W skórach z Rybnika chodzili wszyscy
Przemysł skórzany w naszym mieście skończył się wraz z nastaniem II wojny światowej.
Historia rybnickiego garbarstwa sięga końca XVIII wieku, kiedy na terenie miasta zostały założone przez niemieckich Żydów dwie garbarnie. Znajdowały się nad rzeką Nacyną, bo jej czyste wody były potrzebne do produkcji skór. Historię rybnickiego rzemiosła doskonale zna Janusz Grzybczyk.
Pierwsza z garbarni, której właścicielem był Strauss, mieściła się pomiędzy obecną ulicą Hallera, a Raciborską. Druga z nich pomiędzy ulicą Raciborską i Rudzką, której właścicielem był Haase. Po plebiscycie w 1921 roku garbarnia trafiła w ręce Władysława i Andrzeja Żurka. Hasse w wyniku wybuchu parowego kotła, w którym zginął pracownik garbarni popadł w konflikt z prawem i poddał się m.in. dobrowolnej karze, darując miastu teren położony przy ul. Chwałowickiej, na którym miasto utworzyło park nazwany Hazenhajda, a później „Kozie Góry”. – Żurkowie zajmowali się produkcją skór twardych, szczególnie kruponów służących jako spody obuwia – tłumaczy Janusz Grzybczyk, mieszkaniec Rybnika i współwłaściciel jednej z nieistniejących już garbarni w sąsiedztwie Rybnika – Brzeziu pod Raciborzem.
Trudne losy przedsiębiorców
W 1929 r. Władysław Żurek i jego żona Maria (z domu Grzybczyk) przeżyli tragedię, kiedy podczas kąpieli na udar serca zmarł ich jedyny syn Tadeusz. – Działo się to w ich willi przy ulicy Rudzkiej, gdzie obecnie znajduje się siedziba banku BRE – wspomina Janusz Grzybczyk. W 1935 roku Żurkowie po groźnym pożarze garbarni zmienili spółkę, w wyniku czego Andrzej kupił garbarnie na terenie Łodygowic k. Bielska oraz w Jaśkowicach k. Orzesza, a Władysław również młyn – starą fabrykę cygar w Brzeziu pod Raciborzem. Żurek dostosował fabrykę do nowoczesnej na ówczesne czasy produkcji skór miękkich. Produkcja skór we wszystkich czterech garbarniach braci Żurków uległa całkowitemu zahamowaniu z chwilą wybuchu wojny w 1939 roku. Żurkowie zostali aresztowani i zesłani do obozów koncentracyjnych.
Dzisiaj są same podróbki
Rybnicką fabrykę skór przejął w tym czasie niemiecki przedsiębiorca o nazwisku Sobczyk, zmieniając ją na zakład produkcji świec i słodyczy. – Tak wyglądał koniec rozwoju tej gałęzi przemysłu w Rybniku. Praca w garbarni polegała na tym, że skóry bydlęce uprzednio zasolone, przechodziły proces usunięcia włosia i garbunku. Był on w 70 procentach mokry, a używane były do niego odpowiednie chemikalia. W specjalnych kotłach po produkcji dochodziło się do stanu suchego. Po tym skóry były sprzedawane największym producentom obuwia – mówi Janusz Grzybczyk. Rybniczanin stwierdza, że obecnie większość kupowanego w sklepach obuwia nie ma ani grama skóry, a często dochodzi także do wprowadzania w błąd klientów. – Gdyby nie wojna, Żurek byłby dzisiaj adidasem. Już wtedy były projekty na szycie torebek, piłek. Władysław jako najstarszy z braci miał wiele pomysłów, jednak po wojnie wyjechał za chlebem do USA i tak się skończyła ta rodzinna historia – tłumaczy rybniczanin.
(ska)