Najważniejsze - być razem
Olga i Maksymilian Fajngoldowie mają najdłuższy staż małżeński spośród par mieszkających na terenie gminy Racibórz. W tym roku obchodzili 60. rocznicę ślubu, czyli diamentowe gody. Krótszy o pięć lat staż małżeński mają Władysława i Józef Margiczokowie, obchodzący brylantowe gody. 16 stycznia jubilatów odwiedzili prezydent miasta Jan Osuchowski i kierownik USC Beata Bańczyk. Złożyli im życzenia, wręczyli kwiaty, listy gratulacyjne i - jako upominek - bony towarowe.
Państwo Fajngoldowie pobrali się w styczniu 1943 roku w miejscowości Uralsk w Kazachstanie. Olga, pochodząca z Saratowa nad Wołgą miała wówczas 21 lat, Maksymilian urodzony w Kołomyi w województwie stanisławowskim - 23. Poznali się w Uralsku, gdzie pani Olga pracowała jako laborantka na kolei. Maksymilian, wzięty do wojska, został wraz z innymi polskimi żołnierzami wycofany z frontu i skierowany do kopania rowów w Uralsku. Poznali się w przydworcowym zakładzie fryzjerskim (pan Maksymilian jest z zawodu fryzjerem). Zamieszkali w Podwołoczysku, zaś podczas repatriacji, kiedy otwarto granice w kwietniu 1959 r., wrócili do Polski. Osiedlili się w Raciborzu, ponieważ mieli tu znajomych. Pani Olga zajmowała się domem i dziećmi, których mieli dwoje, zaś jej mąż pracował w zakładzie fryzjerskim. Po latach mał-żeństwa stwierdzają, że wspólna droga, którą przeszli była trudna, ale dzięki temu, że mieli w sobie oparcie łatwiej się szło przez życie. Przeżyte trudności wzmocniły ich związek i pokładane w sobie zaufanie. Jesteśmy nawzajem dla siebie opoką - mówią. Mają dwie wnuczki, dwóch wnuków i dwie prawnuczki. U pani Olgi pojawiły się problemy zdrowotne, natomiast pan Maksymilian do tej pory cieszy się dobrą kondycją. Ma swoją wypróbowaną receptę na jej podtrzymanie. Wstaję rano i gimnastykuję się - robię do dwudziestu pompek. Wszak trzeba się rozruszać. Nie przejadam się, a zwłaszcza mało jem przed udaniem się na nocny spoczynek. Odżywiam się zgodnie ze swoją grupą krwi. Nie uznaję papierosów i innych używek. Staram się mieć dobry humor, być życzliwym w stosunku do innych, jak można komuś pomóc to pomagam. Poza tym prowadzę normalny tryb życia - zdradza.Władysława i Józef Margiczokowie są ze sobą już od 55 lat. Poznali się w Raciborzu w 1946 roku. Pan Józef pracował wówczas w Zakładzie Karnym, do którego Olga przynosiła swojemu ojczymowi, również tam pracującemu, obiady. Miała wówczas 19 lat, które przeżyła w Belgii, dokąd wyjechali jej rodzice. Po powrocie do Polski mówiła prawie wyłącznie po francusku, więc jak wspomina, trudno było im się początkowo porozumieć. Do dziś pamiętają dzień swojego ślubu. Józef miał na sobie mundur wojskowy, Olga piękną belgijską suknię. Kiedy szli pieszo do Urzędu Stanu Cywilnego, ludzie przystawali i przyglądali się im z zaciekawieniem. Doczekali się dwójki dzieci - syna i córki, trójki wnuków i dwóch prawnuków mających obecnie cztery i trzy lata. Różnie było, nasz związek tak jak każdy inny przeżywał wzloty i upadki, były też ciche dni, chociaż zazwyczaj nie trwały długo. Nie mogę wprost uwierzyć, że tyle czasu jesteśmy już ze sobą. Tak szybko przeminęły - śmieje się pani Władysława, głowa rodziny, jak przyznaje bez wahania jej mąż. Dobrze nam ze sobą i nie wyobrażamy sobie bez siebie życia. Naszą receptą na wzajemne udane pożycie małżeńskie jest nawzajem sobie wybaczać - mówią zgodnie.
Jubilatom życzymy jeszcze wielu lat wzajemnej miłości i życzliwości w dobrym zdrowiu.
Ewa Halewska