Wypijmy za jubileusz
Hubert Kasza z Tworkowa poszedł do Starostwa z półlitrówką. Chciał „ochrzcić” dziesiątą rocznicę toczącego się przed urzędnikami powiatowymi sporu z sąsiadem. W tym czasie zjeździł w tej sprawie tysiące kilometrów, a żona przestała korzystać z usług adwokatów, bo lepiej od nich zna już prawo budowlane i kodeks postępowania administracyjnego.
Witałem się osobiście z dwoma ostatnimi kierownikami urzędu rejonowego, a potem z wszystkimi dotychczasowymi starostami i wicestarostami - śmieje się Hubert Kasza. Walka z sąsiadem, który naruszył prawo budowlane i jego własność zabrała mu już dziesięć lat życia. Jak o niej mówi, nie może ukryć wzburzenia. Bez emocji wypowiada się żona Alina. Przestałam już chodzić do adwokatów, bo szkoda pieniędzy. W pewnym momencie wyszło na jaw, że lepiej znam się na przepisach prawa budowlanego od nich. Nie mogli poświęcić tej sprawie tyle czasu, co my no i zostali z wiedzą w tyle - dodaje. Kaszowa bez problemu zdałaby egzamin z procedury administracyjnej na studiach prawniczych.Hubert Kasza chodził kiedyś do Urzędu Rejonowego, teraz stale odwiedza Starostwo. Zwykli urzędnicy wciąż ci sami. Na hasło „stolarnia w Tworkowie” reagują alergicznie. Co wybory zmieniają się najwyższe władze. Starostowie nie bardzo wiedzą, jak Kaszy pomóc. Klepią po plecach, zapewniają, że to nie oni winni, a sprawa nadal jest w punkcie wyjścia. Nasz bohater postanowił więc uczcić 10. rocznicę. Poszedł do Starostwa z półlitrówką, by napić się ze starostą na te „urodziny”. Chciałem jeszcze kupić ciastka, ale z toastu nic nie wyszło, bo powiedzieli, że są w pracy - dodaje.
Kaszowie mają w domu pękaty segregator decyzji i wyroków sądu administracyjnego. W oparciu o ten materiał można by już napisać pracę doktorską. Temat: „Jak posługiwać się przepisami, by postępowanie przedłużać w nieskończoność”.
Dom marzeń
O problemie pisaliśmy pierwszy raz w marcu 2000 r. Przypomnijmy to sobie. Gazeta Nowa Wieś z 6 listopada 1977 r. Wewnątrz kolejna relacja z konkursu Dom Moich Marzeń, zorganizowanego wówczas przez Nową Wieś, Dziennik Ludowy i Ministerstwo Rolnictwa. Mowa w niej o domu Aliny i Herberta Kaszy, który wybudowano w 1973 r. w oparciu o projekt Jerzego Witeczka, dziś profesora Politechniki Śląskiej. Jury konkursu przyznało gniazdku Kaszów nagrodę II stopnia w kategorii nowych budynków mieszkalnych. Do Tworkowa zjechały wówczas dwa autobusy wypełnione laureatami poprzednich konkursów, przedstawicielami służby budownictwa wiejskiego i aktywem ZSMP. Byli również dziennikarze, którzy przekonywali później, że polska, socjalistyczna wieś wnosi swój wkład w rozwój polskiej myśli architektonicznej. W listopadzie 1998 r. śladem konkursu podążał miesięcznik Murator. Dom Kaszów znów pokazano w gazecie.
Obok, od lat 60., sąsiedzi, a teraz zięć, prowadzą warsztat stolarski, najpierw jako punkt usługowy Spół-dzielni „Stolarz”, teraz prywatny. W 1993 r. krzyżanowicki Urząd Gminy udzielił im pozwolenia na zmianę konstrukcji dachu nad budynkiem gospodarczym. Sąsiad poszedł dalej. Rozbudowywał swój warsztat. W listopadzie 1994 r. napotkało to na opór Kaszy, który skarżył się na hałas maszyn stolarskich i dym z pieca, w którym spalano wióry. W pismach do Urzędu Gminy napisał, że to samowola budowlana.
Urzędnicza karuzela, która...
Z czasem wkroczył Urząd Rejonowy. Zobowiązał sąsiada do przedstawienia opinii technicznej, dotyczącej hałaśliwości pracy maszyn i sposobu jej wyeliminowania. Opinia ta miała być jednym z elementów, który miał się później złożyć na zalegalizowanie rozbudowanego warsztatu, który, w decyzji Urzędu Rejonowego z 2 sierpnia 1995 r., wyraźnie nazwano samowolą budowlaną. Sąsiad taką przedłożył, ale wykonała ją osoba, która nie miała odpowiednich uprawnień. Urząd dał jednak do zrozumienia, że jeśli otrzyma właściwą ekspertyzę i deklarację wyeliminowania ewentualnej nadmiernej hałaśliwości, to rozbudowę zalegalizują i wszystko będzie w porządku.
Kaszowie w to uwierzyli. Jeszcze wówczas sąsiedzi jako tako żyli, bo od tej decyzji nikt się nie odwołał. Dogasająca już wówczas zgoda przeszła ostatecznie do historii w listopadzie 1995 r. Urząd wszczął nowe postępowanie, które miało na celu wydanie pozwolenia na modernizację warsztatu stolarskiego. W grudniu Kaszowie nie wyrazili na to zgody. Sąsiad skompletował jednak całą wymaganą dokumentację i, 27 maja 1996 r., otrzymał od Urzędu Rejonowego pozwolenie na modernizację warsztatu stolarskiego wraz z rozbudową wiaty stolarskiej.
Decyzja rozsierdziła Kaszów. Korzystając z przysługującego im prawa, wnieśli stosowne odwołanie do wojewody. Nie zgodzili się z tym, że badanie uciążliwości nowej stolarni miało być wykonane dopiero po jej wybudowaniu, a przed wydaniem pozwolenia na użytkowanie. Wojewoda niczego nieprawidłowego w działaniach Urzędu Rejonowego w Raciborzu się nie dopatrzył. Uznał, że analizy uciążliwości nie trzeba przeprowadzać, bo poprzednio, w sierpniu 1995 r., sąsiad został do takowej zobowiązany i ją przeprowadził. Kolejna miała być przeprowadzona po zakończeniu rozbudowy.
Kaszowie nie ustępowali. Pozostała im tylko jedna instancja - Naczelny Sąd Administracyjny. Wynajęli adwokata, napisali skargę i wnieśli ją do NSA. Napisali w niej, m.in. że: rozbudowa rozpoczęła się przed 1994 r., dobudowana wiata stolarska w sposób oczywisty powoduje pogorszenie warunków zdrowotnych i użytkowych dla otoczenia, analiza uciążliwości powinna być wykonana przed przystąpieniem do prac, a nie po ich zakończeniu, zaś sąsiad wykonuje prace niezgodnie z dokumentacją.
Wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego z 20 kwietnia 1998 r. uchylający decyzję wojewody, ze względu na uzasadnienie wprawił w zaskoczenie obie strony. Kaszowie wygrali batalię, ale z przyczyn, których wcześniej się nie domyślali. Przegrał wojewoda, bo Urząd Rejonowy w Raciborzu wykazał się nieporadnością i brakiem konsekwencji.
...kręcić się nie przestaje
Opis wszystkich decyzji zajmujących się sprawą urzędów i kolejnych wyroków sądów zająłby kilka stron w naszej gazecie. Powstał prawdziwy węzeł gordyjski, który dość skutecznie od 1995 r. pletli urzędnicy błędnie intepretujac przepisy prawa budowlanego, starego i nowego. Jedno co nie budzi wątpliwości: rozbudowa warsztatu była samowolą budowlaną i to z przekroczeniem granicy sąsiada. Stolarnia nie powinna funkcjonować, bo nie zezwalają na to przepisy o planowaniu przestrzennym.
Sprawa toczy się dalej i pewnie nie szybko się zakończy. Wkraczają nowe organy, wydają nowe decyzje, uchylając stare. Stolarnia działa nadal, choć nie powinna. Dotychczasowe pisma wypełniają grube teczki. Hubert Kasza nabrał zaś przekonania, iż łamanie przepisów w Polsce nie wiąże się praktycznie z żadnymi sankcjami.
Grzegorz Wawoczny