Kto zrobi tutaj porządek?
Na terenie harcówki rosną chwasty większe od drzewek, które tam posadzono. Gdzie są harcerze, którzy mieli dbać o ten teren?
Harcówka mieści się przy ulicy Szpitalnej, w budynku po byłej hydroforni. Teren ten jest własnością miasta, ale od około trzech lat dzierżawią go harcerze, którzy jednak niezbyt dbają o powierzony im skrawek ziemi. Mieszkańcy oburzają się, że w środku osiedla bujnie rosną chwasty i nikogo to nie interesuje. Nikt tam nie utrzymuje porządku, chwasty są większe od drzewek, które tam posadzono - zaalarmował nas rydułtowianin. Jego zdaniem, również i posadzone tam kiedyś przez harcerzy drzewka nie powinny tam rosnąć. Kto sadzi klony w środku miasta, na dodatek w odległości jednego metra jedno od drugiego? Czy architekt miasta nie powinien mieć nad tym nadzoru? Przecież można tam było posadzić jakieś ładne krzewy, a nie potężne klony, które w przyszłości będą sprawiały tylko kłopoty - mówi nasz Czytelnik. Trzy razy zwracał się z tą sprawą do władz miasta i, jak mówi, otrzymał zapewnienie, że jeśli harcerze nie będą się wywiązywali ze swoich obowiązków, to umowa dzierżawy zostanie zerwana. Nie chodzi mi o odebranie harcerzom tego miejsca, tylko o elementarne obowiązki utrzymania czystości, bo brud i bałagan chyba nigdy i nikomu nie będzie się podobał. I dziwię się, że nikt na to nie zwraca tutaj uwagi, a przecież chodzą tędy zarówno radni, jak i strażnicy miejscy. Czy tego nie widzą? – pyta na koniec mieszkaniec Rydułtów.
Najpierw się o to bili…
Jest mi przykro to powiedzieć, ale jeśli tak dalej tam będzie wyglądało, będziemy musieli harcerzom odebrać ten teren - odpowiada Alfred Sikora, burmistrz Rydułtów. Wyjaśnia, że obiekt miasto otrzymało od wodociągów, wyremontowało i przekazało w użytkowanie harcerzom. Najpierw się o to bili, zależało im na tym, zapewniali, że będą to porządkować. Podpisali umowę, z której teraz się nie wywiązują - dodaje burmistrz Sikora. Co na to sami harcerze? Z tym pytaniem zwróciliśmy się do podharcmistrz Barbary Komarek, szczepowej rydułtowskiego szczepu „Błękitne Niebo”. Myśleliśmy na początku, że będzie to idealne miejsce na spotkania harcerskie. Organizowaliśmy tutaj zbiórki, spotkania, nawet koncerty. Ale niestety obiekt ten się nie nadaje na harcówkę. W środku jest grzyb, wilgoć. Są to niezdrowe warunki, nie można tam wprowadzać dzieci, a nie stać nas na gruntowny remont, założenie izolacji i nowego ogrzewania - stwierdziła w rozmowie z nami szczepowa. Dlaczego nikt ich nie kosi? Kosiliśmy w czerwcu, ale teraz wszyscy są na wakacjach. Harcerze to są dzieci, nie mogę im dać kosiarki - wyjaśnia podharcmistrz Barbara Komarek. Jak mówi, zwracała się w tej sprawie z prośbą o pomoc do Urzędu Miasta. Jesteśmy wdzięczni miastu za dotychczasową pomoc, ale myślę, że nie byłoby problemu, gdyby służby komunalne pomogły nam w koszeniu tej trawy. Przecież my też nieraz pomagamy pracując podczas miejskich imprez czy organizując wypoczynek letni dla dzieci - stwierdza szczepowa „Błękitnego Nieba”.
Harcerze spotykają się najczęściej w Oratorium św. Józefa przy parafii albo w Domku Marii. Korzystamy z gościnności księdza, bo naprawdę nie mamy gdzie się spotykać. Organizujemy zbiórki w swoich domach, w prywatnych ogródkach. Nie ma w naszym mieście miejsca, gdzie moglibyśmy urządzić swoją siedzibę - stwierdza ze smutkiem Barbara Komarek. Póki co, harcerze zamierzają zrezygnować z użytkowania zagrzybionego obiektu przy ulicy Szpitalnej. Czy przedtem jednak zadbają o wykoszenie trawy z powierzonego im terenu?
Iza Salamon