Kiosk w cieniu auli
„Zainwestowałem prawie 100 tys. zł, z czego na większość musiałem zaciągnąć kredyt. W ciągu najbliższych trzech lat muszę go spłacić. Ale władze uczelni każą mi się wynosić z zajmowanego przeze mnie terenu. Nawet nie zdążyliśmy się dobrze rozwinąć, a już jesteśmy zmuszeni do zlikwidowania interesu” - skarży się Ryszard Mełech, właściciel kiosku znajdującego się na terenie Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Raciborzu.
Kilka lat temu poszerzył swoją działalność o lokal gastronomiczny. W tym celu zaadaptował pomieszczenie, mieszczące się w budynku auli uczelni, dorobił do niego i wyposażył zaplecze gospodarcze i połączył z kioskiem. Od ubiegłego roku lokal stoi pusty i zamknięty przez władzę PWSZ na kłódkę.Inwestycja
Ryszard Mełech rozpoczął działalność gospodarczą w 1996 r., na terenie obecnie należącym do PWSZ. Umowę dzierżawy zajmowanego przez niego gruntu zawarł z Kolegium Nauczycielskim. W kolejnej, podpisanej w kwietniu 2003 r. znalazł się zapis, że umowa ta zostanie wypowiedziana z chwilą wygaszenia działalności kolegium i przejęcia jego majątku przez PWSZ. Stało się to w październiku 2004 r. Była taka umowa, że szkoła da nam wypowiedzenie z powodu wygaszenia kolegium, ale PWSZ ją z nami na nowo podpisze. Ale w lipcu przyszedł kanclerz uczelni i nakazał nam wyprowadzić się do końca sierpnia, bo nas tu nie chce i umowy z nami nie podpisze - twierdzi Ryszard Mełech.
Wtedy też władze uczelni miały zamknąć lokal, w którym przedsiębiorca urządził, w porozumieniu z ówczesną dyrekcją kolegium, stołówkę. Wcześniej była tam graciarnia. Wyremontowaliśmy ją, położyliśmy panele i wykładzinę. Wstawiliśmy drzwi wejściowe, przed nimi zbudowaliśmy schody, sam otynkowałem część budynku, zasadziłem ozdobne drzewka. Przed kioskiem wyremontowaliśmy chodnik. Doprowadziliśmy prąd. Wszystko na własny koszt - wylicza Mełech.
Do stołówki dobudował zaplecze gospodarcze, połączone z kioskiem. Wyposażył je w lodówki, zamrażarki, zlewozmywaki, kuchenki gazowe. Pomieszczenia wyłożył kafelkami.
Długi i straty
Całość funkcjonowała niespełna dwa lata. Ponieważ zalegał z opłatami, władze uczelni w sierpniu ubiegłego roku odłączyły mu prąd. Chcieliśmy inwestycję doprowadzić do końca. Pojawiły się długi. Doszły do tego kolejne koszty, związane z koniecznością remontu kiosku po tym, jak przewróciła się na niego stojąca obok topola. Kosztowało nas to kolejne 13 tys. zł. Bez prądu i sali obok nie mamy szans na normalne funkcjonowanie - żali się przedsiębiorca. Przyznaje, że jego kłopoty finansowe zaczęły się jednak znacznie wcześniej. Zanim znaleźliśmy sobie to miejsce, staliśmy przy ul. Mickiewicza. Ówczesne władze miasta narzuciły nam zakup modeli kiosków za 5,5 tys. dolarów od sztuki. Później kazały nam się stamtąd wynieść, ponieważ powstała koncepcja budowy w tamtym miejscu banku. Kupno kiosków, szukanie nowej lokalizacji, ponowne rozkręcanie interesu, inwestycja spowodowały, że w którymś momencie pieniędzy zabrakło. Ale kiedy wszystko już miało zacząć funkcjonować i wreszcie przynosić zysk, zostało zniszczone - mówi Ryszard Mełech.
Twierdzi, że z powodu odebrania mu lokalu na stołówkę i odłączenia prądu funkcjonuje jedynie na Ľ powierzchni postawionego przez siebie obiektu. To z kolei generuje koleje straty. Z konieczności musiał ograniczyć też asortyment w sklepie o produkty, wymagające przechowywania w chłodziarkach. Prąd, zasilający m.in. kasę fiskalną, czerpie z samochodowych akumulatorów. Zmuszony była zwolnić też trzy pracownice. Od sierpnia 2004 r. zajmuje teren PWSZ bez umowy, „na dziko”. Kiosk prowadzi wspólnie z synem, który na utrzymaniu ma żonę i dwójkę małych dzieci.
Racje PWSZ
Pan Rysiu, pomimo całej mojej do niego sympatii, należy do bardzo niesolidnych klientów. Przez całe zalegał z opłatami. To stwarzało wiele problemów nie tylko Kolegium Nauczycielskiemu, lecz także Marszałkowi Województwa Śląskiego, który, jako właściciel uczelni, musiał od niepłaconych przez pana Mełecha pieniędzy odprowadzać podatek - odpowiada dr Jerzy Pośpiech, prorektor PWSZ. Na dowód tego przedstawia grubą teczkę z ponagleniami do zapłaty, upomnieniami i prowadzoną z Marszałkiem na temat przedsiębiorcy korespondencją. W stosunku do niego wykazaliśmy bardzo dużo dobrej woli. Wystąpiłem nawet do Marszałka o umorzenie mu zaległości na kwotę 3840 zł. Narzekał, że kiepsko mu idzie, więc szliśmy mu na rękę. Prowadził biznes naszym kosztem - mówi prorektor.
Jerzy Pośpiech zapewnia jednak, że nie to było głównym powodem wypowiedzenia Ryszardowi Mełechowi umowy dzierżawy terenu, lecz plany rozwoju PWSZ. Kiedy go przyjmowałem, jeszcze jako dyrektor Kolegium Nauczycielskiego, w szkole uczyło się 500 studentów. Za rok w PWSZ ma ich być ok. 3.5 tys. Naszym obowiązkiem jest zapewnienie im najlepszych warunków. W tym celu zamierzamy m.in. rozbudować aulę. W związku z tym wypowiedzieliśmy umowy najmu też innym przedsiębiorcom, działającym na naszym terenie. Chcemy już zacząć budowę i nowy rok akademicki zainaugurować w nowej auli - argumentuje dr Jerzy Pośpiech. Zapowiada, że jeżeli Ryszard Mełech nie opuści terenu PWSZ dobrowolnie, to zostanie usunięty siłą. Szkoła nie jest od prowadzenia kiosku, lecz kształcenia studentów - dodaje.
Aula na bank
Ryszard Mełech zapewnia, że wyniesie się w momencie rozpoczęcia budowy. Twierdzi jednak, że do tego czasu mógłby spokojnie funkcjonować i choć w części odzyskać zainwestowane pieniądze. Jeżeli uczelnia chce się rozwijać, to co lepiej rozbudować, aulę czy akademik? Może za niedługo ktoś dojdzie do takiego wniosku i co wtedy? - zastanawia się Mełech. Do deklarowanych przez władze PWSZ zamiarów rozbudowy uczelni podchodzi sceptycznie. Na poprzednio zajmowanym przeez mnie miejscu przy ul. Mickiewicza miał być budowany bank. I gdzie on jest?
(A. Dik)