Dzieci go kochały
Był absolwentem Akademii Medycznej we Wrocławiu. W 1960 r. uzyskał specjalizację II stopnia z pediatrii. Tytuł doktora nauk medycznych zdobył w 1972 r. Przed objęciem posady w Raciborzu był pracownikiem AM I Kliniki Pediatrycznej we Wrocławiu. W wyniku konkursu został wyłoniony na stanowisko ordynatora Oddziału Dziecięcego w Raciborzu. Pracował tu w latach 1959–1996. Po przejściu na emeryturę prowadził do 1998 r., w niepełnym wymiarze godzin, Poradnię Konsultacyjną dla dzieci przy Oddziale Dziecięcym.
Jego współpracownicy wspominają go bardzo ciepło. Dawał im dużo samodzielności, dzięki czemu szybciej się uczyli pediatrii. Pozwalał im brać odpowiedzialność za pacjenta, a z drugiej strony w każdej chwili mogli liczyć na jego pomoc i radę. Mieszkał niedaleko szpitala, więc był na każde wezwanie. – Kiedy z tyłu brama szpitalna była zamknięta, wdrapywał się przez płot! Dzieci na oddziale były często w naprawdę ciężkim stanie. Nie było takich dobrych leków, jak obecnie. Tego nie da się porównać z obecną sytuacją, gdy medycyna poczyniła taki ogromny postęp. Doktor był gotów przyjść do pacjenta o każdej porze dnia i nocy, nie robił różnic między dziećmi bogatymi a biednymi. Każde traktował jednakowo. W stosunku do pracowników był bardzo bezpośredni. Jak coś do kogoś miał, to po prostu to mówił, czasem podniesionym głosem, ale dzięki temu nie było sytuacji konflktowych, a wręcz przeciwnie, panowała dobra atmosfera na oddziale – wspomina obecna ordynator oddziału pediatrycznego, dr n. med. Urszula Ciechanowska. Lekarze z poradni dziecięcych, funkcjonującach przy oddziale pediatrycznym, mogli w razie swoich wątpliwości wysyłać dzieci na konsultacje do dra Koczenasza.
Dzieci go uwielbiały. Miał do nich wyjątkowe podejście. Czuły, że je rozumie. Pozwalał im się wypłakać, po czym pytał: „To jak, mogę już cię zbadać?”. Umiał także rozmawiać z rodzicami – bardzo konkretnie, jasno, jeśli trzeba było, pocieszał. Do ostatniej chwili prowadził praktykę w domu.
Sonda
Brygida Kuś - była pielęgniarka oddziałowa na oddziale pediatrycznym
Pracowałam z doktorem Koczenaszem. Był wielkim, mądrym człowiekiem i dobrym lekarzem. Można było do niego przyjść ze wszystkim. Zawsze powtarzał, że nie jest ważne, co człowiek robi, tylko jak robi. Dzieci kochał nad życie. Bywało, że zatańczył z nimi na korytarzu i pobawił się. Lekarze słuchali go tak, jak uczniowie w szkole. Był dla nich autorytetem.
Beata Popów - aktualnie pielęgniarka oddziałowa na pediatrii
Pracowałam z nim od 1989 do 1996 r. Był bardzo dobrym pedagogiem i wzorem człowieka oddanego służbie chorym. Dzieci mogły przy nim krzyczeć, płakać, a on cierpliwie to znosił. Większość pracowników oddziału przychodziła ze swoimi dziećmi do szefa, nawet jak były zdiagnozowane przez innego lekarza. Chodziło o to, żeby postawił kropkę nad „i”.
Hildegarda Burda - pielęgniarka
Zaczęłam pracę z doktorem Koczenaszem zaraz po ukończeniu szkoły. Uczył mnie pediatrii. Najbardziej ujęło mnie w nim to, że nie robił żadnych różnic między dziećmi – traktował wszystkie tak samo, niezależnie od tego, czy pochodziły z bogatej czy biednej rodziny.
Emanuel Jaszczołd - lekarz medycyny
Byliśmy przyjaciółmi. Pracowaliśmy razem w szpitalu. Był gotów pomóc, kiedykolwiek zaszła potrzeba. Był doskonałym lekarzem pediatrą. Dobrał sobie świetnych współpracowników, ludzi mądrych, dobrze wyszkolonych. Postawił oddział na nogi.
Kiedy odchodzi mistrz
Jan Koczenasz nie pracował na oddziale pediatrii już wiele lat, ale odczuwaliśmy jego obecność, ponieważ nauczył nas wszystkiego: medycznego fachu, wyczucia na prawdziwe potrzeby najmłodszych pacjentów, podejścia do kolegów w pracy. Zdarzało się, że młodzi adepci medycyny zostawali na stażu na pediatrii, wbrew wcześniejszym planom. Zostawali dla Niego i reguł, które panowały na „Jego” oddziale! Nie znosił blagi i pozy. W rozmowie i w działaniu zmierzał prosto do celu. Był bezkompromisowy i prostolinijny, do bólu szczery i konkretny. I leczył dzieci jak nikt inny, a do tego promował swoich uczniów, wykazując rzadki dar braku zazdrości o młodszą konkurencję. Był dla nas wzorem i przyjacielem. Statystycy obliczą wkrótce skład kompanii pediatrów, których przez ponad czterdzieści lat wykształcił i wychował, my wiemy jedno: raciborskie dzieci miały w życiu szczęście, bo nad ich zdrowiem i rozwojem czuwał doktor Jan! Dziś, kiedy doktora Koczenasza nie ma już wśród nas, łączymy się w bólu z Jego najbliższymi, czując jednocześnie na sobie wspólny obowiązek zachowania i przekazania młodszym zasad, których nas nauczył. Niestety, to nieprawda, że „nie ma ludzi niezastąpionych”. Czujemy to dotkliwie w tych dniach!Kiedy odchodzi Mistrz, następcom pozostaje jedno: za żadną cenę nie schodzić poniżej poziomu, który on wyznaczył, swoją postawą i pracą.
raciborscy pediatrzy
E.H.