Nigdy nie zwątpiła
„Wszystko ma swoje granice i ich przestrzeganie zapewnia długowieczność małżeństwa” - mówią Klaudia i Franciszek Fierutowie z Radlina II, którzy 70 lat temu stanęli przed ołtarzem.
Jubilaci spotkali się dość przypadkowo. Ojciec posłał moją siostrę do znajomego. Ona postanowiła pojechać tam na rowerze, choć nie bardzo umiała - wspomina pani Klaudia. Gdy skręciła na szosę uderzyła w mur. Rower był zepsuty, więc musiałam oddać go do warsztatu. Tam pracował mój przyszły mąż Franciszek. Po naprawie powiedział, że nie odda mi roweru, ale odprowadzi go do domu. Potem sprawy potoczyły się dość szybko, poprosił mnie żebym poszła z nim na wesele do znajomego jako druhna. Ślub państwa Fierutów odbył się 16 października 1933 r., a 6 lat później urodziła się ich jedyna córka. Dzisiaj mają jeszcze 2 wnuków, tyle samo prawnuków oraz jedną praprawnuczkę. Pani Klaudia (z domu Rek) od samego początku mieszkała w Radlinie II. Zawodowo nie pracowała, opiekowała się domem i od czasu do czasu świadczyła usługi krawieckie znajomym. Jak mówi, ze zdrowiem jest nienajgorzej, a dobrą formę zawdzięcza herbatce z malwy, mięty i dziurawca. Zrywam je tylko w naszym ogródku. Ważny jest także masaż dłoni, na których są receptory odpowiedzialne za nasze zdrowie - mówi. Franciszek z kolei pracował w Rybnickim Zjednoczeniu Przemysłu Węglowego. Walczył na wojnie i w 1942 r. trafił do niemieckiej niewoli. W Pylicach, w jednym z niemieckich zakładów, naprawiał maszyny biurowe. Tam przebywał dwa lata, przez kolejne cztery nie mógł jeszcze wrócić do domu. Nigdy nie wątpiłam w to, że on ocaleje. W jeden dzień dałam za niego na trzy msze - wspomina jubilatka.
(raj)