Dyrektorka nas szykanuje
Co się dzieje za murami Zespołu Szkolno-Przedszkolnego w Pstrążnej?
Nauczycielki z Zespołu Szkolno-Przedszkolnego w Pstrążnej (gmina Lyski) twierdzą, że są szykanowane przez swoją szefową. Urząd Gminy od sprawy umywa ręce, radni stwierdzili jednak, że w placówce istnieją nieprawidłowości. – Pomiata się nami już od wielu lat – mówi jedna z nauczycielek.
– W tej chwili jest nas trójka. Wszystkie jesteśmy szykanowane przez panią dyrektor. Nie mamy pojęcia czym sobie na to zasłużyłyśmy, ale trwa to już zbyt długo. Nie pozwolimy, by szkalowano naszą godność – mówią nauczycielki. Dwie z nich zdecydowały się porozmawiać z nami, jednak nie chcą ujawnić swych nazwisk. Nauczycielki pokazują pisma i inne dokumenty. Wśród nich upomnienia, jakie zaczęły płynąć z sekretariatu szkoły. – Dyrektorka cały czas szuka na nas haka – zarzekają się nauczycielki.
Zarzuty obu kobiet są bardzo poważne. Dyrektorka ma je nękać psychicznie i szykanować. Ponadto w szkole wytworzyła się chora atmosfera, w której część nauczycieli jest zastraszanych i „napuszczanych” na siebie. Pomimo kilku prób, dyrektorka Bernadeta Cuber kategorycznie odmówiła rozmowy na temat stosunków panujących w szkole, wręcz uciekała przed dziennikarzem.
Oszczerstwa z dyrekcji
– W moim przypadku wszystko zaczęło się 7 lat temu, niedługo potem, kiedy obecna pani dyrektor przyszła na to stanowisko. Wcześniej współpracowałam z dwoma dyrektorami i owszem byli wymagający, ale współpraca układała się wręcz doskonale. Nowa pani dyrektor od samego początku ośmiesza mnie w gronie nauczycieli i skrupulatnie pomija mnie w przydziałach do nadgodzin. Oczernia mnie w oczach pozostałych koleżanek i rodziców, kłamie i szkaluje – wyrzuca oskarżenia jedna z nauczycielek. Kobieta przepracowała w placówce 22 lata, poświęciła na dokształcanie ponad 1000 godzin, ukończyła studia podyplomowe, kurs kwalifikacyjny. Jednym z jej ostatnich pomysłów, było wprowadzenie tzw. lekcji otwartych dla rodziców. Pomimo, że nauczycielka nad wyraz aktywnie uczestnicy w życiu szkoły, przez 7 lat nie otrzymała ani jednej nadgodziny, zaś w ostatnim czasie pozbawiono ją możliwości nawet prowadzenia własnego kółka PCK.
Szuka na nas haków
Drugiej kobiecie oberwało się już nie raz. – Wszystko zaczęło się, gdy upomniałam się o umowę na czas nieokreślony, którą podpisałam dopiero za piątym razem, choć jest to niezgodne z Kartą Nauczyciela – opowiada druga nauczycielka. – Przez dwa lata brakowało mi jednej godziny do etatu, choć inni nauczyciele mieli w tym czasie od 1 do 6 godzin ponad etat także w ramach moich kompetencji. Utraciłam godziny tuż po ukończeniu studiów podyplomowych, które zostały wskazane przez panią dyrektor jako konieczne, aby mieć w przyszłości etat. Ostatnio zostałam ukarana za to, że podczas dyskoteki szkolnej chwilowo przebywałam w pokoju nauczycielskim. Pomimo faktu, że monitorowałam teren, gdzie odbywała się impreza dla trzynaściorga uczniów, nad którymi pełniły także opiekę trzy inne nauczycielki, pani dyrektor wręczyła mi karę upomnienia – dodaje nauczycielka. Podobną karę nauczycielka otrzymała również wtedy, gdy zabrała do domu dziennik lekcyjny jednej z klas, wcześniej pytając o zgodę wicedyrektor. Dyrektorka karę wycofała po tym, jak nauczycielka odwołała się pisemnie, wskazując na zastosowanie kary niezgodne z Kodeksem Pracy. W międzyczasie dodatek motywacyjny jednej z tych nauczycielek został zmniejszony do 20 zł pomimo, że jest jedną z najbardziej aktywnie działających nauczycielek w szkole.
Skarga pod dywanem
Nauczycielki z Pstrążnej o pomoc zwróciły się do wójta gminy Lyski. Na początku września na jego biurko osobiście złożyły oficjalne skargi. Grzegorz Gryt, szef urzędu w Lyskach, przekazał treść skarg do rozpatrzenia radzie gminy. Sprawą zajęła się komisja oświaty. Dwa z siedmiu punktów skargi radni uznali za zasadne, dwa za bezzasadne, w pozostałych poradzono im odwołanie się do innych instancji. Nie wiadomo jak wyglądała procedura rozpatrywania skargi, ponieważ, jak przyznają wnioskodawczynie, ani razu nie były zaproszone na rozmowę wyjaśniającą, mimo obietnic pana wójta i przewodniczącego rady. Jedynie zostały poproszone o złożenie krótkiego wyjaśnienia pisemnego dwóch dodatkowych punktów skargi, złożonych radzie gminy 29 września. Rada werdykt jednak wydała. Zdaniem nauczycielek, urząd chce zwyczajnie zamieść problem pod dywan. W urzędzie nie doszło do żadnych mediacji. Jedyne spotkanie zaproponowała pani dyrektor, jednak sama kolejny raz wyciągnęła listę zarzutów. – Raz uczestniczyłem w takiej próbie zażegnania konfliktu, ale nie przyniosła ona żadnych efektów. Odniosłem wrażenie, że spotkanie podsyciło tylko złą atmosferę. Jako urząd mamy związane ręce, ponieważ sprawa dotyczy mobbingu w szkole. Nie jesteśmy instytucją władną rozstrzygać takie zarzuty. Nie chcemy być posądzeni przez którąkolwiek ze stron, że jesteśmy stronniczy – relacjonuje przebieg spotkania Bogdan Adamczyk, kierownik Gminnego Zespołu Obsługi Szkół i Przedszkoli w Lyskach.
Dyrektorka utrudnia kontakty
Na podjęcie uchwały w sprawie skargi nikt ich nie zaprosił, nie zostały również powiadomione o sposobie rozwiązania sprawy pomimo, że przewodniczący rady Krystian Widenka o tym zapewniał. W piątek 6 listopada nauczycielki wysłały do rady kolejne pisma, w których proszą o ostateczne i wyczerpujące ponowne rozpatrzenie skarg. – To, w jaki sposób zostałyśmy potraktowane przez radę i wójta, to lekceważenie. Wszystko, co napisałyśmy w skardze, ma potwierdzenia w dokumentach, znajdujących się w szkole. Żaden członek komisji nie zadał sobie trudu, by sprawdzić protokoły czy dokumentację leżącą na półkach w szkole – żali się jedna z nich. Oskarżenia nauczycielek są bardzo szczegółowe. Kobiety przytaczają konkretne sytuacje. Niektóre z nich rada uznała jednak za zasadne. Radni potwierdzili w swej opinii, że faktycznie nauczycielkom celowo utrudniano kontakt z dyrekcją.
Sprawa jest już zamknięta
Zapytaliśmy na miejscu panią dyrektor o stosunki panujące w Zespole w Pstrążnej. By nie przeszkadzać w zajęciach byliśmy skłonni spotkać się w dogodnym dla dyrektorki terminie. Bernadeta Cuber nie zgodziła się na rozmowę. – Nie będę o tym rozmawiać. Sprawa jest już zamknięta – ucięła krótko. Gdy próbowaliśmy ponownie skonfrontować relacje nauczycielek z panią dyrektor, ta wręcz uciekła. Na rozmowę i tym razem się nie doczekaliśmy. Tymczasem obie nauczycielki podkreślają, że nadal są szykanowane. Wszystko więc wskazuje na to, że konflikt w szkole trwa i tylko jedna strona chce o nim rozmawiać. – Ja nie nazwałabym tego konfliktem, dla nas to zwykłe szykanowanie i łamanie naszych praw, i nie boję się tego powiedzieć. Wszystkie nasze zarzuty mają potwierdzenia w protokołach i dokumentach szkoły, dlatego otwarcie o tym mówimy. Niestety, nikt w gminie nie pofatygował się, by sprawdzić jak jest naprawdę – żalą się nauczycielki.
Obie kobiety zapewniają, że praca z dziećmi sprawia im wiele radości i satysfakcji. – Ubolewamy, że w takiej instytucji dochodzi do sytuacji takiej jak ta. Nie jesteśmy osobami konfliktowymi, mogą to potwierdzić koleżanki, które nas dobrze znają. Próbujemy tylko bronić własnej godności i szacunku. Kochamy pracę z dziećmi i na pewno się nie poddamy, ale jeśli gmina nie wyciągnie konsekwencji wobec osoby, która pełni swą funkcję niewłaściwie, będziemy zmuszone zrezygnować z pracy – zaznaczają. Nauczycielki nie wykluczają, że sprawę skierują do sądu pracy.
Łukasz Żyła