Z roku na rok szpital otrzymuje mniejszy kontrakt z NFZ-u. Dlaczego?
Z wodzisławskim starostą Leszkiem Bizoniem rozmawialiśmy o tym, dlaczego szpital tak bardzo liczył na wsparcie województwa śląskiego ze środków Regionalnego Programu Operacyjnego. Przypomnijmy, 123 mln zł zostały podzielone między 27 podmiotów leczniczych, ale nie do szpitala w Rydułtowach i Wodzisławiu. Starosta Bizoń napisał w tej sprawie protest do marszałka. Wskazał w nim na duże problemy finansowe, z którymi zmaga się szpital. Zaznaczył, że w perspektywie 3 najbliższych miesięcy walka z koronawirusem będzie kosztować szpital dodatkowe 3-4 mln zł. A jednocześnie placówka ma w tym roku obniżony o 3,7 mln zł kontrakt z NFZ.
– W pańskim proteście do marszałka województwa, dotyczącym braku wsparcia środkami unijnymi dla szpitala w Rydułtowach i Wodzisławiu, poruszona została kwestia pomniejszego kontraktu z Narodowego Funduszu Zdrowia na wykonywanie procedur medycznych, jaki ma otrzymywać szpital w tym roku. Dlaczego jest on niższy niż w ubiegłym roku?
– Kontrakt jest przyznawany na cały rok i dzielony na poszczególne miesiące. Jest obliczany na podstawie wskaźników wykorzystania kontraktu w roku poprzednim. Szpital w 2019 r. nie wykorzystał 5 mln zł z przyznanego mu na tamten rok kontraktu. Tzn. żeby być precyzyjnym, nie wykorzystał limitu środków, jakie mógł przeznaczyć na procedury medyczne, na leczenie pacjentów. Wobec tego kontrakt na rok 2020, a w zasadzie limit środków do wykorzystania na ten rok został pomniejszony.
– Dlaczego w ubiegłym roku nie udało się wykorzystać aż 5 mln zł?
– Zacznijmy od tego, że na początku 2019 r. łączone były jednoimienne oddziały z Wodzisławia i Rydułtów, przez co też zmniejszyła się ilość łóżek. W ostatnim kwartale 2017 roku weszła w życie „sieć szpitali”, wprowadzająca rozliczanie na podstawie ryczałtu. Wartość pierwotnego ryczałtu była obliczana na podstawie wykonania zrealizowanego w 2015 r., w którym funkcjonowały tożsame oddziały w Szpitalu w Wodzisławiu Śląskim i Rydułtowach. W związku z tym pierwotny ryczałt obejmował wartości kontraktów dla dwóch odrębnych Szpitali w Rydułtowach i Wodzisławiu Śląskim, tak jak przed połączeniem.
Ówczesna dyrekcja nie wzięła pod uwagę, że połączenie spowoduje znaczne ograniczenie potencjału zarówno osobowego (odrębne zespoły lekarskie i pielęgniarskie), jak i technicznego (odrębne Bloki Operacyjne, Bloki Porodowe, większa ilość łóżek). Te ograniczenia są głównym powodem niewykonania ryczałtu w 2019 roku. Na niewykonanie i w konsekwencji zmniejszenie ryczałtu wpływ miało również zawieszenie czasowe w pierwszym kwartale 2019 r. Oddziału Chorób Wewnętrznych I w Wodzisławiu Śląski oraz w trzecim kwartale 2019 roku Oddziału Chirurgii Ogólnej. Nie bez znaczenia był również spadek wykonania świadczeń we wszystkich oddziałach Szpitala od maja 2019 roku, czyli od momentu złożenia trzymiesięcznego wypowiedzenia przez panią dyrektor Kowalską. Szpital nie wyrabiał całego dostępnego ryczałtu. Najpierw to było 2 procent w miesiącu, później w sierpniu już 8 procent.
– Czyli podsumowując, w 2019 r. kontrakt szpitala z NFZ był mniejszy niż w 2018 r., a w 2020 znów jest mniejszy niż w 2019, bo ten w 2019 nie został w całości wykonany.
– Negocjowaliśmy z NFZ kontrakt na 2020 r. Dzięki temu, kontrakt nie został pomniejszony o 5 mln zł, które nie zostały wykorzystane w 2019 r., a ostatecznie o 3 mln 717 tys. zł. Decyzja zapadła w marcu. Ryczałt przyznawany jest na poszczególne miesiące. Skoro na rok szpital ma do wykorzystania o 3 mln 717 tys. zł mniej niż w roku poprzednim, to na kwartał przypada około 930 tys. zł, czyli 310 tys. zł miesięcznie. W marcu otrzymaliśmy o 930 tys. zł mniej. A wtedy przyszła pandemia, przez co trzeba było wdrożyć różne procedury, które kosztują. Następnie na terenie szpitala ujawniono przypadki koronawirusa, co pociągnęło za sobą kolejne kosztowne procedury. Mówimy tu o ubraniach ochronnych, środkach dezynfekcyjnych. Na to nałożyły się wyższe koszty pracownicze. Część lekarzy i pielęgniarek została w kwarantannie, a więc była wyłączona ze świadczenia pracy. Należało znaleźć na ich miejsce brakujące ręce do pracy, zwłaszcza wśród personelu pielęgniarskiego. Bo przecież ktoś musiał pozostać przy tych pacjentach, którzy byli w tym czasie w szpitalu. Nikt też nie chciał w tej sytuacji pracować za dotychczasowe stawki. Więc musieliśmy trochę więcej zapłacić. Jedne pielęgniarki pracowały więcej, inne dochodziły z oddziałów, gdzie obłożenie chorych było mniejsze. Pielęgniarki, które zostały na tych oddziałach, też w tej sytuacji, kiedy ich koleżanki przeszły na inne oddziały, musiały więcej pracować.
– Czy pański protest do marszałka, odniósł jakiś skutek w postaci dodatkowych środków z województwa?
– Na ile wierzyć informacjom, to lista ośrodków, które otrzymają dofinansowanie z województwa była konsultowana z wojewodą. Ja już 6 kwietnia informowałem wojewodę o trudnej sytuacji szpitala, napisałem do niego apel. Rozmawiałem z nim również telefonicznie, wojewoda wprost mnie zapytał czy zamierzamy zamykać szpital. Powiedziałem, że nie zamykamy, ale że sytuacja jest coraz trudniejsza i jeśli szpital nie otrzyma pomocy, to może za dwa-trzy miesiące będziemy musieli ograniczać funkcjonowanie niektórych oddziałów. Wojewoda wiedział więc o naszych kłopotach, a mimo to nasz szpital nie znalazł się na liście szpitali, które mają otrzymać dofinansowanie.
– Które oddziały są zagrożone?
– Nie chciałby siać niepokoju, bo to nie o to chodzi. Ale sprawdzaliśmy, które oddziały przynoszą największe straty. Sytuacja jest paradoksalna, bo tam gdzie jest najwięcej pacjentów, tam najwięcej trzeba dokładać. Procedury są niedoszacowane. Pacjenci trafiają na oddział często niezdiagnozowani. Mają choroby współistniejące. Za pacjentem nie przychodzą te pieniądze, które trzeba wydać na jego zdiagnozowanie i leczenie. Brakuje od 15 do 25 procent na jednego pacjenta.
– Wrócę do pytania o efekty protestu.
– Od czasu tego protestu prowadzę ciągłe rozmowy z marszałkiem i wojewodą. Trudno mówić, o jakiejś konkretnej pomocy, którą ktoś z nich by deklarował.
Zostaliśmy odstawieni na bok. W uzasadnieniu do decyzji o podziale środków, była informacja o tym, że pomoc otrzymają te szpitale, które zostały postawione w stan gotowości na czas epidemii. Liczyliśmy, że skoro nasz szpital również został postawiony w stan gotowości, że skoro mamy przyjmować pacjentów z powiatu raciborskiego, to też tą pomoc otrzymamy. Niezrozumiały dla mnie jest fakt, że zostaliśmy potraktowani po macoszemu, tak jakby tego szpitala nie było w systemie opieki zdrowotnej.
– W momencie kiedy środki były przyznawane, szpital faktycznie nie przyjmował pacjentów, był zamknięty z powodu tego, że pojawił się na jego terenie koronawirus.
– Decyzja o podziale środków została podjęta 8 kwietnia.
– A szpital został zamknięty 2 kwietnia.
– Trudno powiedzieć, czy fakt, że szpital był zamknięty, miał jakieś znaczenie. Ale służby wojewody miały świadomość naszej sytuacji, wiedziały, że jak sytuację uda się opanować, to oddziały będziemy otwierać. Sam monitowałem u wojewody o to, by przyspieszyć testowanie wymazów pobranych w naszym szpitalu, bo przez dwa dni nikt się nimi nie interesował. Dopiero po interwencji wojewody te wymazy poszły do testu. Wojewoda i władze województwa wiedziały jaka jest nasza sytuacja, że skoro mamy zapewniać opiekę nie tylko dla mieszkańców powiatu wodzisławskiego, ale też raciborskiego, to tym bardziej potrzebujemy wsparcia.Rozmawiał Artur Marcisz