Przepis na sukces: bądź wymagający, ucz się języków, nie bój się ludzi
Z Kamilem Tureckim, rybniczaninem pracującym dla portalu Onet.pl – rozmawiamy o jego obowiązkach, pasjach, ale także o tym, co trzeba zrobić, aby trafić do ogólnopolskich mediów.
Marek Pietras: Zawsze chciałeś zostać dziennikarzem?
Kamil Turecki: Od małego chciałem zostać żużlowcem. Jednakże z uwagi na to, że to bardzo niebezpieczny sport, nie otrzymałem zgody rodziców. Dziś im za to dziękuję. Niedawny wypadek Darcy’ego Warda tylko mnie w tym utwierdził, że dziennikarstwo to był dobry wybór. Kiedy rodzice powiedzieli żużlowi „nie”, stwierdziłem, że chcę być blisko zawodników i będę o nich pisać. Tak to się zaczęło. Współpracowałem z portalami eSpeedway.pl, NiceSport.pl, robiłem również relacje z meczów z Rybnika dla Telewizji Silesia.
Jak to się stało, że trafiłeś do Onetu?
Po stażu w TVN24 uznałem, że dziennikarstwo informacyjne pasjonuje mnie w równym stopniu, co sport. Będąc na czwartym roku studiów, w październiku 2011 roku zgłosiłem się na staż do Redakcji Wiadomości w Onecie. Nie zapomnę „moich” pierwszych wyborów parlamentarnych, kiedy pomagałem redakcji. Dobrze pamiętam też śmierć libijskiego przywódcy Mu’ammara al-Kaddafiego w trakcie Arabskiej Wiosny i propozycję jednego z kolegów, bym napisał tekst o scenariuszach dla regionu i świata. Chętnie się zgodziłem. Wiesz co usłyszałem? „Ok. Masz trzy godziny”. To było wyzwanie, ale bardzo mnie to ekscytowało. Staż trwał miesiąc. Po trzech tygodniach od jego ukończenia dostałem propozycję pracy. Dziś w Onecie jestem już 4,5 roku.
Można powiedzieć, że Tomasz Lis to twój redakcyjny kolega. Chociaż nie wiem, czy teraz można się tym chwalić?
Tomasz Lis jest redaktorem naczelnym tygodnika Newsweek, który wchodzi w skład Grupy Onet- RAS Polska (Ringier Axel Springer Polska), podobnie jak Onet. W tym sensie jesteśmy redakcyjnymi kolegami. Nie mam z nim jednak na co dzień kontaktu.
Czym się głównie zajmujesz?
Przez cztery lata byłem redaktorem regionalnym i wspomagającym redaktorów prowadzących. Typowa newsowa robota. Musisz być przygotowany do działania 24 godziny, siedem dni w tygodniu, bo nie wiesz, jaki scenariusz napisze życie, a który ty następnie musisz zrelacjonować. Od pół roku zajmuję się kupowaniem ciekawych tekstów, wywiadów, reportaży z prasy zagranicznej. Wśród naszych dostawców jest np. amerykański „The New York Times”, brytyjski „Guardian” czy niemiecki „Der Spiegel”. Ponadto, codziennie rozpoczynam poranne kolegium redakcyjne, podczas którego rozmawiamy o ciekawych tematach i wydarzeniach, które mają się wydarzyć danego dnia. Piszę też własne teksty. Jako amerykanista z wykształcenia specjalizuję się w polityce światowej, głównie amerykańskiej i transatlantyckiej. Moim „dzieckiem” jest program „Ustalmy Jedno – Świat” o sprawach międzynarodowych, którego jestem gospodarzem. Z zaproszonymi gośćmi dyskutujemy, komentujemy i analizujemy wszystko to, co interesującego i ciekawego dzieje się na świecie. Nie zapominamy przy tym uwzględniać roli Polski.
Najciekawsza osoba, którą do tej pory spotkałeś?
Niedawno w Rzymie rozmawiałem z Emiliano Fittipaldim, jednym z najpopularniejszych włoskich dziennikarzy śledczych, któremu za ujawnienie tajnych dokumentów Watykanu – opisujących machinacje finansowe grozi do ośmiu lat więzienia. Największe wrażenie wywarł na mnie chyba Mark Owen, czyli głównodowodzący akcji „Włócznia Neptuna”, podczas której zabito Osamę Bin Ladena. Ciekawie rozmawiało się też chociażby z komandosem elitarnej jednostki Seal Team Six – Howardem Wasdinem. Wśród moich gości był też były szpieg, a obecnie popularny pisarz Vincent Severski, John Sweeney – reporter BBC, który zagrodził drogę Władimirowi Putinowi i zaczął zadawać trudne pytania o sytuację na Ukrainie; Hyeonseo Lee, która uciekła z Korei Północnej czy George Friedman, politolog z prywatnej agencji STRATFOR.
A kogo byś chciał zaprosić do swojego programu?
Bez wątpienia to Mehmet Ali Ağca, czyli niedoszły zabójca Jana Pawła II. Chciałbym też porozmawiać ze Zbigniewem Brzezińskim – amerykańskim politykiem polskiego pochodzenia, który był bliskim doradcą prezydenta Jimmy’ego Cartera. Do tego dochodzi urzędujący w danym momencie prezydent Stanów Zjednoczonych. No i nie ukrywam, że jako wielki i wierny fan Guns N’ Roses chciałbym się też spotkać z całą piątką czy szóstką.
Nie martwi cię poziom komentarzy w internecie?
Oczywiście, że martwi. Całe szczęście Internet zaczyna szanować jakość. Poprzeczka wisi wyżej niż kolana. Dojrzewamy do ambitnych i ciekawie zrealizowanych treści. Ludzie coraz częściej wolą oglądać rzeczy coraz to lepsze pod względem jakości.
Gdzie widzisz siebie za 15 lat?
Jeszcze niedawno powiedziałbym Ci, że w telewizji, ale dziś widzę, że Internet staje się coraz bardziej wszechstronnym multimedium. Można się wyrazić na wiele sposobów, których brakuje w telewizji. Nie ukrywam, że uwielbiam ten dreszczyk emocji, kiedy słyszę do ucha „3,2,1, jesteś w zapisie” i widzę czerwoną lampkę kamery sygnalizującą nagrywanie. Wtedy już nie ma odwrotu.
Interesujesz się jeszcze rodzinnym miastem?
Rybnik to moje miasto i zawsze nim będzie. Nawet w pracy część moich redakcyjnych kolegów i koleżanek rozumie i potrafi powiedzieć coś gwarą śląską.
Jakie są, wg ciebie, plusy i minusy Rybnika?
Rybnik to piękne miasto. Ktokolwiek z całej Polski do nas przyjeżdża, jest pozytywnie zaskoczony. Jest kolorowo, zielono, czysto, jest wiele rozrywek, jest gdzie odpocząć i się pobawić czy spotkać ze znajomymi. Zauważyłem też coraz liczniejsze restauracje, które serwują jedzenie na naprawdę wysokim poziomie. No i mój ukochany żużel. Tak ustawiam sobie czas, by być na każdym meczu.
Czego brakuje? Nie będę nadto oryginalny, jeśli powiem, że dobrze płatnej pracy. To jest ta wisienka na torcie, bez której nic nie smakuje tak samo. Widzę też ogromną energię młodych ludzi, którzy tu mieszkają i chcieliby coś ciekawego stworzyć nie tylko dla siebie, ale i dla innych. Niestety, hamuje ich prawo i różne przepisy. Szkoda.
Twój przykład pokazuje, że można wyjechać z Rybnika i robić karierę w „wielkim świecie”. Twoim zdaniem, jakie trzeba spełniać warunki, żeby to się udało?
Przede wszystkim chcieć. To truizm i banał, ale tak jest. Pozytywne nastawienie oraz wiara w siebie i swoje umiejętności musi być poparta tytaniczną pracą nad sobą. Wtedy przyniesie to efekty. Jeśli dodać do tego trochę szczęścia, mamy przepis na sukces. Nie wolno się martwić, jeśli coś nie wyjdzie za pierwszym, drugim czy piątym razem. Za szóstym może się okazać, że trafiliśmy w „dziesiątkę”. Idź na studia, które są twoją pasją, podróżuj po świecie, ucz się języków, nie bój się ludzi, wymagaj od innych i od siebie.