Muzyka wyszła na ulice
Któż z nas nie lubi posłuchać muzyki na żywo? Chodząc po mieście, da się usłyszeć i zobaczyć wielu lepszych i gorszych muzyków.
Często siedzą w uliczkach prowadzących do rynku albo nawet i na samym rynku w Rybniku. Zazwyczaj są to młodzi ludzie, którzy w ten sposób spędzają wakacje, trochę dorabiają i lubią grać. Marcin z Pawłem postanowili w ten sposób zarobić na mikrofon, dzięki któremu będą mogli nagrywać swoje utwory. Sebastian, Krzychu oraz Michał jednogłośnie stwierdzili, że będzie to dobry pomysł na wakacje. Można również spotkać o wiele starszych, którzy traktują to jako formę zarobku. – Kiedyś ludzie lgnęli do muzyków, teraz muzycy muszą wyjść do ludzi – mówi pan Bogdan, który od sześciu lat grywa na miejskich rynkach. Jeździ do kilku miast, zarabiając w ten sposób na życie. Kiedyś był perkusistą w zespole grającym na weselach. Rybnik odwiedza również skrzypaczka z Ukrainy, kilku gitarzystów akustycznych oraz dwóch indiańsko wyglądających instrumentalistów grających na tzw. syryndze (zwanej inaczej fletnią Pana).
Co gramy, ile gramy, za ile gramy?
Młodzi zazwyczaj wybierają bardzo znane piosenki. Zainteresowanie pada na chwytliwe, popularne, dosyć proste i rockowe takie jak Dżem i „Wehikuł czasu” albo „Knockin’ on Heaven’s Door” Boba Dylana (nagrywany później wielokrotnie przez takich muzyków jak Eric Clapton czy Guns’N’Roses) czy „Czarny chleb i czarna kawa” Pidżamy Porno. Kawałki śpiewane są najczęściej przy gitarze klasycznej bądź akustycznej, choć ostatnio pojawił się keyboard na którym grał właśnie Marcin (uczący się w szkole muzycznej od sześciu lat). Starsi grają najczęściej instrumentalnie, ale nie tylko starsi. Paweł, gitarzysta zespołu Out of The Blue, wraz ze swoim przyjacielem grają najczęściej instrumentalne utwory z pogranicza jazzu, bluesa i rocka. Swoje oraz popularnych muzyków jazzowych. Wszyscy amatorzy ulicznego grania grają zazwyczaj po 2–3 godziny. Raczej nie ma problemu ze znalezieniem miejsca, choć może zdarzyć się tak, że okoliczni sprzedawcy nie życzą sobie grania pod ich sklepem, ale nie ma z tym jakichś dużych problemów. Z zarobkami wychodzi różnie. Sporo zależy od konkretnego dnia, godziny, pogody, „humoru” przechodniów. – Najwięcej ludzie wyciągają na standardach – opowiada Paweł. Grupa młodych ludzi śpiewających popularne piosenki przy akompaniamencie kilku gitar była w stanie zarobić podobno aż 150 zł na godzinę. Zazwyczaj nie jest tak wspaniale, zapytani wspominali o kwotach 10–20 zł na godzinę czy dwie, a i mniej, jeśli trafili na zły dzień. – Trzeba mieć też trochę szczęścia – przyznają. Ludzie reagują różnie, choć bardziej pozytywnie niż negatywnie. Nie zdarzyło się, by któregoś z ulicznych muzyków ktoś „przepędził z kijem”. Częściej słyszy się pozytywne komentarze i miłe słowa.
Praca ulicznego muzyka czy muzyk bez pracy?
– Byłbym w stanie w ten sposób zarabiać na życie. Jakbym nie miał pracy, a potrzebował kasy, to na pewno bym grał – twierdzi Paweł. Raz zdarzyło mu się usłyszeć od przechodnia, że takie granie wygląda jak żebranie. – Nie robi mi szczególnej różnicy czy gram na mieście i mam przy tym jakąś interakcję z ludźmi czy gram w zamkniętym pomieszczeniu. Po prostu gram – dodaje.Muzyka zagrana na żywo w konkretnych okolicznościach potrafi raczej uprzyjemnić życie niż je utrudnić. Co roku niedaleko ul. Raciborskiej w okolicach Bożego Narodzenia bywa grupa grająca na instrumentach dętych popularne kolędy. We Wszystkich Świętych, 1 listopada przy głównym wejściu na cmentarz komunalny gra mężczyzna z gitarą klasyczną wykonujący utwory smutne i wprowadzające w nastrój zadumy. Uliczni gitarzyści grający „szlagiery” rockowe w słoneczny, wakacyjny dzień z kolei wprowadzają w dobry humor.
Z resztą, zwycięzca pierwszej edycji programu X Factor, polak białoruskiego pochodzenia Genek Loska też najpierw grał m.in. przy ulicy Floriańskiej w Krakowie czy na rynku we Wrocławiu i nie można było przejść obok jego muzyki obojętnie. Coraz częściej podobne sytuacje zdarzają się w Rybniku.
Alicja Sypek