Uwielbiam to moje królestwo
Nauczyciel – pasjonat z „Medyka” pisze książkę o doświadczeniach chemicznych.
Były wykładowca akademicki zaangażował się z pasją w pracę w rybnickim Zespole Szkół Medycznych. Doktor Wojciech Bąkowski zorganizował dla swoich uczniów bogate zaplecze do przeprowadzania chemicznych eksperymentów. Ponadto napisał dla nich 4 podręczniki, a w planach ma kolejne.
Rogata dusza
Wojciech Bąkowski jest nauczycielem w Zespole Szkół Medycznych. Ma stopień naukowy doktora. Przez 15 lat pracował jako adiunkt na Politechnice Śląskiej, a następnie, przez 20 lat, w Śląskiej Akademii Medycznej. – Mam rogatą duszę, a moi szefowie nie lubili niezależności. Gdy przyszedł więc czas, że trzeba było ciąć etaty, musiałem sobie znaleźć nową pracę – tłumaczy koleje swojej kariery. I tak właśnie, 4 lata temu, Bąkowski zatrudnił się jako nauczyciel w „Medyku”. Degradacja, zesłanie? Nic z tych rzeczy! – Moich uczniów spotykam na kasie w markecie. Inni, by móc się uczyć, pracują w jakichś magazynach, nawet o 4.00 rano. To o wiele ciekawsze, bardziej zahartowane środowisko, niż studenci, z którymi miałem wcześniej do czynienia. Ci ludzie upatrują w tej szkole swoją życiową szansę! Ta obserwacja bardzo mnie zmobilizowała – zdradza.
Podjeżdżał samochodzikiem i...
I tak też rozpoczęła się jego pełna pasji praca w Rybniku. – Prowadzę zajęcia z chemii leków. Wydział farmacji tutaj wtedy dopiero powstawał. Ha, w sali zajęć był tylko stół – wspomina. A dziś jest... „trochę” inaczej. – No jakiś czas już w tym fachu siedzę, mam znajomych... – mówi figlarnie. – Wiadomo, że w instytutach od czasu do czasu kupują nową aparaturę. Stare wyposażenie wywalają wtedy na śmietnik. Znajomi informowali mnie „co” i „gdzie”, a ja podjeżdżałem wtedy swoim samochodzikiem i zwoziłem wszystko do naszej szkoły. Dla nas to są bardzo dobre przyrządy, bo często te, które nie nadają się już do celów badawczych, doskonale sprawdzają się w dydaktyce. W tej chwili mam już wszystko, co potrzebne – uśmiecha się.
Eksperymentalne królestwo
Zresztą uśmiech ten gości na jego twarzy bardzo często. I wyraża nie tylko pasję, ale i młodzieńczą wręcz ciekawość i wigor. Aż trudno uwierzyć, że już za kilka lat pan doktor będzie musiał przejść na emeryturę. Zresztą on sam się tego obawia. – Uwielbiam to moje królestwo. Czuję się tutaj jak mały chłopczyk, który dorwał się do swoich zabawek – patrzy z dumą na gromadzony przez lata sprzęt. Pomimo tego, na początku Bąkowski nie był zadowolony z efektów nauczania. – Dyrekcja dała mi wolną rękę. Wyszukiwałem więc we wszystkich możliwych źródłach te najbardziej atrakcyjne eksperymenty, które jesteśmy w stanie przeprowadzić. Oczywiście: wszystko zgodnie z programem nauczania – podkreśla.
Własne skrypty
Jak to często bywa, problem był również z literaturą. – Specjalistyczne książki są trudno dostępne, a przy tym bardzo drogie. Zaradziliśmy temu. W ciągu każdego semestru robiłem po 18 eksperymentów i każdy z nich dokładnie opisywałem. Następnie cały ten materiał zebrałem i opracowałem. Sam zresztą wykonałem niezbędne ilustracje. Z początku myślałem o tym jako o komplecie kser w szkolnej bibliotece, ale udało mi się to wydać. Tak powstały 4 skrypty, po jednym na semestr, czyli jakieś 800 stron – stuka palcami w owoc swojej wieloletniej pracy, dzięki której uczniowie „Medyka” mają łatwy dostęp do całości materiału. A ten jest oczywiście zgodny z wymaganiami programu nauczania dla wydziałów farmacji szkół policealnych.
Kombinować, by nie wybuchło
Bąkowski rozgląda się teraz za profesjonalnym wydawcą. Przekonuje, że ze skryptów tych wiele pożytku mieliby także studenci. Ale przygotowuje jeszcze coś ciekawego dla nauczycieli. – Piszę teraz książkę o doświadczeniach chemicznych w szkole średniej. Tę chciałbym już wydać w profesjonalnym wydawnictwie. Daję sobie na to jeszcze rok. Na przykład siedzę sobie aktualnie nad zadaniem: jak uzyskać bromowodór. Oczywiście instrukcje są dostępne w wielu książkach, ale w naszych szkolnych realiach niektóre rzeczy są po prostu nieosiągalne. Przy przeprowadzaniu eksperymentów często trzeba korzystać z materiałów czy aparatury „zastępczej”. I w tym poradniku dla prowadzących zajęcia chcę właśnie pokazać, jak „kombinować”. Bo kawał polega przecież na tym, jak taki bromowodór uzyskać w szkole, a najlepiej w probówce. No i najważniejsze: by nie wybuchło – uśmiecha się Bąkowski.
Krystian Szytenhelm