Daleko od poczty
Tomasz Bodach, właściciel Miejskiej Poczty Doręczeniowej przeciwko Poczcie Polskiej.
W całym kraju wrze na temat planów Poczty Polskiej dotyczących likwidacji nierentownych placówek.Firma chce docelowo zlikwidować blisko trzy tysiące urzędów, tworząc w ich miejsce agencje pocztowe.
Krok za niepopularnymi decyzjami warszawskiej centrali podąża rybnicki pocztowiec Tomasz Bodach, proponując tanie pośrednictwa pocztowe zlokalizowane w sklepach spożywczych czy na parterach domów. Taki punkt funkcjonuje już np. w Nowej Wsi (gmina Lyski).
– Otwieramy pośrednictwa pocztowe wszędzie tam gdzie daleko do poczty – mówi Bodach. – Można nam zlecić praktycznie większość usług dokonywanych przez Pocztę Polską, nie przyjmujemy jednak paczek cięższych niż 2 kilogramy. Wiemy, że tam gdzie jest kilka kilometrów do poczty ludzie muszą często kupować bilet i jechać specjalnie autobusem nadać list lub paczkę na pocztę. Tam gdzie funkcjonują nasze pośrednictwa można to załatwić po sąsiedzku. Pracownik naszego punktu zawiezie przesyłkę na pocztę i załatwi wszystkie formalności – zapewnia rybniczanin. Ile wynosi prowizja? Prywatna poczta pobiera od klienta 2,5 zł dodatkowej opłaty za każdy nadany list. 2 złote z tej sumy zostaje w rękach osoby prowadzącej punkt Tomasza Bodacha.
Tymczasem swoje propozycje ma również sama Poczta Polska. Ona także zachęca do otwierania agencji. – Niektóre agencje radzą sobie lepiej, inne gorzej. Nie obiecujemy ajentom kokosów. Każdy z nich otrzymuje od nas kwotę gwarantowaną. Jej wysokość to tajemnica umowy między pocztą a ajentem. Powiedzmy jednak, że przykładowo jest to 700 zł. Do tego ajent otrzymuje prowizje za wykonane usługi. Nawet jeśli w agencji zostanie wykonanych niewiele usług, to ajentowi i tak przysługuje przynajmniej ta kwota gwarantowana – podkreśla Elżbieta Star.
Jak na razie jednak chętnych do prowadzenia agencji jest mniej niż punktów, w których mają docelowo funkcjonować.
(acz)