Kara za spóźnienie
Rodzice przedszkolaków skarżą się na wprowadzone wplacówkach kary pieniężne. Urząd twierdzi, że żadnych kar nie ma.
CZERWIONKA – LESZCZYNY. Kto spóźni się z odebraniem dziecka z przedszkola, musi zapłacić karę pieniężną. Z takimi rewelacjami do naszej redakcji zadzwoniło kilku zdenerwowanych rodziców czerwioneckich przedszkolaków. – To jakieś nowe porządki. Znowu kosztem naszych portfeli, a my musimy płacić i siedzieć cicho, żeby czasem za niesubordynację karą nie było usunięcie dziecka z przedszkola – grzmią rodzice. Sprawę „spóźnieniowych kar” na ostatniej sesji rady miejskiej poruszył radny Waldemar Mitura. – Czy to prawda, że za nieodebranie dziecka o określonej godzinie z przedszkola rodzice muszą dopłacać pieniądze? – dopytywał radny. Władze gminy stanowczo twierdzą, że o żadnych karach mowy nie ma. – To wymóg formalny zapisany w umowie jaką rodzice zawarli z przedszkolem – stwierdza Andrzej Raudner, wiceburmistrz odpowiedzialny w Czerwionce – Leszczynach za sprawy oświaty.
Kary nie ma, a płacić trzeba
Tłumaczenie władz miasta rodziców nie przekonuje. – Spóźniłam się po syna tylko 15 minut. Nie z mojej winy. Nie stałam i nie plotkowałam z koleżankami, ale utknęłam w korku, wracając z pracy. Niestety, oznajmiono mi, że za spóźnienie muszę zapłacić 20 zł – relacjonuje nam jedna z matek. Pan Andrzej z Czerwionki też zapłacił. – Żona pracowała na drugą zmianę, a mnie szef kazał zostać po godzinach. Odebrałem dziecko pół godziny po czasie. Najpierw usłyszałem przemówienie na temat nieodpowiedzialności, a na koniec podsumowanie – 20 zł do zapłaty – denerwuje się mężczyzna. Po tych rewelacjach wydział edukacji rozpoczął przesłuchania w przedszkolach. – Zapytaliśmy wszystkie przedszkola, czy w tym roku naliczone zostały opłaty za nieodebranie dziecka o określonej godzinie z placówki. Otrzymaliśmy odpowiedź, że żadne przedszkole opłat nie naliczyło – wyjaśnia Hanna Piórecka-Nowak, rzeczniczka urzędu w Czerwionce – Leszczynach. – Jeśli urzędnicy twierdzą, że opłat nie naliczono, to za co myśmy zapłacili? – pytają rodzice.
Taki jest zapis
Czerwioneccy urzędnicy kategorycznie stwierdzają, że nikt na rodziców nie nakłada kar pieniężnych. – Informacje jakie uzyskaliśmy ze wszystkich naszych przedszkoli stanowią potwierdzenie na to, że nikt nie czyha na wyciąganie pieniędzy z kieszeni rodziców – oznajmia rzeczniczka urzędu. Nie oznacza to, że dopłat nie ma. Są, a problem tkwi w szczegółach. Przedszkola egzekwują bowiem zapisy umowy podpisanej z rodzicami odnośnie przyjęcia dziecka do placówki. Chodzi o to, że wszyscy rodzice, których dzieci w tym roku uczęszczają do przedszkoli otrzymali do podpisu umowę, w której znajdowała się informacja o opłatach za nieterminowe odebranie dziecka z przedszkola. – Ale nie chodzi o kary tylko o dodatkową opłatę. Za każdą rozpoczętą godzinę pobytu dziecka w przedszkolu ponad zadeklarowaną godzinę, zgodnie z umową przedszkole nalicza umowną karę pieniężną w wysokości 20 zł – wyjaśnia Hanna Piórecka-Nowak. – A więc jednak kara – grzmią rodzice.
Bat na niesolidnych
Rodzice umowę z przedszkolem podpisali i teraz jest już „pozamiatane”. W czerwioneckim urzędzie podkreślają, że nieszczęsne 20 zł to nie jest żadnego rodzaju kara za spóźnienie. – Dyrektor przedszkola z pewnością nie będzie stał w drzwiach ze stoperem w ręku i odliczał sekundy, do czasu kiedy będzie można pobrać opłatę – tłumaczy magistracka rzeczniczka. Jak dodaje, dyrektorzy sięgnęli po takie rozwiązanie, żeby zapobiegać nagminnemu pozostawianiu dziecka w przedszkolu po godzinach. – Dyrektorzy zwracają uwagę, że pojawiają się w ich placówkach przypadki notorycznego, celowego nieodbierania dzieci i ten zapis w umowie ma zmobilizować rodziców do przestrzegania zadeklarowanego czasu pobytu dziecka w przedszkolu i zdyscyplinować tych, którzy notorycznie nie odbierają dzieci w ustalonym czasie. Dziecku, które pozostaje dłużej w przedszkolu należy zapewnić odpowiednią fachową opiekę. To rodzi konsekwencje finansowe, bo wychowawcy pozostającemu z dzieckiem trzeba zapłacić. – Ta opłata wynika z rzeczywistych kosztów ponoszonych na rzecz dziecka w danym przedszkolu i nie jest to forma łatania budżetu gminy kosztem rodziców – mówi Hanna Piórecka-Nowak. Rzeczniczka zapewnia, że dyrektorzy nie będą nadużywać tych zapisów i stosować ich do kilku czy kilkunastominutowych spóźnień, czego obawiają się rodzice. Przypomina też, że zanim sięgnięto po to rozwiązania dyrektorzy wielokrotnie starali się rozmawiać z rodzicami i opiekunami przedszkolaków, uczulając ich na kwestie bezpieczeństwa dzieci.
(MS)