„Fifi” walczy z chorobą
Pięcioletni Filip Klepacki choruje na białaczkę. Nikt nie podejrzewał u niego tak poważnej choroby. Bolały go nóżki, sapał, marudził, jęczał. To zwykła dziecięca histeria - stwierdziła miejscowa lekarka. Przez miesiąc leczyli go na zapalenie oskrzeli, potem płuc. Nowotworowy guz w okolicy żeber uznali za ślad po uderzeniu.
Choroba Filipka spadła na nas jak grom. Akurat wychodziliśmy z długów, cieszyliśmy się, że mamy trójkę zdrowych dzieci. A tu taki cios. Białaczka - mówią Róża i Artur Klepaccy z Pszowa. Mieszkają w ciasnym mieszkanku, w byłym hotelu robotniczym na osiedlu Grunwaldzkim. Nie mają tutaj wygód, ale to jeszcze nie byłoby takie straszne. Mają troje wspaniałych dzieci i z tego cieszą się najbardziej. „Fifi”, „Pysia”, „Dańcio” – tak pieszczotliwie nazywają swoje pociechy. Gdyby nie choroba najstarszego Filipka - życie nie byłoby takie ciężkie.
Ciężar ponad siły
Ponad rok temu najstarszy „Fifi” miał pierwsze objawy białaczki. Nikt nie podejrzewał u niego tak poważnej choroby. Bolały go nóżki, sapał, marudził, jęczał. To zwykła dziecięca histeria - stwierdziła miejscowa lekarka. Przez miesiąc leczyli go na zapalenie oskrzeli, potem płuc. Nowotworowy guz w okolicy żeber uznali za ślad po uderzeniu. Wiadomo, jak to dzieci - wygłupiają się i tyle. Filip kaszlał, dusił się od tego kaszlu w nocy. Dostał na to od lekarza trzy antybiotyki. Nie pomogło. W rydułtowskim szpitalu wyszła na jaw prawda. Powiększony brzuszek, wątroba, śledziona. Nagle przy pięcioletnim chłopczyku zakręciło się aż kilku lekarzy. Módlcie się, żeby to była zwykła białaczka, a nie chłonniak – powiedział jeden z nich do rodziców. W pierwszej chwili nie wiedziałam, co on do mnie mówi. Poczułam strach, zaczęłam się obwiniać, że czegoś nie zauważyłam coś zbagatelizowałam – wspomina przeżycia sprzed roku Róża Klepacka. Od tamtej chwili wszystko toczy się jak w jakimś strasznym filmie. Klinika w Zabrzu, sterydoterapia, chemioterapia. W codzienne życie wkroczył strach. O życie najstarszego syna, o rodzinę, o to, skąd wziąć pieniądze na leczenie. Od roku Filip z małymi przerwami przebywa w zabrskiej klinice.
Dzieciom oddam wszystko
Artur Klepacki, tata Filipka, ma żal do lekarzy i do siebie samego. Chciałby zapewnić swojej rodzinie godne życie. Przeciwieństwa losu są jednak silniejsze od niego. Miesiąc przed wykryciem nowotworu „Fifi” miał robione badania w ramach bilansu. Nic nie wykryto. Wszystko prawidłowo. A przecież już wtedy musiały, być jakieś oznaki choroby. Dlaczego lekarze tego nie zauważyli. Po co jest ten cały bilans – nie kryje pretensji.
Sam przeszedł w życiu wiele. Życie przeciągnęło go przez piekło. Alkoholizm i agresja ojca, dom dziecka, więzienie i własny alkoholizm. Dlatego nie kreuje się na świętoszka. Nie. Teraz chce jednak żyć inaczej, niż jego ojciec. Jestem alkoholikiem. Leczyłem się z nałogu. Od trzynastu lat nie piję - mówi o sobie szczerze. Nie wypije kropelki, nie zje nawet cukierka z alkoholem. Nawet ciasta, jeśli w kremie jest alkohol - mówi o mężu Róża Klepacka. Nie tak łatwo jednak odbić się im od dna, chociaż tak bardzo tego chcą. Czasem ludzie mi mówią: Tobie to dobrze. Ludzie dają ci pieniądze. Boże, weźcie je sobie, a oddajcie mi zdrowego syna - odpowiada im na to Artur Klepacki. Rodzinę utrzymuje głównie z dorywczej pracy. Latem kładzie kostkę brukową. Zimą o zarobek jest znacznie trudniej. Czasem myślę, jak pomóc moim dzieciom. Poszedłbym i sprzedał nerkę, wtedy jakiś czas żyłoby się nam lepiej. Ale nie, nie sprzedam. Bo jeśli kiedyś moim dzieciom będzie potrzebna - zamyśla się ojciec Filipka.
#nowastrona#
Nie jesteście sami
#nowastrona#
Nie jesteście sami
„Fifi” jest bardzo mądrym chłopczykiem. Jak na swój wiek – bardzo poważny i rozsądny. Wie niemal wszystko o swojej chorobie. Rozumie, że toczy się walka o jego życie. Na szczęście, w tej walce nie jest sam. Filipka wspomogło w tych ciężkich chwilach Przedszkole Publiczne nr 2 na os. Tytki, do którego chłopiec uczęszcza. „Wznawiamy akcję pomocy dla walczącego z białaczką Filipka, który nadal jest leczony w klinice w Zabrzu. Rodzina znajduje się w trudnej sytuacji materialnej, dlatego liczy się każda najdrobniejsza pomoc finansowa” - to słowa apelu skierowane do wszystkich ludzi dobrej woli. Za pomoc przedszkola jesteśmy bardzo wdzięczni. To wspaniali ludzie – mówi pani Klepacka. Rodzinę wsparło także miasto. W minionym tygodniu komisja mieszkaniowa przyznała im mieszkanie komunalne na ulicy Pszowskiej. To dla nas wspaniała wiadomość. Dawno tak się nie cieszyliśmy - powiedziała nam na wieść o tym Róża Klepacka.
Teresa Bajner, dyrektor Przedszkola Publicznego nr 2 w Pszowie:
Filip jest dzieckiem specjalnej troski i chcemy go wesprzeć w tych ciężkich chwilach. Od roku trwa u nas akcja charytatywna. Chcemy pomóc jemu i jego rodzinie, bo wiemy, że znajdują się w trudnym położeniu. Zbieramy pieniądze przy różnych okazjach. Do tej pory udało nam się już zebrać i przekazać około 5 tysięcy złotych. Organizujemy różne imprezy np. festyn rodzinny, czy z okazji Dnia Babci i Dziadka, w grudniu przeprowadziliśmy także akcję „Dzieci Dzieciom”, z których częściowy dochód przeznaczyliśmy właśnie dla chorego dziecka. Angażujemy w to wszystkie szkoły i przedszkola z Pszowa, ale nie tylko. Wielu jest ludzi dobrej woli i dziękujemy im za to, że wspomogli tę inicjatywę. Dziękujemy Miejskiemu Ośrodkowi Kultury za to, że za darmo udostępnił nam salę na ten cel. Cały czas można wspomóc Filipka, mamy w naszym przedszkolu wystawioną specjalną skarbonkę.
Iza Salamon