Myśliwy chce nowej siły w raciborskiej polityce
Do redakcji docierają sygnały, że ogłoszona w czerwcu decyzja Roberta Myśliwego o jego starcie w tegorocznych wyborach prezydenckich jest tylko pozorowana na niezależny ruch i w rzeczywistości jest to akcja zaplanowana przez obóz Tadeusza Wojnara, mająca na celu wsparcie w dalszej fazie wyborów kandydatury Mirosława Lenka. Spytaliśmy Myśliwego jak reaguje na takie uwagi.
– Czy decyzję o starcie w wyborach konsultował pan wcześniej ze swoim szefem w urzędzie – Mirosławem Lenkiem? Jak na fakt, że będziecie konkurentami, zareagował prezydent Raciborza?
– Delikatnie mówiąc pan prezydent nie był zachwycony moimi planami. Uważał, że mogą osłabić jego szanse na reelekcję. Moja decyzja o starcie w wyborach była w pełni autonomiczna, choć od początku zdawałem sobie sprawę, że sporo ryzykuję. Na szczęście mam w sobie wewnętrzną wolność, siłę i przekonanie, że mogę w życiu zajmować się różnymi sprawami. Na pewno nie jestem zakładnikiem ani aktualnej profesji, ani własnych ambicji.
– Pańscy rywale polityczni zarzucają panu związki z prezesem SM „Nowoczesna”. Kiedyś zasiadał pan w radzie, w koalicji rządzącej Raciborzem. Spytam wprost: czy pana start w jesiennych wyborach to pomysł Tadeusza Wojnara?
– Równie dobrze moi przeciwnicy mogliby mi imputować związki z Donaldem Trupem. Wszak po studiach pół roku spędziłem w Stanach Zjednoczonych. Jestem członkiem SM „Nowoczesna”. Spółdzielcze własnościowe prawo do lokalu mieszkalnego – oto całe moje związki z wymienioną przez pana osobą. A tak na poważnie, jeżeli pyta mnie pan, czy zamierzam współpracować z prezesem „Nowoczesnej”, to moja odpowiedź brzmi: tak. Podobnie jak z prezesami zarządów Rafako, Carbonu czy Ramety. Miasto ma wspólne interesy z tymi podmiotami gospodarczymi, dlatego każdy, kto na poważnie myśli o skutecznym rządzeniu Raciborzem, powinien zakładać współpracę ze wszystkimi większymi i mniejszymi partnerami.
Czy w trakcie jesiennych wyborów przekaże pan swoje głosy Mirosławowi Lenkowi, gdyby nie udało się panu wejść do drugiej tury, a jego kandydatura by tam dotarła?
– Startuję, by wygrać te wybory. Gdyby jednak decyzją wyborców sprawy potoczyły się inaczej, to nie zamierzam kupczyć udzielonym mi poparciem. Moja oferta skierowana jest do ludzi mądrych. Nie uważam za właściwe, aby podpowiadać im, na kogo mają głosować. Budowany przeze mnie komitet to nie akcja wyborcza, lecz początek nowej, trwałej siły w raciborskiej polityce. Zaufanie mieszkańców to nie worek z ziemniakami, który można przehandlować na lokalnym targowisku. Może Pan potraktować moją wypowiedź jako przyrzeczenie publiczne.
Pytał Mariusz Weidner