Nie piszemy do szuflady
Z założycielami Rybnickiego Amatorskiego Przeglądu Literackiego rozmawia Szymon Kamczyk.
Od miesiąca rybniczanie w kilku miejscach miasta mogą znaleźć bezpłatny biuletyn „Drugi obieg”, który propaguje efekty pracy rybnickich literatów. Z Witoldem Gwoździem, Adrianem Sładkiem i Pawłem Połednikiem porozmawialiśmy o pomysłach i przyszłości Rybnickiego Amatorskiego Przeglądu Literackiego.
– Czy rybnicki światek literacki jest duży?
– Witold Gwoźdź. – Jest smutnie mały. W zasadzie rzekłbym, że nie istnieje, chyba że się bardzo dobrze maskuje, oprócz osób, które zebraliśmy i chcemy zbierać. W tej chwili 5 osób pisze teksty, ostatnio odezwały się 3 kolejne osoby. Mam nadzieję, że będzie jeszcze więcej, kiedy przeprowadzimy akcje agitacyjne w szkołach. Wierzymy, że można tam znaleźć ludzi, którzy piszą. W tej chwili dzielimy uwagę między szukaniem nowych ludzi, a pisaniem i przygotowywaniem nowych numerów. Nie chcemy i nie będziemy nikogo uczyć pisania. Nie czujemy się ku temu kompetentni. Oczywiście, jeśli ktoś zaczął pisać, możemy go ukierunkować. Nie kierujemy się jednak w stronę warsztatów.
– Czyli każdy, kto popełnił jakiś utwór, może się do was zgłosić, a wy to ocenicie?
– Adrian Sładek. – Tak, oczywiście. Nowo nadesłane teksty omawiamy we wspólnym gronie wszystkich piszących w obecności autora. Robimy tak zresztą ze wszystkimi tekstami, przede wszystkim z tymi, które idą do druku. Spotykamy się w herbaciarni White Monkey.
– Witold Gwoźdź. – Tak samo są traktowane nie tylko opowiadania nowych osób, ale każdego, kto pisze dany tekst do numeru. Wszystko oczywiście non profit. Ostatnio napisała do nas dziewczyna, która pytała o wysokość naszego wpisowego, co nas bardzo rozbawiło. Oczywiście nie ma nic takiego, ani żadnych ukrytych kosztów. Koszty zostawiamy ludziom kompetentnym, aby się nimi zająć. A propos mamy nadzieję, że uda nam się znaleźć sponsorów, którzy lubią słowo pisane, co pozwoli nam zwiększyć nakład i dotrzeć do szerszego grona czytelników. Obecnie naszymi mecenasami są Agata i Łukasz Paprotny, właściciele herbaciarni White Monkey, którzy pomogli nam wydać pierwszy numer „Drugiego obiegu”.
– Jaki obecnie jest nakład biuletynu?
– Witold Gwoźdź. – Obecnie jest malutki, bo tylko 100 egzemplarzy. Kiedyś, rok wstecz, próbowaliśmy coś takiego stworzyć i nakładu było pięć razy mniej. Teraz staramy się rozmieszczać po kilka egzemplarzy w strategicznych miejscach, jak szkoły, uczelnia, czy biblioteka.
– Jakie były początki RAPL?
– Witold Gwoźdź. – Mniej więcej rok temu popełniliśmy jeden numer przeglądu, jeszcze w herbaciarni Napój Cienisty, która już nie istnieje. Potem w grudniu popełniliśmy drugi numer, jednak źle się do tego zabraliśmy. Myślałem, że w Rybniku będzie mnóstwo osób, które piszą, co jednak okazało się błędne. Dopiero później znaleźliśmy ekipę, którą teraz zebraliśmy do kupy i zaczęliśmy robić to bardziej „profesjonalnie”. Teraz jest tak, że w każdym numerze staramy się znaleźć motyw przewodni, który łączy teksty. W październiku był to „pokój”. W numerze listopadowym, do którego lektury już zachęcamy, będzie to „maska”.