W tak zwanym towarzystwie kłótnie kończyły się wielkim mordobiciem, a potem jeszcze większą balangą. No, ale tradycja i w tej sferzę współżycia społecznego ginie. Ludzie są bardziej zawistni i pamiętliwi. Na ul. Wyszyńskiego w Wodzisławiu, na przykład, babska kłótnia w sklepie miała swój finał dopiero po paru dniach. Klientka uznała zapewne, że plamę na jej honorze zmyje, a raczej wyżre, silny środek chemiczny, którym oblała sklepowy towar oraz kasę fiskalną. Inny wodzisławianin, rozumując pewnie tak samo, poprzecinał swemu adwersarzowi wszystkie opony w Fordzie. Na pewno nie przeciął tym sposobem sporu.
I jak tu pogodzić codzienne zachowania i reakcje ludzkie z hasłami głoszonymi przez etyków i to nie tylko w niedzielę? Może wzorem minionych wieków utworzyć sądy, w których pisarz gminny wysłuchiwał skarg zwaśnionych stron? Wszystkim przyznawał rację. Karał po równo, choć wedle własnego widzimisię. Sprawiedliwości nie było w tym żadnej. Za to pożytki takie, że kary wzbogacały - i to płacone od razu - kasę gminną.
J.A.B.