U nas jest jak w domu
Dom Dziecka w Rybniku obchodził w zeszłym tygodniu stulecie swojego istnienia. Nie zabrakło uroczystej gali i znamienitych gości, ale przede wszystkim był to czas wspomnień i refleksji nad tym, czym opieka nad dziećmi w ogóle jest.
W domu dziecka znajduje się 30 wychowanków. To w większości dzieci i młodzież od 7 do 18 roku życia. – Choć zdarza się, że wychowankowie chcą zostać dłużej, czasem nawet do dwudziestki – mówi Barbara Jakubiak, dyrektor stuletniej placówki. Gdy pytamy, ile dzieci w historii przewinęło się przez dom dziecka dyrektor bez zastanowienia odpowiada: – Tysiące, tysiące, tysiące. Od 1913 roku wciąż są tutaj dzieci, placówka działa nieprzerwanie. Bardzo trudno byłoby podać konkretną liczbę osób – mówi.
Pomagają, jak mogą
Dyrektor domu dziecka nie może narzekać na brak pomocy w finansowaniu funkcjonowania placówki. – Miasto bardzo nas wspiera, a pan prezydent jest wyczulony na potrzeby naszych dzieci. Do tego mamy także sponsorów, przyszło nam funkcjonować w bogatym regionie, a gdy potrzebuję pomocy lub gdy staramy się coś zorganizować, zawsze znajdą się pieniądze – mówi Barbara Jakubiak.
W 2011 dom dziecka powołał fundację, która zajmuje się m.in. pozyskiwaniem środków w ramach „jednego procenta”. – To jednak nie wszystko, dzięki fundacji startujemy do konkursów grantowych, w tym roku udało nam się pozyskać pierwszy grant i zorganizowaliśmy obóz sportowy – mówi dyrektor domu dziecka.
To, że placówka zarządzana jest optymalnie widać m.in. po tym, jak wygląda. Wnętrze budynku zostało odremontowane i trudno się domyślić, że to wiekowy budynek. – Już od 2005 roku starałam się o remont. Oczywiście w moje działania włączyło się miasto oraz sponsorzy i tym sposobem w 2008 roku, 16 grudnia, oddaliśmy budynek do użytku – mówi.
Wiele charakterów, wiele spraw
30 młodych ludzi to 30 najróżniejszych charakterów i setki problemów oraz pomysłów. – Dzieci mają tutaj co robić, chcemy, by było u nas jak w domu i myślę, że nam się to udaje. Jedni spełniają się muzycznie, inni ćwiczą judo lub taniec, mamy także harcerzy – komentuje Jakubiak.
Nad całym gremium czuwa 15 wychowawców. – To nie praca dla każdego. Tutaj po prostu z niej nie wychodzimy. Jednak ja nie muszę się o nic obawiać, bo mam ekipę młodych, ambitnych ludzi, którym się chce. Moi wychowawcy są pełni pomysłów i mają świetne podejście do wychowanków – mówi dyrektor domu dziecka.
Domy dziecka powinny w domyśle być tylko przystankiem dla dzieci, które w końcu trafić mają do rodzin zastępczych, do adopcji. Nie zawsze tak się jednak dzieje. – Z kondycją adopcji w Polsce jest różnie. Na dzieci małe jest ogromne zainteresowanie. Ze starszymi jest problem, choć aktywnie współpracujemy z ośrodkiem adopcyjnym, a dzieci także z naszej jednostki adoptowane są nawet za granicę – mówi Barbara Jakubiak. I to te zagraniczne ośrodku najbardziej dbają o kontakt z domem dziecka. – Z dziećmi, które są obecnie w innych krajach, mamy najlepszy kontakt. Zagraniczne ośrodki bardzo często utrzymują z nami kontakt, przesyłają raporty, a same dzieci odwiedzają nas, tak jak dziś – dodaje dyrektor.
To właśnie w czwartek, 10 października, do domu dziecka od rana zajeżdżali byli wychowawcy i wychowankowie. Wspominali, oglądali, wiele było wzruszeń. – Ten dzień jest dla nas ważny, ale ważny jest także dla dzieci, są częścią historii – mówi dyrektor Barbara Jakubiak.
(mark)