W obronie tradycji Ludowego Wojska Polskiego
7 czerwca w raciborskiej siedzibie SLD odbyło się zebranie założycielskie Stowarzyszenia Tradycji Ludowego Wojska Polskiego.
Powstało ono na bazie Związku Weteranów i Rezerwistów Wojska Polskiego. Podczas zebrania nowi członkowie wręczyli sobie legitymacje i proporczyki stowarzyszenia. Jako gość specjalny, uroczystości przyglądał się płk Mieczysław Wanicki, który jest prezesem koła STLWP w Kietrzu. Obecni podkreślali, że ich organizacja nie jest polityczna. Ma za to upamiętniać wszystkich żołnierzy, którzy przelali krew w czasie wojny, lub po prostu służyli ojczyźnie. – Cena przelanej krwi była wszędzie taka sama, bez względu na którym froncie się walczyło – przekonywał płk. Wanicki. Bronił roli Armii Czerwonej przy wyzwalaniu Polski spod okupacji niemieckich nazistów. Przywołał, że tylko w czasie walk o Racibórz poległo tysiąc czerwonoarmistów. Na terenie całej Polski miało ich zginąć 600 tysięcy. Ich rajd na Berlin miał uchronić Polaków przed zgubnym losem, jaki szykował hitlerowski terror. Członkowie stowarzyszenia sprzeciwiają się również obecnej fali dekomunizacji, która według nich zamazuje prawdę i karze osoby, które ciężko pracowały dla kraju w wojskowych strukturach PRL-u. Czy każdy kto pracował w PRL-u to dno? – pytali retorycznie. – Prawdziwa demokracja w Polsce trwała krótko, bo po wyjeździe żołnierzy radzieckich z kraju, dziś znów stacjonują u nas obce wojska – porównywali sytuację sprzed upadku komuny z dniem dzisiejszym.
Siedmiu członków nowego stowarzyszenia ma w planach rozbudowę swych struktur i połączenie sił z kolegami z Kietrza.
(woj)
Komentarz
Warto przypomnieć naszym czytelnikom, że Armia Czerwona nie stacjonowała w Polsce na zaproszenie. Była to armia okupacyjna, która po tzw. wyzwoleniu Polski nie miała zamiaru wyjeżdżać i zastąpiła innego okupanta – nazistowskie Niemcy. Kto był lepszy, to jak wybierać między dżumą a cholerą. Obecnie na terenie Polski stacjonują m.in. wojska USA. O ich przyjazd zabiegaliśmy długie lata. Porównanie tej sytuacji do czasów komunizmu to prawie jak naplucie w twarz wszystkim prześladowanym Polakom. Prawie jak przekonywać, że Bolesław Bierut to był mąż stanu (faktycznie był agentem radzieckiego NKWD).
Uważam, że organizacje kombatanckie są i mogą być pożyteczne. Sama służba w wojsku ludowym faktycznie dla większości żołnierzy była w jakimś stopniu pracą dla ogółu społeczeństwa. Za to nikt im przecież nie ujmuje. Inaczej jednak z osobami, które z własnej woli i ambicji angażowały się w budowanie struktur, które wręcz zwalczały dążenia niepodległościowe Polski. To przez tych ludzi Polska odzyskała wolność dopiero po 1989 r. i mogła samodzielnie decydować kogo do siebie wpuścić, a kogo wyprosić.
Innym gestem apolityczności STLWP miało być rozdawanie Konstytucji Polski. Jej egzemplarze, podpisane przez Aleksandra Kwaśniewskiego, z pieczęcią oficyny SLD nie wszystkich są w stanie do tego przekonać.
Marcin Wojnarowski