Dziękujemy Profesorze
Wieść o śmierci Benedykta Motyki zasmuciła wielu raciborzan - grono jego kolegów nauczycieli oraz wychowanków.
Do końca życia obdarowywał każdego uśmiechem. Nic sobie nie robił z ciężkiej choroby. Napisał nawet książkę.
16 kwietnia skończyłby 68 lat. Niestety, 28 marca, wieść o jego śmierci zasmuciła wielu raciborzan - grono jego kolegów nauczycieli oraz wychowanków. Wszyscy ciepło wspominają prof. Benedykta Motykę, popularnego „Benka", świetnego historyka z „Kasprowicza", erudytę, pedagoga, wychowawcę wielu olimpijczyków z historii, pasjonata sportu żużlowego a nawet dziennikarza. 31 marca na cmentarzu Jeruzalem żegnały go tłumy. Odeszła raciborska legenda dla wielu pokoleń mieszkańców tego miasta. Wielu nie może w to uwierzyć. Jeszcze niedawno go przecież widzieli. Był w kościele NSPJ. Uśmiechał się. Radosny z każdego kontaktu ze znajomym. Zawsze - niczym Napoleon, którego postać uwielbiał - wyciągał zdecydowanie dłoń do powitania.
Przez lata B. Motyka współpracował z „Nowinami Raciborskimi". Pisał szereg tekstów, głównie o żużlu - swoim ukochanym sporcie, jak na rybniczanina z urodzenia przystało. W 2000 r. włączył się w opracowanie słownika biograficznego wielkich raciborzan. Spod jego pióra (kolekcjomowanie piór to była pasja profesora) wyszły biogramy polskich działaczy narodowych. Jego ostatnie dzieło, to obszerna monografia poświęcona ks. Augustynowi Strzybnemu z Modzurowa. Pracował nad nią dwa lata u schyłku swojego życia, na przekór ciężkiej chorobie. Bibliografia profesora, sięgając dziesiątek lat wstecz, jest znacznie większa.
Benedykt Motyka ukończył w 1956 r. Technikum Ogrodnicze w Prószkowie koło Opola. Historię zaczął studiować w raciborskim SN-ie a potem w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Opolu (obecnie Uniwersytet). Jako nauczyciel zaczął pracę w szkole w Pietrowicach Wlk., a w 1967 r. w I LO im. Kasprowicza. Przez kilkanaście lat był wicedyrektorem tej placówki. Interesował się polskim ruchem narodowym na ziemi raciborskiej. Na lekcjach ze swadą opowiadał o ciekawostkach, których na próżno było szukać w podręcznikach. Wyspecjalizował się w „treningu" olimpijczyków. Tu osiągnął spore sukcesy. Jego wychowankowie zostawali finalistami i laureatami eliminacji centralnych. Mało kto wie, że w 1993 r. to on właśnie wymyślił nazwę Mieszko dla raciborskiej spółki cukierniczej. Dostał za to rower.
Grzegorz Wawoczny