Czy to rybnicki „czarny punkt”?
W płocie państwa Gańczorz zieje ogromna wyrwa. Nie pierwszy raz zresztą mieszkańcy przy skrzyżowaniu Ptasia – Stawowa – ks. Groborza są świadkami niebezpiecznego wypadku, który mógł pochłonąć ludzkie życie. Apelują więc, by miasto wzięło się do roboty.
Czwarty raz naprawiamy płot
Dziura w płocie pojawiła się prawie dwa tygodnie temu. – Na szczęście było już późno, nikogo na chodniku. Auto dosłownie wleciało nam na podwórze przez płot – komentuje Anna Gańczorz, synowa gospodarza. Ogrodzenie posesji to nie siatka – płot wykonany był z kamienia i spawanych elementów. Gdy odwiedzamy poszkodowanych mieszkańców na podwórzu widoczne są jeszcze elementy zniszczonego ogrodzenia. – Gdyby stało się to w biały dzień, ktoś mógłby zginąć – komentuje Andrzej Gańczorz, gospodarz. – Często dzieciaki wystają jeszcze tutaj przed płotem, gdy wracają ze szkoły – jak to dzieci, rozmawiają, śmieją się. Strach pomyśleć, co mogłoby się stać – dodaje.
Feralne skrzyżowanie
Po drugiej stronie krzyżówki stoi krzyż – to pamiątka sprzed kilku lat, pierwsza ofiara śmiertelna na feralnym skrzyżowaniu. – Z tym zakrętem jest problem. Z jednej strony ludzie zapominają, kto tutaj komu ustępuje. Z drugiej strony, jadący od strony Piasków gnają na złamanie karku i potem lądują w naszym płocie. To już czwarty raz, gdy przyjdzie nam go reperować, ale tak źle jeszcze nie było – żali się Andrzej Gańczorz. Miasto nie zostawiło mieszkańców z tym problemem, jednak wydaje się, że zrobiono o wiele za mało. – Kilka lat już upominamy się o inne rozplanowanie tej krzyżówki. Światła podobno nie wchodzą tutaj w grę, ale chyba można jakoś zwiększyć bezpieczeństwo? – zastanawiają się Gańczorzowie. Rzeczywiście, sygnalizacja świetlna byłaby nieprzydatna ze względu na małą ruchliwość drogi – co jednak z bezpieczeństwem? – Wiele razy już upominałem się o tę kwestię – tłumaczy przewodniczący rady dzielnicy oraz członek rady miasta Andrzej Oświęcimski, gdy pytami, dlaczego po tylu próbach mieszkańców, wciąż dochodzi tam do tak niebezpiecznych zdarzeń. – Ostatnio, w związku z zajściem na posesji państwa Gańczorz, otrzymałem zapewnienie z urzędu, że sprawie się przyjrzą raz jeszcze – dodaje.
Mieszkańcy nie oczekują ogromnych finansowych nakładów. Miasto zresztą próbowało doraźnie poprawić sytuację, np. montując na jezdni specjalne pasy, ostrzegające kierowców, że zbliżają się do ostrego zakrętu. To jednak za mało. – Gdybym mógł, to bym tutaj sam barierki postawił, ile może kosztować ludzkie życie? – pyta retorycznie Andrzej Gańczorz. Czy miasto wykaże się podobną empatią – zobaczymy. Na razie wydział dróg urzędu miasta „się przygląda”. Byle nie za długo, gdyż okazuje się, że jeden krzyż nie był wystarczającym dzwonkiem alarmowym.
(mark)