Miasto mogło wylecieć w powietrze!
Te lasy, to wielka składnica amunicji - mówi kom. Stanisław Melnarowicz, komendant Komisariatu w Kuźni Raciborskiej. 10 kwietnia przed południem patrol policji zauważył wyjeżdżającego z lasu poloneza z przyczepą. Radiowóz pojechał za nim, a kiedy funkcjonariusze zauważyli, że poprzedzający ich pojazd kluczy, tak jakby chciał się pozbyć policyjnego „ogona”, postanowili go zatrzymać do kontroli. To, co zobaczyli w przyczepie przeszło ich najśmielsze oczekiwania: 20 sprawnych poniemieckich pocisków artyleryjskich i 2 czerepy haubiczne. Do tego - w worku - jakaś substancja sprasowana w paski, najprawdopodobniej proch. Trefny ładunek niedługo potem zabezpieczyli saperzy z Gliwic. Policja zatrzymała kierowcę i trzech pasażerów poloneza. Wszyscy to mieszkańcy Kuźni Raciborskiej. Podczas przesłuchania na Komisariacie ujawnili miejsce, gdzie znaleźli amunicję. Saperzy znaleźli tam jeszcze dwa zakamuflowane pociski 75 mm. Wszystko miało trafić do punktu skupu złomu. To cud, że nic się nie stało. Taki pocisk artyleryjski ma pole rażenia około 700 metrów, haubiczny jeszcze większy - powiedział nam jeden z saperów, którym dzień później towarzyszyliśmy w przeszukaniu lasu wokół Kuźni.
W czasie II wojny światowej znaczna część lasu była ogrodzona jako teren wojskowy. Nikt nie miał tutaj wstępu. Niemcy zgromadzili tu dużo wojska, amunicji i pobudowali schrony oraz okopy. Pod koniec 1944 r. zbliżył się front. W lasach aż do wiosny 1945 r. trwały zacięte walki. Okolice były mocno bombardowane, choć głównym celem były zakłady w Kędzierzynie Koźlu. Starzy mieszkańcy twierdzą, że Niemcy z czymś tu eksperymentowali. Jeden z gliwickich saperów potwierdza. Kilka lat temu znaleziono tu pocisk, który nie był w żadnych katalogach. Być może był to jakiś prototyp.
Po wojnie część terenu oczyszczono z niewypałów i niewybuchów. W Kuźni Raciborskiej stacjonowała jednostka polskich wojsk rakietowych. W lesie jednak nadal pozostaje sporo „pamiątek” z II wojny światowej. Kiedy w latach 80. pracowałem w policji w Raciborzu, zatrzymaliśmy mężczyznę, który zbierał tu pociski i zapalniki, po czym składał w piwnicy swojego bloku. Mieszkańcy nie wiedzieli, że śpią na jednej wielkiej bombie - wspomina kom. Melnarowicz. Na ślady wojny natrafiano również podczas wielkiego pożaru w 1997 r. Co rusz strażacy słyszeli wybuchy w częściach drzewostanu zajętych przez ogień.
Do lasu wokół Kuźni Raciborskiej może wejść każdy. Kiedy jechaliśmy, 11 kwietnia, na miejsce znalezienia pocisków i haubic, na drodze spotykaliśmy spacerujących mieszkańców. Rejony walk są jednak znacznie oddalone od zabudowy, przynajmniej o kilkanaście minut szybkiego marszu. Bomb i pocisków nie widać. Nietrudno jednak dostrzec leje po wybuchach i linie okopów.
W pobliżu miejsca wskazanego przez zatrzymanych 10 kwietnia, znaleziono jeszcze 5 zapalników, 4 pociski przeciwpancerne i 2 artyleryjskie. Kilkaset metrów dalej saperzy kontynuowali poszukiwania. Gdzie nie przyłożę wykrywacza, tam sygnalizuje metal - mówi jeden z nich. Teren poryty jest przez bomby. Widać, że Niemcy mieli tu jakieś umocnienia, w tym prowadzące pod ziemią korytarze. Wprawne oko dostrzeże bez problemu resztki skrzynek po amunicji. Zdaniem saperów miejsce to trzeba dokładnie przeszukać. Są przekonani, że jest tu znacznie więcej pocisków.
Policja ostrzega, by nie próbować poszukiwań na własną rękę. Prosi także o wszelkie informacje o osobach, które zwożą coś z lasu. Znajdywane pociski nie były bowiem rozbrojone. W każdej chwili może dojść do eksplozji. Rodzice powinni zwrócić uwagę na dzieci, by nie bawiły się w starych okopach i bunkrach.
Grzegorz Wawoczny