Męczący wypoczynek?
Czytelnik w liście do redakcji twierdzi, że od dziesięciu lat odwiedzał to miejsce i zawsze mógł tam liczyć na spokój i dogodne warunki do letniego wypoczynku. Tym razem od pierwszego dnia pobyt był inny - zdecydowanie gorszy(...) Drzwi kempingu trzeba było zamykać kratą, bo zamek w nich był zepsuty. Wnętrze wymagało dwóch godzin mycia i sprzątania, by można było tam wnieść bagaże - twierdzi zawiedziony wczasowicz. Pisze on również o zdezelowanych szafkach, lodówce, a także pozostałych elementach wyposażenia kempingu. Ośrodek Wypoczynkowy „Olza”, pod koniec 2001 r., firma „REGE” przejęła po byłej kopalni 1 Maja. Jego obecny właś-ciciel, prezes tej firmy, Ryszard Kazimierski, uważa, że zniecierpliwiony wczasowicz wybrał domek o najniższym standardzie (11 zł za dobę).
Proponowałem mu przeniesienie do innego domku za 15 zł, jednak on nie chciał się zgodzić. Codziennie obiekt był sprzątany i było czysto. Dziwi mnie, dlaczego nikt nie zgłaszał pretensji tylko ten pan. Gdyby był bałagan to codziennie byśmy mieli skargi - podkreśla R. Kazimierski. Podobnego zdania jest, pragnący zachować anonimowość, kierownik ośrodka. Twierdzi, że o bałaganie dowiedział się z listu i nikt nie zgłaszał takich zastrzeżeń. Jeśli chodzi natomiast o drzwi wejściowe do kempingu, to były one zepsute tylko chwilowo, bowiem na drugi dzień zamek wymieniono.
Podczas kontroli nie zauważyliśmy uchybień i zapewniono nas, że domki są sprzątane przez pracowników ośrodka - mówi Ewa Rajs-Kaleta z Powiatowej Stacji Sanitarno - Epidemiologicznej w Wodzisławiu. Niestety nie kontrolujemy domków, kiedy są tam wczasowicze, bowiem na czas pobytu jest to ich prywatne miejsce. Oburzony czytelnik zwraca również uwagę na zabezpieczenia przeciwpożarowe ośrodka. Mimo tego, że domki wypoczynkowe są drewniane, znajdujące się tam gaśnice były aktualizowane w 2000 r., chociaż właściciel ośrodka powinien to czynić nie rzadziej niż raz w roku. Informacje te przekazaliśmy wodzisławskim strażakom. W Komendzie Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej zapewniano nas, że jednostka prewencji uda się na miejsce i sprawę zbada. Zarzutów pod adresem kierownika ośrodka oraz jego właściciela padło znacznie więcej. Oburzony mieszkaniec Pszowa pyta również, na jakiej podstawie Sanepid nie zakwestionował stanu sanitariatów, które nie są w ogóle sprzątane i nie nadają się do użytku? Do naszego ośrodka przyjeżdża dużo młodzieży, różnie to bywa i zdarza się, że ktoś toalety zanieczyści. Być może czytelnik, który ów list przesłał trafił właśnie na taki moment kiedy było brudno - mówi R. Kazimierski. Sprawę obskurnych toalet poruszał jednak w trakcie wakacji również inny czytelnik „NW”. Sprawą zainteresowaliśmy wtedy Powiatową Stację Sanitarno - Epidemiologiczną. W PSSE w Wodzisławiu zapewniono nas, że uchybienia, co do czystości toalet, nie były na tyle znaczące, aby zastosować sankcje, a nawet ośrodek zamknąć. Do tej pory wpłynęło do nas kilka skarg dotyczących stanu sanitarnego ośrodka - wyjaśnia E. Rajs-Kaleta z PSSE. Istnieje tam problem z odprowadzaniem nieczystości, bowiem często szambo jest przepełnione. Pierwszą kontrolę przeprowadziliśmy 13 maja br., a dziesięć dni później wydaliśmy decyzję zezwalającą na rozpoczęcie działalności w okresie wakacyjnym. Pierwsza skarga dotarła do nas 26 czerwca. Dzień później, po naszej interwencji, wypompowano tam szambo. W wyniku kolejnej kontroli 6 sierpnia poleciliśmy kierownictwu ośrodka dezynfekcję sanitariatów, bowiem nie były ona zachowane w należytej czystości. 4 września wpłynęła do nas druga skarga dotycząca przepełnionego szamba. Dwa dni później skontrowaliśmy ośrodek ponownie i było ono już opróżnione.
Codzienne problemy wypoczywającej rodziny, jak twierdzi czytelnik, nie kończyły się nawet wraz z nastaniem nocy. Również i wtedy nie mogli oni liczyć na spokój. Pod wieczór, zmęczeni, pragnęliśmy odpocząć. Tu spotkała nas kolejna niespodzianka - „darmowa” muzyka techno płynąca z oddalonego od nas o 30 metrów namiotu piwnego(...) Trwało to do godz. 1.30 i ku naszemu zdziwieniu już od godz. 9.00 rano namiot piwny rozpoczął swą działalność, nie bacząc na nasze prośby o ściszenie muzyki - relacjonuje zdenerwowany wczasowicz. Udałem się do kierownika, prosząc o interwencję w sprawie muzyki - usłyszałem, że coś takiego jak cisza nocna tu nie obowiązuje, a młodzież ma prawo korzystać z rozrywki muzycznej. Oskarżany o taką postawę kierownik twierdzi, że nigdy takich słów nie wypowiedział, a autor listu nie zgłaszał się do niego z tym problemem. Uważa również, że namiot (mały lunapark - jak go nazywa) stał tam całkowicie legalnie i miał wszelkie pozwolenia. Nie wie jednak, do której godziny było głośno, bowiem w godzinach nocnych nie bywał na terenie ośrodka. Tak więc zaprzecza wszystkiemu, co znalazło się w liście naszego czytelnika. Nie zgadza się również z tym, że unikał spotkania z wczasowiczem, gdy ten prosił o pokwitowanie wpłaty za turnus. Do samego właściciela ośrodka nie mam pretensji. Jest bardzo miły i sympatyczny. Nie zmienia to jednak faktu, że miało być przyjemnie, spokojnie, wśród drzew i śpiewu ptaków, wśród życzliwych osób, bez stresu, a było inaczej. Zmarnowałem czas, spokój i pieniądze - twierdzi zawiedziony wczasowicz.
Rafał Jabłoński