MAŁE JEST PIĘKNE: Od rumaków do koni mechanicznych, czyli OSP Łańce w pigułce
W czasach, kiedy zamiast syren rozbrzmiewała trąbka, a zamiast wozów bojowych do akcji ruszał zaprzęgnięty w dwa konie wóz z ręczną sikawką, rodziły się podwaliny Ochotniczej Straży Pożarnej, działającej w Łańcach do dziś.
Na początku strażacy – ochotnicy wyjeżdżali do pożaru we własnych ubraniach, a wiózł ich zaprzęgiem sikawkowym Izydor Barnabas. Pan Izydor wstąpił do straży mając zaledwie 14 lat, za namową ówczesnego zastępcy komendanta OSP Johanna Wieczorka, bo w gospodarstwie jego rodziców były konie. Dziennikarka „Nowin Raciborskich” Ewa Osiecka w kwietniu 2017 roku tak pisała o jego pracy w straży: Dawniej nie było syren, a do akcji nawoływała trąbka, która zawsze musiała być na sikawce. Trzy dźwięki oznaczały pożar, a gdy rozbrzmiewały, wszyscy we wsi wiedzieli, że gdzieś się pali. Wtedy pan Izydor natychmiast zakładał swoim dwóm koniom uprząż i gnał przez pola, a gospodarze otwierali wrota, aby jak najszybciej dotarł do pożaru. Były tak szybkie, że musiał mocno trzymać lejce, a na znany im okrzyk galopem dopadały szkoły, skąd zabierały pozostałych strażaków gotowych do akcji. (…) Łaniecki druh – senior do jednostki wstąpił gdy miał 14 lat. Szybko wciągnął się w strażacką działalność. Najpierw w postawienie remizy, na którą cegłę dała gmina, zaś cała wieś społecznie włączyła się w budowę. Ponieważ prace rozpoczęto w 1946 r., a więc zaraz po wojnie, na nic nie było pieniędzy. Pan Izydor wykonywał więc prace murarskie. Łanieccy strażacy co tydzień spotykali się na zebraniach, na których rozmawiali o tym, co trzeba zrobić, by straż sprawniej działała. Wtedy też pan Barnabas obiecał, że wystawi wieżę, przy której pomagali mu mieszkańcy, a po pracy na kopalni dodatkowo wspierał go w robotach murarskich Zygmunt Pawliczek. Jak było poświęcenie budynku remizy, przyjechało wielu strażaków i gości spoza Łańc, łącznie z komendantem wojewódzkim Kwaśnym.
Od początku istnienia straży organizowano uroczystości związane z patronem strażaków, św. Florianem. – Chodziliśmy wtedy na mszę do kościoła. Prawie co drugi tydzień odbywały się festyny i zabawy z zuzkami – wspominał radosne momenty życia nieżyjący już pan Izydor. U Gabriela była wielka sala, gdzie urządzano te zabawy, a z uzyskanych pieniędzy organizowano wycieczki lub kupowano coś potrzebnego do straży. Ponieważ na sali nie było sceny, pan Izydor przyniósł dźwigar, sąsiedzi wapno, a następnie wspólnie zamocowali go w ścianie i otynkowali, tworząc miejsce do występów – relacjonowała Ewa Osiecka i podkreślała, że mimo wieku pan Barnabas potrafił wymienić wielu kolegów z dawnego kierownictwa OSP: wieloletniego komendanta Józefa Achtelika, jego zastępcę Jana Wieczorka, skarbników – Franciszka Kubiaka, Augustyna Wyszkonia, Richarda Panica, a także założyciela straży, zastępcę sekretarza partii Pawła Ślęzaka. Izydor Barnabas, znany był w Łańcach również z tego, że pomagał obrabiać pola innym rolnikom, murował domy i prowadził ubój zwierząt gospodarskich. W straży służył 70 lat.
Emil Mandera, który rozpoczął służbę w straży jako 12-latek, wspomina, że Izydora Barnabasa zastępował nieraz w powożeniu koni Rudolf Dębowy albo jego brat Józef. Starszy o osiem lat Józef Mandera pamięta, że zanim we wsi utworzono formalną jednostkę, strażacy z Łańc podlegali pod Rzuchów, gdzie komendantem był Józef Granieczny. Wóz z sikawką stał w budynku gospodarczym za szkołą, skąd zabierało się wszystkich biorących udział w akcji strażaków.
Janusz Zielonka, który w OSP Łańce przez 17 lat pełnił funkcję skarbnika, pokazuje nam wydane z okazji jubileuszu jej 50-lecia podziękowanie za ufundowanie sztandaru, podpisane przez ówczesnego naczelnika Mirosława Świdergoła i prezesa Józefa Pisarskiego. Jest w nim informacja, że jednostka została założona 5 października 1947 roku, jej założycielem był mieszkający w Rzuchowie komendant rejonowy Joachim Zając, a w skład zarządu wchodzili: Joachim Zając jako naczelnik, Józef Wojak – zastępca, Alojzy Marcalik – prezes, Alojzy Wyszkoń – sekretarz i Józef Achtelik – skarbnik.
W latach 70. straż dostała pierwszy samochód. – To był dodge 3 ze skrzynią ładunkową a Kobyla miała dodge’a comandera, którym jeździł „Partyzant”, czyli Józef Wijas. My nie mieliśmy jednego kierowcy tylko było tak, że kto miał prawo jazdy to wsiadał w samochód i jechał – tłumaczy Emil Mandera, który ze strażą pożegnał się w połowie lat 90.
W 1977 r. dodge’a zastąpił żuk z wózkiem na węże, który strażacy od razu byli zmuszeni wypróbować, bo tego samego dnia jechali do dużego pożaru na Budzinie w Żytnej, a stamtąd do Kobyli. Kolejnym samochodem był jelcz przydzielony przez Zarząd Gminny OSP w Lyskach, a potem steyr 680 E, który sprowadzono w 1992 r. z zaprzyjaźnionej jednostki straży pożarnej w St. Valentin. Barbara Jucha pamięta, że zaangażował się w to pracujący wtedy w Austrii jej brat Janusz Sikora, wnuk właściciela dóbr łanieckich – Ignacego.
Na obchody 50. rocznicy istnienia OSP Łańce, mieszkańcy ufundowali sztandar, który został poświęcony w 1998 roku. Rok później, na wniosek komendanta wojewódzkiego PSP w Katowicach, jednostkę włączono do Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśniczego.
Katarzyna Gruchot