Rybnicki PCK zwolni prawie wszystkich pracowników
Rybnicki oddział Polskiego Czerwonego Krzyża z miejskim ośrodkiem pomocy społecznej współpracował od ponad 40 lat. Z końcem 2012 roku ta współpraca się zakończyła – PCK przegrał przetarg na świadczenie usług, a tym samym utracił główne źródło utrzymania.
Jak grom z jasnego nieba spadła na rybnicki PCK wiadomość o tym, że w tym roku nie będzie dla OPS świadczył usług opiekuńczych dla podopiecznych placówki. Oznacza to utratę głównego źródła dochodów oddziału, a co za tym idzie zwolnienia. Według ustalonych przez „Tygodnik Rybnicki” informacji, zwolnionych łącznie zostanie 38 osób, czyli niemal cała załoga. Na stanowisku pozostanie tylko kierownik placówki, Hanna Szambelan. – Na razie – mówi ze smutkiem w głosie. Rybnicki PCK czeka bardzo trudny rok i kto wie, czy w przyszłym roku w ogóle wystartuje do kolejnego przetargu.
Ten oddział to historia
Dziś w rozsypce, kiedyś prężnie działający – tak w skrócie można by opisać historię rybnickiego oddziału Polskiego Czerwonego Krzyża. – Pierwszym prezesem był pan Weber. Tak, ten Weber, ważna rybnicka postać – mówi Hanna Szambelan. – Ten budynek, te mury, to kawał historii, więc dla wszystkich naprawdę trudno się z tym pożegnać – dodaje ze łzami w oczach kierowniczka rybnickiego oddziału.
Przetarg w OPS wygrała firma Salus, która od 2 stycznia prowadzi już usługi opiekuńcze. PCK zostało tak naprawdę niewiele do zrobienia w tej materii. – Prawda jest taka, że nie możemy mieć do nikogo żalu. Ustawa o zamówieniach publicznych mówi jasno, jak powinno się wybierać usługodawcę, a dzisiaj na rynku konkurencja jest ogromna – mówi Szambelan.
Czy jednak oznacza to, że oddział w Rybniku przestanie istnieć? Jak przyznaje kierownik Hanna Szambelan, dziś trudno wyrokować, jednak perspektywy nie są najlepsze.
Utrata pieniędzy to utrata możliwości
Przegrana w przetargu to nie tylko utrata większości miejsc pracy w placówce, to także poważne zagrożenie dla innych działań, którymi zajmuje się rybnicki PCK. – Dostaliśmy dofinansowanie na rozdawanie pieczywa z urzędu miasta, więc ta działalność nie jest zagrożona. Problem jednak jest z innymi aspektami. Nasze biuro zawsze było otwarte, a przecież za to trzeba zapłacić, za prąd, ogrzewanie, internet, telefon i kogoś, kto tutaj zawsze będzie – mówi Hanna Szambelan.
Ostatni pracownicy pożegnają się z placówką z końcem stycznia. Wśród nich Jadwiga Lazar, która opieką zajmowała się w PCK 11 lat. – Szkoda byłoby zamykać placówkę – mówi. – Nikt inny nie robił w tym mieście tyle, co Polski Czerwony Krzyż. Odzież, środki czystości, jedzenie – to wszystko mógł otrzymać każdy, kto do nas przyszedł – dodaje. Jak teraz widzi swoją przyszłość – na razie w pośredniaku. – Muszę zarejestrować się w urzędzie pracy, nie wiem co mnie czeka – przyznaje.
Miasto pomóc nie może
PCK wystartował z końcem 2012 roku w dwóch konkursach grantowych miasta. – Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że taka będzie sytuacja. Może, gdybyśmy wiedzieli, inaczej byśmy do tego podeszli – mówi Hanna Szambelan. Te dwa granty to za mało, by utrzymać PCK w dotychczasowej strukturze. 38 osób żegna się z pracą, a gmina niewiele może zrobić, by im pomóc. – Miasto nie może bezpośrednio wspomagać stowarzyszeń – mówi Adam Fudali, prezydent Rybnika. – To bardzo smutne, ale taki mamy rynek. Życie dzisiaj nie lub pustki, my jednak nie możemy nic z tym zrobić – dodaje włodarz miasta.
Na razie więc PCK funkcjonował będzie, na ile pozwalały będą środki. Z jedną tylko osobą zatrudnioną na umowę o pracę i w ograniczonej formie. Czas pokaże, czy sytuacja się poprawi. – Musimy na to patrzeć z nadzieją, choć, czy uda nam się wystartować w przyszłym roku do przetargu nie jesteśmy pewni – mówi Hanna Szambelan. – Może się uda, jednak prawda jest taka, że tego zespołu, tych ludzi, którzy tworzyli ten zespół, nie da się już na powrót ściągnąć – dodaje Jadwiga Lazar, jeszcze-pracowniczka PCK.
(mark)