Zmowa milczenia
W kopalni „Rydultowy- Anna” wrze. Z ust pracowników nie schodzi sprawa krewkiego nadsztygara, który najprawdopodobniej pijany zaatakował sprzątaczkę. Kobiecie udzielono pomocy, a nasz bohater jakby nigdy nic nadal pracuje. Nikt nic nie zgłosił policji. „Gdyby chodziło o zwykłego pracownika fizycznego to już dawno by go wylali” - powiedział nam jeden ze związkowców. Górnicy jak ognia unikają dziennikarzy. Dyrektor kopalni Gerard Chluba (na zdjęciu) powiedział nam, że sprawa została już wyjaśniona. Postanowiliśmy sprawdzić, co zaszło?
Kiedy dowiedzieliśmy się o zdarzeniu, udaliśmy się do Komendy Powiatowej Policji w Wodzisławiu by tam uzyskać szczegółowe informacje. Nadkomisarz Ernestyn Baz-gier poinformował nas, że nikt nie zgłaszał tej sprawy zarówno policji w Wodzisławiu, jak i w komisariacie w Rydułtowach. Pojechaliśmy więc na kopalnię, by tam dowiedzieć się więcej. Niestety, nikt z działu BHP, jak i z dyrekcji nie chciał z nami rozmawiać. Po wizycie w kilku związkach zawodowych znajdujących się na kopalni było już jasne, że informacje docierające do redakcji i zeznania górników stojących przed bramą kopalni nie są jedynie plotkami. Sprawa ta nie schodzi z usta załogi i widać, że spowodowała spore poruszenie, niestety nic konkretnego nie można się dowiedzieć - mówi Piotr Hoszecki pracownik kopalni. Panie oni sobie mogą pozwolić, a co? Gdyby chodziło o nas, zwykłych pracowników, to ani godziny dłużej byśmy tutaj nie pracowali. Chcą temu ukręcić łeb i tyle - denerwuje się inny mężczyzna.Naruszył nietykalność
Aby ustalić szczegóły, zwróciliśmy się do Kompanii Węglowej, aby ta podała konkrety. Z oficjalnej informacji, którą otrzymaliśmy 18 marca wynika, że 9 marca ok. godz. 17.00 pracownica firmy „Impel”, świadczącej usługi w zakresie sprzątania pomieszczeń w kopalni „Rydułtowy-Anna”, zgłosiła się w dziale BHP twierdząc, że Czesław K. naruszył jej nietykalność. Wszyscy nasi rozmówcy jak jeden mąż twierdzą, że mężczyzna był pijany. On sam w rozmowie telefonicznej powiedział nam, że nie odpowie na żadne pytania. Dyrektor kopalni Gerard Chluba, w informacji przekazanej nam za pośrednictwem Kompanii Węglowej twierdzi, że nie było możliwości zbadania mężczyzny alkotestem. Na miejsce zdarzenia natychmiast udał się pracownik działu BHP i okazało się, że w międzyczasie Czesław K. opuścił teren kopalni - czytamy w komunikacie dyrekcji. Karą dla niego była nagana.
Nie można milczeć
Kara ta bulwersuje zwykłych pracowników fizycznych. Są przekonani, że każdy z nich będąc w podobnej sytuacji natychmiast zasilił-by rzeszę bezrobotnych. Zarówno napastnik jak i poszkodowana doszli do porozumienia. Nie może być jednak mowy o zatuszowaniu całej sprawy i przejściu nad tym do porządku dziennego. Kobieta nie chce na ten temat rozmawiać i jest to jej niepodważalne prawo. Inną sprawą jest podejście do zdarzenia z punktu widzenia konsekwencji na przyszłość. Skoro mężczyzna atakujący kobietę otrzymuje tylko naganę i nadal zajmuje swoje stanowisko, to aż strach pomyśleć, co będzie jeśli inni uznają, że tego typu zachowanie jest praktycznie bezkarne?
Rafał Jabłoński
raj@nowiny.pl