Inwalida żąda odszkodowania
Mam już dość tego łajdactwa – płacze nad sądowymi wyrokami Elżbieta Malinowska.
Michał Malinowski, który przez 25 lat pracował jako ładowacz w firmie Transgór, jest dziś inwalidą. Sąd orzekł, że zasługuje na rentę ze względu na trudne warunki pracy. Od kilkunastu już lat toczą się jednak kolejne rozprawy. Malinowski żąda uznania choroby zawodowej i... 4 milionów złotych!
Katorżnicza praca po kilkanaście godzin dziennie. Nadmierny hałas co chwila zatrzymujących się pociągów. A do tego spaliny z ciężarówek, na które pracownicy ładują towar, i to bez odpowiednich zabezpieczeń przed szkodliwymi dla zdrowia materiałami. Tak swoje warunki pracy opisuje Michał Malinowski, mieszkaniec dzielnicy Boguszowice Osiedle. Przez ćwierć wieku był ładowaczem w rybnickiej firmie „Transgór”, dziś jest inwalidą. „Obustronny głęboki niedosłuch, rozdęcie płuc oraz astma oskrzelowa” – orzekli lekarze.
Choroba zawodowa?
Malinowski od 15 lat sądzi się ze swym byłym pracodawcą. Wezwani przed sąd ładowacze potwierdzili jego zeznania. „Pracowaliśmy jak niewolnicy” – zeznał jeden z nich. Obok świadczeń zusowskich, związanych z niezdolnością do pracy, wywalczył jeszcze rentę wyrównawczą, bo cały okres jego zatrudnienia uznano za pracę w szczególnych warunkach. Ale wkrótce odbędzie się kolejna rozprawa. – Pozwałam Transgór. Chcę, by chorobę męża uznano za chorobę zawodową – tłumaczy Elżbieta Malinowska, żona.
Zabezpieczenia były
Dziś trudno stwierdzić, czy warunki pracy rzeczywiście były tak nieludzkie. Sanepid nie badał sprawy. Transgór zapewnia, że normy hałasu były dotrzymane, nie ma jednak dokumentacji z tak odległych lat. A co do czasu pracy... tutaj również stanowiska są różne. – To nie była lekka praca, ale nie panowały też takie warunki! Zresztą o 12-godzinnym dniu pracy nie można mówić. Ładowacze pracowali tylko wtedy, gdy było co do roboty, a więc gdy przyjeżdżały wagony – tłumaczy Aleksandra Cierniak, dyrektor ds. pracowniczych w Trangórze. Zaprzecza też, jakoby pracownicy nie posiadali odpowiednich zabezpieczeń przed szkodliwymi dla zdrowia materiałami, które ładowacze transportowali z wagonów na ciężarówki. – Mieli gumowe fartuchy, maski, wszystkie zabezpieczenia. Pytanie tylko, czy ich używali – odpowiada.
Średnia płaca
Pomimo tych sprzecznych relacji, gdy sąd orzekł o szczególnych warunkach pracy i zasądził o rencie wyrównawczej, Transgór nie starał się unikać odpowiedzialności i wyrok wykonał. – Robota była ciężka, sąd przyznał Malinowskiemu rację, dlatego też Transgór wypłaca mu ponad 600 złotych renty wyrównawczej. Do tego ma jeszcze zusowską rentę chorobową, a firma nadal traktuje go jako pracownika, korzysta więc ze wszystkich świadczeń zakładowego funduszu socjalnego. W sumie więc nie są to małe pieniądze, taka średnia płaca w naszej firmie – obrazuje mecenas Bolesław Żukowski, zajmujący się sprawą.
Absurdalne roszczenia
Ale Malinowscy nie są usatysfakcjonowani, bo choroby zawodowej nadal nie stwierdzono. Było już w sumie kilkadziesiąt rozpraw sądowych, wkrótce odbędzie się kolejna. Zakres roszczeń jest wręcz niewiarygodny... – Chcą 4 milionów złotych! Ma to być między innymi odszkodowanie za nasz rzekomy mobbing, koszta opieki nad chorym, na zakup sprzętu medycznego, który zresztą jest ze szpitala, a także na zakup samochodu za 100 tysięcy złotych. Mało tego, Transgór ma zapłacić za prawo jazdy dla synów Malinowskiego, którzy będą go tą limuzyną wozili. No i mamy też pokryć koszty pogrzebu... tyle że Malinowski jeszcze żyje, jak więc możemy wypłacić zasiłek pogrzebowy?! – wymienia niektóre z absurdalnych roszczeń Żukowski. Podkreśla również, że o chorobie zawodowej nie może być mowy, bo dolegliwości Malinowskiego nie ma w odpowiednim wykazie, który reguluje ustawa.
Łajdactwo!
– Przez naszą firmę przewinęło się już 10 tysięcy pracowników, żaden nie chorował na chorobę zawodową. Mało tego, nikt nas nigdy nie sądził w sprawie niewłaściwych warunków pracy! Uważamy zresztą, że również nałóg nikotynowy przyczynił się do aktualnego stanu zdrowia Malinowskiego – tłumaczy Cierniak. Malinowscy oburzają się na takie słowa i nie mają zamiaru przerwać walki, chociaż jest ona bardzo wyczerpująca. – Najbardziej upokarzające jest to, że tak się nas lekceważy. Ja mam już wszystkiego dość, leczę się u psychologa. Mąż miał 45 lat i stał się inwalidą. Jest niezdolny do pracy, wszystko trzeba przy nim robić A dzieci też mają swoje najpiękniejsze lata życia zmarnowane, bo na nic dla nich nie było. I to przez takie łajdactwo! – płacze żona.
Kolejne posiedzenie sądu pracy w tej sprawie odbędzie się 21 października.
Krystian Szytenhelm