Nie jesteście sami
Ogień zabrał im ojca i dorobek całej rodziny. Sąsiedzi nie pozostawili ich jednak samych. Życzliwość i bezinteresowna chęć niesienia pomocy już kilka godzin po tragedii „wylały się” na ulicę.
Tragedia rodzinna zjednoczyła mieszkańców dzielnicy Radlin II.
Tego dnia nikt z mieszkańców wodzisławskiej dzielnicy Radlin długo nie zapomni. Nad ranem 30 lipca w domu państwa Jurczek przy ul. Rybnickiej pojawił się ogień. Zwarcie instalacji elektrycznej w kuchni spowodowało, że w ciągu kilku minut płonęły już wszystkie pokoje na parterze budynku. W kontakcie usłyszałem jakieś niepokojące odgłosy. Wstałem z łóżka i odłączyłem z prądu komputer. Usłyszałem nawoływania mamy, wiec zbiegłem na dół. Ogień podchodził już do schodów – wspomina siedemnastoletni Daniel. Sypialnia, w której spali jego rodzice stała już w płomieniach. Izabela próbowała ratować swojego męża Marka. Po przybyciu strażaków udało się go wyciągnąć, jednak poparzenia były bardzo poważne. Oboje trafili do szpitala w Siemianowicach. Czterdziestoletniego Marka przewieziono później do Gryfina, gdzie 15 sierpnia zmarł. Ich dzieciom nic się nie stało. Zarówno Daniel jak i jedenastoletnia Daria (w czasie pożaru spała w namiocie obok domu) są cali i zdrowi.
Izabela jeszcze długo pozostanie w szpitalu. Odwiedziłem ją kilka dni temu. Długo rozmawialiśmy. Bardzo przeżywała, że nie będzie mogła być na pogrzebie swojego ukochanego męża - mówił podczas ceremonii pogrzebowej ks. Zygmunt Bednarek, proboszcz parafii w Głożynach. Pamiętam jak 18 lat temu spisywałem ich protokół przedmałżeński. Rocznica przypadła na początku sierpnia. Przeżywali ją osobno. Ona w Siemianowicach, on w Gryfinie. Poprosiła mnie, bym podziękował zmarłemu mężowi za długoletnią miłość. Więc dziękuję mu w jej imieniu – mówił ks. Bednarek.
Tragedia, smutek i tęsknota za mężem, ojcem oraz przyjacielem bardzo szybko zetknęły się z dobrem, jakie od pierwszych godzin nieśli sąsiedzi. Byłem zaskoczony. Ludzka życzliwość przybrała nagle ogromne rozmiary – mówi Józef Odrozek, jeden z mieszkańców. Pod dom z chęcią pomocy przychodziło bardzo wielu ludzi. Natychmiast pojawiła się młodzież. Ludzi było tak dużo, że trudno było wszystkich obdzielić pracą. Obecnie pomagają także właściciele prywatnych firm budowlanych, a także w bardzo dużym stopniu dyrekcja kopalni „Marcel”, w której pracował Marek. Ta dobroć mnie podbudowała. Zdarzało się, że pod dom podjeżdżał samochód z piekarni czy innego sklepu i rozdawano pracującym tutaj ludziom żywność i napoje. To wszystko jest niesamowite – dodaje Józef Odrozek.
Natychmiast rozpoczęła się także zbiórka pieniędzy. To był odruch serca. Nie jesteśmy w stanie pomóc przy pracy, więc postanowiliśmy wspomóc rodzinę materialnie. Sporządziliśmy listę, która krążyła od domu do domu. Byliśmy zaskoczeni. Pieniądze przekazują nie tylko mieszkańcy ul. Letniej i Chrobrego, ale także ulic sąsiednich – mówią Zuzanna i Ireneusz Góreccy, pomysłodawcy zbiórki. W akcję zaangażował się także miejscowy proboszcz Tadeusz Wciórka, który zbiórkę zorganizował pod kościołem. Kilka tysięcy złotych rodzinie Jurczek przekazały także władze miasta.
Potrzeby są ogromne. Budynek wewnątrz spalił się niemal doszczętnie. Straty nie wyniosły 20 tys., jak podała jedna z gazet, ale są dużo większe. Chodzi właśnie o to, by ludziom to uświadomić. Pomoc jeszcze bardzo długo będzie potrzebna – mówi Adam Króliczek.
Do postawy mieszkańców Radlina II w homilii pogrzebowej nawiązał także ks. dziekan Bogusław Płonka. Długo dziękował wszystkim, którzy obok tak wielkiej tragedii nie przeszli obojętnie. Wasza miłość do bliźniego jest ogromna. Tutaj wszyscy widzimy jak wiele pokładów dobra jest w człowieku – mówi ks. Płonka.
Rafał Jabłoński