówkach, lub też zatrudnieni są na ograniczonym etacie. A i tak pod koniec roku szkolnego zagrożonych utratą pracy było około 70 nauczycieli mianowanych. Ostatecznie stosunek pracy rozwiązano jedynie z 7 osobami, a na emeryturę przeszło 13. Ale w tych statystykach nie ma stażystów i nauczycieli kontraktowych – podkreśla Kazimierz Piekarz, szef rybnickiego Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Tracimy najlepszych
Co gorsza, wśród zwalnianych są również nauczyciele, którzy mają na swoim koncie wielkie osiągnięcia. – W czerwcu dostałam listy gratulacyjne od prezydenta za opiekę nad wybitnie zdolnymi uczniami. A 31 sierpnia dowiedziałam się, że nie muszę już przychodzić na rozpoczęcie roku szkolnego. Prezydent nie podpisał zgody, bym te „moje osiągnięcia”, jak mi wcześniej gratulował, mogła kontynuować – mówi o okolicznościach utraty pracy Agnieszka Dziwoki, nauczycielka muzyki, która opiekuje się Rafałem Kozikiem, wielokrotnym zwycięzcą konkursów wokalnych, także tych międzynarodowych. – Rafała poznałam w 4. klasie i wtedy też zaczęliśmy pracować nad jego talentem. Oczywiście: społecznie, bo nigdy nie było z tego żadnych pieniędzy – zdradza nauczycielka muzyki.
Jak zaradzić?
Pojawiają się pomysły, jak polepszyć sytuację. – Można by zmniejszyć liczebność klas. Poprawiłaby się efektywność nauczania i wychowywania, a wielu młodych nauczycieli miałoby przy tym szansę wejść do zawodu – proponuje Piekarz. Ale władze wskazują, że to dodatkowe koszta, a średnia liczebność klas i tak przedstawia się korzystnie (sp: 22,3; g: 26,5; pg: 28,9) Można by też uatrakcyjnić ofertę nauczania. – Jeśli istnieją klasy sportowe, czemu nie otworzyć muzycznych? W Żorach taka funkcjonuje. A u nas takie talenty się marnują... – żałuje Dziwoki. – W naszym mieście doskonale działa szkoła muzyczna. Pomysł utworzenia takich klas nie wydaje się zasadny – odpowiada w imieniu władz Lucyna Tyl.
Krystian Szytenhelm