Należało ograniczyć pracę kopalni
Koronawirus pogłębił trudną sytuację zakładów górniczych oraz skomplikował sytuację samych górników. Zdaniem posła Krzysztofa Gadowskiego, obecna sytuacja wynika z zaniedbań po stronie rządu i wojewody.
– Jak ocenia pan obecną sytuację w regionie, szczególnie w kopalniach?
– Są wielkie zaniedbania, które pojawiły się w pierwszym okresie. Widać wyraźnie, że spółki węglowe nie były przygotowane na taką sytuację, kiedy pojawi się pierwszy zarażony i będą pojawiać się kolejni. Ktoś przynosi coś do zakładu pracy i trzeba zareagować, a okazuje się, że nie było jasnego i czytelnego planu jak się zachować i co będzie robić pracodawca. Tego moim zdaniem nie przygotowano, ale wcale się temu nie dziwię, bo minister odpowiedzialny za górnictwo, pan wicepremier Sasin zajął się wyborami. Do 10 maja mówił cały czas tylko o wyborach. Zlikwidował pełnomocnika ds. górnictwa węgla kamiennego, czyli osobę, która bezpośrednio miała to nadzorować. Sam nieudolnie nie przeprowadził wyborów i właściwie nie zrobił nic, aby zahamować tą epidemię, która wkroczyła do zakładów wydobywczych. Kopalnia to nie jest zwykły zakład pracy, więc nie przenosi się do niej ogólnych zaleceń, bo nikt nie jest w stanie ich spełnić. Trzeba uwzględnić konkrety w specyfice tej pracy.
– Na szczeblu lokalnym też widzi pan zaniedbania?
– Moim zdaniem Wojewoda Śląski już kompletnie położył sytuację, bo gdyby upominał się o testy, testy i jeszcze raz testy, o których mówi cały świat, być może aż tak nie odczulibyśmy tego. Jak to się dzieje, że jeszcze do 10 maja w Wielkopolsce w znacznie mniej zaludnionym obszarze wykonywano 48 tys. testów. U nas na Śląsku było to około 44 tys. testów, a na Mazowszu wykonano prawie 150 tys. testów. Wojewoda nie stanął na wysokości zadania. Co z tego, że ma sztab kryzysowy, skoro nie potrafi on tej sytuacji analizować. Jeszcze niedawno padały zapytania z trybuny sejmowej co do laboratoriów i testów. Wiceminister zdrowia, którzy odpowiadał na to pytanie przyznał się, że miał problemy na Śląsku, gdzie nie było laboratoriów wykonujących szybkie odczyty oraz nie było też wymazobusa.
– Czy można było uniknąć sytuacji, w której na górników posypały się gromy?
– Dopiero 12 maja wicepremier Sasin przyjechał na Śląsk. To karygodne, że premier tego rządu nie interweniuje, choć jest posłem ze Śląska. Przyjeżdża dopiero, kiedy wszystko się rozwinęło i przybrało taki rozmiar. Do tej pory gdzie panowie byli? Dopiero 11 maja powołuje się pełnomocnika do spraw górnictwa. Zostaje nim dyrektor departamentu górnictwa, który dopiero od 1 kwietnia został dyrektorem departamentu. To pokazuje, jak ten rząd traktuje górników, tę branżę oraz mieszkańców Śląska. Wicepremier powołuje dyrektora departamentu górnictwa jako pełnomocnika? Do tej pory był to facet w randze wiceministra! Fachowcy w górnictwie mówią o tym, że nic by się nie stało, jeśli praca w kopalniach zostałaby ograniczona do minimum. Wszyscy na Śląsku wiemy, ze kopalnia musi pracować, ale tę pracę można ograniczyć do odprężenia górotworu, przewietrzenia i wypompowania wody. Służby mogły to robić, w ograniczonym zakresie. Tym bardziej, że na zwałowiskach przykopalnianych, przy elektrowniach, w centralnym magazynie mamy między 14 a 15 mln ton węgla. A już szczytem hipokryzji jest to, że do portu w Gdańsku przybywa największy tonażowo statek z węglem z Kolumbii, a wicepremier Sasin w tym czasie prowadzi rozmowy z górnikami o ograniczeniu ich pensji o 20 proc. To pokazanie górnikom i nam, mieszkańcom Śląska, gdzie mają ten zawód i ciężką pracę. Przez to pojawia się również hejt. Rozmawiał Szymon Kamczyk