Na wygnaniu kolędy śpiewałam po kryjomu
Jest rok 1938, Wigilia Bożego Narodzenia. Tradycyjnie dwanaście potraw, pobłogosławionych przed sekundą przez księdza. Przy stole ośmioletnia Wandzia, jej rodzice, rodzina i służba (ojciec był oficeremWojska Polskiego, matka posiadaczem ziemskim). To była ostatnia Wigilia w tym gronie. Niedługo potem Wanda Bukowska została sierotą.
Wybuchła wojna. W kraju pojawiają się Rosjanie. Rodzina pani Wandy z Miłaszewicz (obecnie Białoruś) musiała uciekać do pobliskiego Słonina. Ojciec działał na froncie, zmarł niedługo potem w niemieckiej niewoli. W nocy z 9 na 10 lutego 1940 r. NKWD wywiozło małą Wandę i jej matkę na Ural. Tutaj dziewczynka cudem przeżyła ciężką chorobę.
– Wszystko przez trociny, które Rosjanie dokładali do chleba – opowiada pani Wanda. – Nie było co jeść, nie mówiąc już o kolacji wigilijnej. Mama starała się jak mogła, bym poczuła choć odrobinę świątecznego klimatu. W skupie złota sprzedała pierścionek, za który kupiła mąkę, buraki i cukier. Zrobiła barszcz i łazanki z grzybami. Kawałek chleba był naszym opłatkiem. Po kryjomu się modliłyśmy i po cichu odśpiewałyśmy kolędy – wspomina wodzisławianka.
Nie chciała być Rosjanką
W połowie października 1941 r. obie przewieziono do południowego Kazachstanu. Step i pustynia Kara–kum. Zdobycie jedzenia graniczyło z cudem. Niewielu myślało wówczas o świętowaniu Bożego Narodzenia. – Dokładnie już nie pamiętam jak to było w Wigilię. Wiem tylko, że od śmierci głodowej ratowała nas obfita kukurydza, którą prażyłyśmy do zjedzenia. Była także pszenica – potężna, mieliłyśmy ją na żarnach. Poza tym zbierałyśmy żółwie jaja. W ten sposób powstawał makaron. Mama była bardzo zaradna. Dawała sobie radę w najgorszych warunkach. Niestety po dwóch latach zmarła w niewoli. Trafiła tam, ponieważ nie zgodziła się przyjąć rosyjskiego obywatelstwa – mówi ze łzami oczach.
Pierwsza Komunia w tajemnicy
W grudniu 1943 r. Wanda Bukowska została sama. Miała wówczas 14 lat. Tułała się po ulicach Ałma–Aty. Pracowała w kołchozie, a po trzech miesiącach trafiła do miejscowego domu dziecka. Podobnie jak w innych miejscach swojego pobytu również i tutaj modlitwa była zakazana. Próba uczczenia świąt mogła zakończyć się tragicznie. – Mimo to śpiewałyśmy kolędy. Starsze dzieci uczyły młodsze i dzięki temu Bóg był ciągle blisko nas. Właśnie w Kazachstanie nauczyłam się wielu polskich pieśni kościelnych – mówi pani Wanda. Mimo samotności i tęsknoty za krajem, również i tutaj była chwila szczęścia.
– Pewnego dnia dotarły do mnie wieści, że mamy iść do wyznaczonego domu. Ważne było, żeby nikt się o tym nie dowiedział. Pobiegłam. Za drzwiami stał mężczyzna w mundurze polskiego oficera. Powiedział, że jest księdzem i udzieli nam Pierwszej Komunii Świętej. Siadł na krześle i nas wyspowiadał. Potem po raz pierwszy w życiu przyjęłam Chrystusa – wspomina Wanda Bukowska.
Wigilia w kraju
W kwietniu 1946 r. kobieta wróciła do Polski. Zamieszkała w domu dziecka w Kwidzyniu.
– Nigdy nie zapomnę jak wraz z innymi dziećmi rzuciłam się na kolana i całowałam polską ziemię. To była piękna chwila – mówi ze wzruszeniem pani Wanda.
Dopiero teraz mogła ponownie zasiąść do wigilijnego stołu. Była modlitwa, był barszcz, ryby, opłatek. Niestety nie było już rodziców.
Wanda Bukowska
urodziła się w 1930 r. w Częstochowie. W 1950 r. wyszła za mąż. Ma dwóch synów. W latach pięćdziesiątych ukończyła Wyższe Studia Choreografii w Gdańsku. Do Wodzisławia przyjechała w 1963 r. W 1978 r. ukończyła filologię rosyjską na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Od 60 lat prowadzi zespoły artystyczne. Od 25 lat kształci młodych tancerzy w Zespole Pieśni i Tańca Vladislavia.
Rafał Jabłoński